21.03.2025 mądrość starożytnego Rzymu......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało nam się znowuż w Europie i okolicach. Jak zwykle uprzedzam o plugawym słownictwie więc jeśli nie przepadasz za takowym to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje dyslokowane w Bundesrepublice wiewióry ostatnimi czasy niemal co chwila donoszą mi, że lokalne władze w panice odwołują kolejne wielkanocne imprezy, tudzież inne wydarzenia mogące zgromadzić tłumy ludzi. Powodem, rzecz jasna, jest obawa przed zamachami terrorystycznymi organizowanymi przez pochodzących z Ludu Pustyni i Puszczy wyznawców "religii pokoju". No kurewski smuteczek, Niemiaszki się nie pobawią bo pozbawieni elementarnej logiki politykierzy, przy aplauzie ludzi z mózgami wypranymi przez lewomyślną ideologię multikulti, nawpuszczali do Europy hordy nielegalnych migrantów, obcych religijnie, kulturowo i etnicznie. No cóż, już starożytny rzymski prawnik, pan Gnaeus Domitius Annius Ulpianus, twierdził, że "volenti non fit iniuria"* - a 1800 lat później część teoretycznie inteligentnych i wykształconych Europejczyków nie jest w stanie pojąć tej prostej sentencji. Osobistycznie mam dziwne wrażenie, że coś w edukacji tych ludzi poszło cholernie nie tak.
Na Morzu Śródziemnym w pobliżu wyspy Lampedusa włoska straż przybrzeżna popierdala jak oszalała starając się odnaleźć na wzburzonych falach nielegalnych migrantów, którzy wjebali się do wody po tym, jak ich ponton się rozszczelnił i poszedł na dno. Dziesięciu wyłowili żywych, sześciu martwych, a czterdziestu nadal szukają. Wywodzący się z Ludu Pustyni i Puszczy, a więc z obcego kręgu kulturowego, kandydaci na nowych Europejczyków mogą nie znać znanego w niektórych kręgach pana Gnaeusa Domitiusa Anniusa Ulpianusa i jego kultowego powiedzenia "volenti non fit iniuria" - ale mundurowi z Włoch powinni znać bodaj najsłynniejszą wypowiedź swojego antenata. A poza tym ryby, kraby i krewetki też coś muszą wpierdalać.
A na koniec notki wrócimy sobie na momencik do sprawy wypowiedzenia przez Najjaśniejszą, Litwę, Łotwę oraz Estonię traktatu ottawskiego, czyli konwencji o zakazie użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych oraz o ich zniszczeniu (pisałem o sprawie w notce z 18 marca). Otóż fakt wycofania się z tego popieprzonego układu ewidentnie powoduje wielki ból dupsk rozmaitych lewomyślnych indywiduów. Taki, na ten przykład, towarzysz Espen Barth Eide, norweski minister spraw zagranicznych z ramienia Arbeiderpartiet**, bardzo mocno przyjebał się do niegłupiej koncepcji rządów Polski, Litwy, Łotwy i Estonii - twierdząc, że nawet przy pogarszającej się sytuacji międzynarodowej konieczne jest przestrzeganie zasad i zobowiązań dotyczących sposobów prowadzenia wojny, a miny przeciwpiechotne nie powinny być używane. Częściowo się nawet z towarzyszem Espenem Barthem Eidem zgadzam: przestrzeganie zasad prowadzenia wojny jest ważne, o ile zasad przestrzegają wszystkie strony konfliktu. Jednakowoż Rosja już niejednokrotnie udowodniła, że wszystkie zasady, tudzież umowy, zobowiązania i gwarancje, ma w piździe - a trzeba być naprawdę skończonym durniem, żeby honorowo i zgodnie z zasadami walczyć przeciwko agresorowi nieprzestrzegającemu żadnych zasad. I dlatego osobistycznie twierdzę, że w przypadku agresji moskwicinów należałoby ich wykańczać wszystkimi możliwymi metodami, zarówno jawnie, z bronią w ręku, jak i skrycie, przy pomocy chociażby bimbru zaprawionego trutką na szczury. Agresor chcący napaść na spokojnego człowieka musi liczyć się z tym, że spokojny człowiek będzie się bronił tak jak umie i tym, czym może - a, jak twierdził pan Gnaeus Domitius Annius Ulpianus, "volenti non fit iniuria".
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* dla niewładających mową Cycerona i Cezara: "chcącemu nie dzieje się krzywda"
* dla nieznających norweskiego: Partia Pracy
Dodaj komentarz