1.06.2024 hej, ło łowieckach sobie dziś...
Szalom ludzie prawowierni, łowiecki, kozy, gazdy, gaździny i ty, plebanku. Aj waj, porobiło nam się znowuz w tej nasej Najjaśniejsej za przycyną Związku Socjalistycnyk Republik Europejskich. A tako się porobiło, ze niładnym słowem zmusony bedym się posłuzyć - jeśli ci to wadzi to skońc lekturę >>>tutaj<<<.
Jako zapewne zauwazyliście notkę tę staram się pisać językiem stylizowanym na mowę góralską - albowiem w duzej mierze o góralach bedzie łona łopowiadała. Moje zamieskałe śród smreków, wierchów i hal wiewióry poprosiły mnie bowiem o łopisanie cinzkigo losu łobecnych baców, juhasów i honielników*. Praca bacy cy juhasa nigdy do łatwych nie nalezała, bo to furt tseba było z łowieckami po halach hebać, doglądać ich, przed wilkami strzec, dwa razy dziennie wydoić, a wiecorem łoscypków, bundzów cy inksych redykołków napucyć. Terozki jednak praca ta jest przejebana po całości, a to przez eurokołchozową biurokrację. Na samym pocątku taki baca musi wyrobić sobie certyfikat, ze potrafi łoscypek pucyć zgodnie z łodwiecnym psepisem. A ze kiedyś kazdy baca nieco inacej swój łoscypek pucył, bo jeden dodał ciut wincyj mlika krowiego, drugi ciut mnij, tseci w inaksy sposób kopyścią kryncił, ćwarty jesce cuś inaksej zrobił? A to juz urzędników Związku Socjalistycnyk Republik Europejskich nie łobchodzi, drzewiej było kazdy chuj na swój strój, terozki kazdy ma robić według jednego, zatwierdzonego przez biurokratów, psepisu. Ale to nie koniec zabawy. Terozki kazda jedna łowiecka musi mieć swój pasport, a juhasy, cy tez bacowie, musą tyn pasport na wezwanie łodpowiednich cynników móc łokazać. Nie byłoby to moze jakimś wielkim problemem, gdyby tacy pasterze mieli pinć, no, dzisinć łowiecek - ale łoni mają tych łowiecek po kilkaset śtuk do zaopiekowania, a to oznaca łodpowiednią licbę tych pasportów. Nie jest to jednakowoz koniec papierologii, o nie - baca musi codziennie napisać raport o tym, ile mlika pozyskał, ile mlika pserobił, ile mlika mu pozostało, i co z tym pozostałym mlikiem zrobił. Ale to jest jesce małe miki, bo taki baca, jak już łowiecki łobrobi i dwie księgi raportów napise, to juz ma względny spokój i ślebodę, moze się psed kolibą na trawce pierdolnąć, gorzołki sobie łyknąć i gwiazdy łobacać. Zdecydowanie gorzej mają ci pasterze, którzy ze swoimi łowieckami do Tatrzańskiego Parku Narodowego chadzają. Władze tegoż Parku, tak panem Buckiem a prawdą, radzi ich witają, bo dzięki nim spore łoscędności mają, bo nie musą dutków wydawać na kosenie hal, które bez tego wartko by się smrekami pokryły i w las zmieniły - łowiecki im to za darmo załatwiają. Problem jednakowoz polega na tym, ze wprowadzanie nierodzimych bydląt na teren parku narodowego podlega róznym łobostseniom, a baca, poza łowieckami, ma pseciez krowę, której mlika potsebuje do wyrobu łoscypków, psa do pilnowania stada oraz kota do gonienia mysy prec łod koliby. I tu się najprawdziwse jajca zacynają, bo aby wprowadzić krowę, psa i kota na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego potsebna jest odpowiednia permisja z podpisem aktualnie urzędującego ministra. Ale to jest jesce nic, bo najlepse numery są z kotem. Kot, łopróc specjalnej permisji podpisanej przez samego ministra, jako przybyły do parku drapieznik, do tępienia mysy w kolibie zatrudniony, musi mieć specjalną licencję na zabijanie lokalnych, parkowych mysy - równiez, rzecz jasna, podpisaną przez samego ministra. Hej, problemów bacowie i juhasy mają całą masę i syćkich ich tutaj nie dam rady łopisać, jesce tylko o jednym wspomnę. Jesce kilka roków temu łogromnie duzo podhalańskich łowiecek wyjezdzało na wycieckę do Włoch, zeby stać się elementem tamtejsej kuchni. Bardzo się to jednakowoz nie podobało lewomyślnym i samozwańcym łobrońcom praw zwierząt, którzy tak długo protestowali przeciwko długiej podrózy łowiecek, ze az się Włosi wkurwili i zacęli brać łowiecki ze Słowacji i Rumunii, bo tamtejsi pseudoekolodzy wydają się ciutkę mądrzejsi i mord w sprawie nieludzkich warunków wywozu łowiecek nie łotwierają. Alibo tamtejsi górale są nieco bardziej nerwowi i łobrońcom przyrody własnoręcnie wytłumacyli, ze przyrody to se mogą bronić tam, gdzie nie wchodzą w paradę góralskiej miłości do dutków. Niestetyz polscy bacowie i juhasi takiej siły argumentów, lub argumentu siły, nie zastosowali i musieli zredukować pogłowia swoich stad.
Kłaniam się państwu piknie i pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* chociaz los honielników taki znowuz cinzki nie jest, bo go w zasadzie wcale ni ma - bo w zasadzie nie ma już chłopców pomagających bacom i juhasom przy wypasie łowiecek
Dodaj komentarz