21.05.2025 znów pierdolnik w Najjaśniejszej......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż nam się w Najjaśniejszej grubo nawywijało. A ponieważ cierpliwość i zasób kulturalnych słów już mi się wyczerpały to w tej ciut dłuższej notce polecą joby więc jeśli drażnią one twoje oczęta to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Wyobraźcie sobie, moi drodzy, taką sytuację: mamy gang przemytników. Jedną z jego członkiń jest pani, dajmy na to, Karolina, która co prawda trefnego towaru nie przerzuca, ale za to zawsze stoi "na obcince", czyli patrzy na okolicę czy aby działalnością jej kamratów nie interesują się jakieś służby. Pewnego razu pani Karolina chujowo jednak obcinała i cała szajka wpadła w ręce policji, z rychłymi widokami na wizytę w sądzie i następującą po niej odsiadkę w kryminale. I nagle, cóż za uśmiech losu, pani Karolina zostaje mianowana sądową ekspertką do spraw przemytu. Jakie są szanse na to, że będzie bronić swoich kamratów udowadniając, że wcale nie byli przemytnikami i do żadnego przestępstwa nie doszło bo przemycany towar był całkowicie legalny? Osobistycznie sądzę, że całkiem spore.
Czy taka sytuacja mogłaby zdarzyć się w normalnym kraju? Nie. Zdarzyła się jednakowoż w Najjaśniejszej. Tyle tylko, że jej bohaterka nie nazywała się Karolina, a Klementyna. Otóż zamieszana w przerzut nielegalnych migrantów przez granicę* polsko-białoruską towarzyszka Klementyna Suchanow została ekspertką rządowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich. Nie regulujcie oczu ani ekranów: osoba współpracująca z przestępcami pomagającymi bandytom dostała robotę w rządowej komisji. Żeby było ciekawiej: nie jednej, bo towarzyszka Klementyna Suchanów zasiada także w rządowej komisji do spraw prześladowań aktywistów przez poprzedni rząd. Dziękuję, kurwa, nie mam więcej pytań. Osobistycznie wiarygodność obu tych komisji oceniam na okrągłe zero, ale z silną tendencją spadkową.
Zajmujący fotel szefa obecnego (nie)rządu pan Donald Tusk po raz kolejny się popisał, przy czym do końca nie jestem w stanie określić: humorem czy uważaniem Polaków za totalnych idiotów. Otóż pan Donald Tusk stwierdził, że w razie wygrania wyborów prezydenckich przez pana Rafałka Trzaskowskiego żadnego zagrożenia jednowładztwem pana Donalda Tuska ni chuja nie będzie, bo przecież na ręce będzie mu patrzył zarówno prezydent Rafałek Trzaskowski, jak i niezależny wymiar sprawiedliwości. Osobistycznie po tych słowach pierdolnąłem śmiechem, bo jakim cudem popychle ma kontrolować swego pryncypała, tudzież jak sędziowie sterowani przez obecnego ministra (nie)sprawiedliwości, pana Adama Bodnara (który bez mydła i wazeliny włazi w dupę po palcu swojemu szefowi i bez mrugnięcia okiem wykonuje jego polecenia), mają kontrolować rządzącego Najjaśniejszą pana Donalda Tuska? Przecież w taką kontrolę to uwierzyć mogą chyba tylko najbardziej zaczadzone nienawiścią jebaćpisy. Chyba, żeby przyjąć założenie, że pan Donald Tusk jest równie sprawnym mówcą jak w latach trzydziestych był towarzysz Adolf Hitler, który potrafił Niemiaszków ogłupić do tego stopnia, że mu zaufali - a biorąc pod uwagę wyniki wyborów, w których kandydaci Milicji (przepraszam: Koalicji) Obywatelskiej regularnie zdobywają dużą liczbę głosów, to takie założenie jest całkowicie usprawiedliwione i dość mocno prawdopodobne. Przy czym towarzysz Adolf Hitler przynajmniej wierzył w swoje słowa i okłamywał naród rzadziej niż pan Donald Tusk.
A jeśli o okłamywanie ludzi chodzi to niektórzy p.osłowie Milicji (przepraszam: Platformy) Obywatelskiej powinni się pierdolnąć do swego szefa na korepetycje, bo albo chujowo im to wychodzi, albo wręcz wcale. Za przykład może tu stanąć p.osioł Przemysław Witek, który na pytanie czy pan Rafałek Trzaskowski będzie starał się realizować postulaty pana Sławomira Mentzena, odrzekł z prostotą "Cóż szkodzi obiecać". W zasadzie typ otwarcie stwierdził, że popierany przez jego partię kandydat na prezydenta może obiecać gruszki na wierzbie i cuda na chuju - ale to wcale nie oznacza, że będzie się czuł w jakikolwiek sposób zobligowany do spełnienia tych obietnic. Osobistycznie mam silne uczucie déjà vu: całkiem niedawno taki jeden łajdus też ludziom naobiecywał jakieś sto konkretów na sto dni, niemal nic z tych obiecanek nie zrealizował w praktyce, a oszukanie kilku milionów ludzi snu z powiek mu nie spędza. Bo przecież "Cóż szkodzi obiecać". W zasadzie te słowa powinny być hasłem przewodnim Milicji (przepraszam: Platformy) Obywatelskiej - bo jest to partia, która od skurwysyna rzeczy obiecuje, ale mało z nich faktycznie robi.
Osobistycznie bardzo bym chciał następującej zmiany w prawie: za nierealizowanie obietnic wyborczych wypad na kopach z roboty i dziesięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Zapobiegłoby to sytuacji, w której kandydaci obiecują dla każdego wyborcy czteropak Harnasia, ramkę Chesterfieldów i średnią hawajską, a po dorwaniu się do żłoba robią z gęby cholewę, o swych obietnicach zapominają i mają na swoich wyborców centralnie wyjebane - tudzież sytuacji, w której kandydaci przelicytowują się tym, kto ile rozda. A poza tym w interesie społecznym byłaby możliwość posiadania narzędzia do wyjebania z roboty niesłownego p.osła, ministra czy prezydenta - przy czym jestem kurewsko ciekawy czy choć jeden sejm i choć jeden rząd przetrwałby w niezmienionym składzie całą przewidzianą prawem kadencję. Osobistycznie przypuszczam, że wątpię.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* a oprócz tego wielokrotnie znieważająca funkcjonariuszy, naruszająca mir domowy, upierdalająca farbą budynki w czasie proaborcyjnych protestów Marszu Kobiet, oraz całkiem sporo innych naruszeń prawa - ale to akurat nie ma w tym momencie większego znaczenia
Dodaj komentarz