11.06.2023 o wiedzy biologicznej lewomyślnych...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się zadziało w Europie i okolicach. Uprzejmie informuję, że w notce zagoszczą brzydkie wyrazy więc jeśli ci się to nie podoba to zrezygnuj z dalszego czytania >>>tutaj<<<.
Kilka ładnych lat temu towarzyszka Monika Płatek* stwierdziła, że "W związkach jednopłciowych rodzi się tyle samo dzieci, a często więcej, niż w związkach różnopłciowych". Pogląd ten, całkowicie nieprawdziwy z biologicznego punktu widzenia, zyskał spory poklask u osób lewomyślnych. Ewoluował on także, przekazywany z ust do ust, aż trafił do towarzyszki Mai Mariki Staśko, która ostatnio stwierdziła, że "Prawa biologii mówią, że facet może zajść w ciążę". Nie wiem, z jakiej planety pochodzi towarzyszka Maja Staśko, być może na jej rodzinnym globie faktycznie tak jest - ale ziemskie prawa biologii absolutnie wykluczają możliwość zajścia w ciążę przez faceta z bardzo prozaicznego powodu - otóż facet nie posiada odpowiednich narządów umożliwiających wytworzenie jajeczka, tudzież zagnieżdżenie się go i dalszy rozwój. Co prawda część Ludu Alfabetu nieustannie próbuje doprowadzić do zapłodnienia jednego mężczyzny przez innego, ale ich starania nie kończą się sukcesem. W sumie to bardzo dobrze, bo poród musiałby być naprawdę traumatyczny: wychodzące dziecko albo by mamusiowi (wybaczcie ten neologizm) rozpierdoliło dupsko bardziej niż nieświeży kebab z podwójnym ostrym sosem, albo by zęby wyjebało.
Smuci mnie i jednocześnie trochę przeraża fakt, że obie wyżej wzmiankowane panie mają wyższe wykształcenie (towarzyszka Monika Płatek jest profesorem, towarzyszka Maja Staśko jest, zdaje się, na studiach doktoranckich) a nie mają podstawowej wiedzy biologicznej na poziomie podstawówki. Ja rozumiem, że ich studia nie mają wiele wspólnego z biologią więc nie należy od nich oczekiwać, na ten przykład, znajomości zasad azotowych w nukleotydach DNA**, ale jakieś podstawy wypadałoby jednak znać - choćby po to, żeby nie dawać różnym ludziom świetnego powodu do darcia łacha z nieuctwa tak zwanej elity intelektualnej, już nie mówiąc o tym, żeby nie deprecjonować wyższego wykształcenia.
Ale skończmy już dywagacje o głupocie, wykształceniu i Ludu Alfabetu, zerknijmy sobie teraz co tam słychać u Ludu Pustyni i Puszczy. No niedobrze się dzieje, teoretycznie niezawodny i genialny plan nie ze szczętem wypalił - ale zacznijmy od początku, żeby za koleją było. Otóż 7 czerwca pływający pod turecką banderą statek Galatea Seaways wyszedł z tureckiego portu Topçular i wziął kurs na zachód aby dotrzeć do francuskiego Sète. Nie do końca wiadomo jak, ale na pokładzie znalazło się piętnastu migrantów z Ludu Pustyni i Puszczy, którzy nielegalnie chcieli dostać się do Europy, i w tym celu nożami starali się sterroryzować załogę. Nie ze szczętem im to wyszło, załoga zdołała spierdolić do azylu*** i skontaktować się z armatorem, który wezwał na pomoc włoską marynarkę wojenną gdyż statek akurat szedł kursem West 90 mil morskich od wybrzeży Italii. Marina Militare zareagowała wysyłając dwa helikoptery wypełnione żołnierzami sił specjalnych. Komandosi przeprowadzili błyskawiczny desant ze śmigłowców, ale Lud Pustyni i Puszczy postanowił nie kapitulować i zabarykadował się w ładowni. Jednakowoż po siedmiu godzinach od abordażu włoscy specjalsi sforsowali drzwi i wyłapali migrantów, którzy dostaną się co prawda do Europy, ale nie do francuskiego Sète, tylko do włoskiego Neapolu, gdzie staną przed sądem z zarzutami o piractwo i widokami na dłuższe kiblowanie w pierdlu. Osobistycznie uważam to za głupotę i absolutnie zbędną stratę pieniędzy włoskich podatników oraz czasu italskiego wymiaru sprawiedliwości - moim zdaniem złapanych na licu**** piratów powinno się bez zbędnych ceregieli wieszać na rei, a w przypadku jej braku na bomie załadunkowym albo na żurawikach łodzi ratunkowych. Ewentualnie, po przeprowadzeniu krótkiego i sprawiedliwego procesu, osoby skazane za rozbój morski można by wieszać w porcie, jak to drzewiej robiono ze znanymi piratami; w ten sposób zakończyli swe kariery "Calico Jack" Rackham, William Kid czy Charles Vane. Można by także wrócić do starej tradycji dekapitacji, jak w przypadku Klausa Störtebekera, najsłynniejszego morskiego zbója związku pirackiego Vitalienbrüder, działającego m.in na Bałtyku i Morzu Północnym. Niestety, współczesne zjebane prawo nie przewiduje kary śmierci za akty piractwa, co w mojej opinii jest kretynizmem najwyższego rzędu.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* nosząca, nie wiedzieć czemu, tytuł profesorski
** dla zainteresowanych: adenina, cytozyna, guanina, tymina
*** jest to opancerzona kajuta wyposażona w zapasy żywności i sprzęt łączności umożliwiająca przeczekanie ataku piratów i wezwanie pomocy
**** to taki archaizm, teraz popularniejsze jest sformułowanie "na gorącym uczynku"
Dodaj komentarz