Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się dzieje na świecie. Miało być bez przekleństw - ale nie wyszło więc jeśli wulgaryzmy ci przeszkadzają to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Dziś mijają dwa lata od kiedy zacząłem komentować światowe wydarzenia. Dwa lata prowadzenia wiewiórczego wywiadu, komunikacji z Honorowymi Wiewiórami, czytania komentarzy i odpowiadania na nie. Dwa lata opisywania głównie wydarzeń dziwnych i wkurwiających, zdecydowanie rzadziej zaś pozytywnych i przywracających wiarę w ludzkość. Chciałem z tej okazji zrobić jakiś optymistyczny wpis, jakich bardzo mało przez ten czas powstało - ale nie da się. Po prostu, kurwa, się nie da - gdyż mało z tego świata optymistycznych wieści spływa. I na jakąś drastyczną poprawę tego stanu rzeczy wcale się nie zanosi. Ale miło mi, że ktoś moje notki czyta i docenia. Trzymajcie się, Drodzy Czytelnicy, chłodno w ten gorący, letni dzień - i zapraszam do lektury.
Dzisiejszą porcję wiadomości wkurwiających zaczniemy sobie od wizyty w stolicy Najjaśniejszej, Warszawie. Moje wiewióry zrobiły krótki przegląd polskiego ustawodawstwa - i były tak zdumione, że postanowiły mi o sprawie donieść. Otóż w pierwszym półroczu tego roku samo prawo podatkowe było zmieniane 35 razy. Jak, kurwa, przedsiębiorca ma prowadzić biznes, gdy przepisy zmieniają mu się średnio co tydzień? Jak ma funkcjonować zwykły obywatel, gdy co kilka dni robi się pierdolnik? I jak mają działać księgowi, którzy ten jebnik muszą ogarniać na bieżąco?
A legislacyjna sraczka rządzących Najjaśniejszą nie dotyczy tylko podatków - przez pierwsze sześć miesięcy tegoż roku z parlamentu wyszło 955 rozmaitych ustaw, rozporządzeń i umów. Moje wiewióry pracowicie policzyły, że zajęły one niemal 15 tysięcy stron co oznacza, że urzędy centralne produkowały średnio 82 strony nowych przepisów dziennie, wliczając niedziele i święta. Gdyby komuś wpadło do głowy zapoznanie się z tym bełkotem to musiałby poświęcać jakieś 4 godziny dziennie przez pół roku na samo przeczytanie - bez głębszego zastanawiania się nad treścią czy sprawdzania odnośników do innych ustaw, o zrozumieniu nie wspominając. Osobistycznie może nawet bym się za bardzo nie czepiał, gdyby te zmiany w prawie były zrobione dobrze, z pomysłem, i miały jakiś sens - ale ni chuja tak nie jest. Wiele razy pisałem w tym roku na temat Polskiego (bez)Ładu, sztandarowego programu rządzącej Najjaśniejszą partii Podwyżek i Socjalizmu (przepraszam: Prawa i Sprawiedliwości), o zawartych w nim głupotach i nieudolnych próbach poprawienia ich na kolanie w kiblu, co skutkowało pojawianiem się bzdur w innych miejscach. W ten sposób nie da się stworzyć dobrego prawa. Ustawy, zwłaszcza dotyczące finansów, mogą być tworzone przez teoretyków - ale później muszą być przejrzane i poprawione przez praktyków. Teoretycznie artysta plastyk może zaprojektować piękny most - ale trzeba kogoś ze znajomością zasad budownictwa i wytrzymałości materiałów żeby ten most powstał i przetrwał, bo inaczej to jebnie. I podobnie jest z prawem.
Ale zostawmy już legislatywę, inne tematy czekają. Pan Rafałek Trzaskowski, pełniący niestety funkcję prezydenta Warszawy, znowu przyczynił się do zorganizowania Campusu Polska Przyszłości. Jednym z gości specjalnych tegoż wydarzenia będzie chamka Barbara Kurdej-Szatan, podobno aktorka, która w niewybrednych słowach zbluzgała funkcjonariuszy Straży Granicznych broniących granic Najjaśniejszej przed agresywnymi hordami Ludu Pustyni i Puszczy nasłanymi przez samowładcę Białorusi, pana Alaksandra Łukaszenkę. Chamka Barbara Kurdej-Szatan ma wziąć udział w dyskusji poświęconej hejtowi, gdyż według pan Rafałka Trzaskowskiego stała się ona właśnie niewinną ofiarą nienawiści i dodatkowo jest zaszczuwana przez rządową machinę propagandową. Prezydent Warszawy stwierdził też, że chamka Barbara Kurdej-Szatan "BYĆ MOŻE powiedziała coś zbyt ostro", ale to przecież "media rządowe manipulują, kłamią, (...) wszystkie gazety przekraczają kolejne granice. Wystarczy popatrzeć na to jak traktowani są ludzie, którzy mówią hejtowi nie". To teraz ja BYĆ MOŻE napiszę coś zbyt ostro*, ale oczywiście hejtem to, przynajmniej według pana Rafałka Trzaskowskiego, nie powinno być: Kurwa! Kurwa! Co tam się dzieje! To jest kurwa »Polska Przyszłości«? »Polska Przyszłości«? To są idioci bez godności bez mózgu bez niczego. Idioci ślepo nienawidzący własnego kraju! Kurwa! Jak tak można!
Ale zostawmy już niewydarzonych polityłków i organizowane przez nich hucpy, oraz podobno aktoreczki z głupimi poglądami. Teraz, tak dla odmiany, będzie informacja pozytywna. Ostatnimi czasy rozgłos w internecie zdobywa pan Marcin Strzyżewski, prowadzący na youtubie swój kanał**. Cóż takiego zrobił, że zdecydowałem się o nim napisać? Otóż zadzwonił do kacapskiej Wojskowej Komendy Uzupełnień i, podając się za 35-letniego Rosjanina bez przeszkolenia wojskowego, zapytał o możliwość wyjazdu na Ukrainę celem dorobienia sobie poprzez wzięcie udziału w "wojskowej operacji specjalnej". Rozmawiający z nim biurkownik był przeszczęśliwy i zapewnił go, że jak tylko przyjdzie z dokumentami to w zasadzie od ręki zorganizują mu wyjazd. Sytuacja ta świadczy o kiepskiej sytuacji rosyjskiej armii, żeby nie powiedzieć, że o desperacji. Osobistycznie uważam, że wysyłanie na front nieprzeszkolonego rekruta, który nie zna warunków wojskowych ani tym bardziej wojennych, nie ma pojęcia o metodach działania wojsk własnych i przeciwnika, nie umie się poruszać, może nie mieć kondycji ani wiedzy o hierarchii wojskowej i setkach innych rzeczy wbijanych szeregowym do głów na szkoleniach, prawdopodobnie nigdy nawet nie trzymał broni w ręku - to głupota, gdyż pożytek z takiego "żołnierza" najpewniej będzie zerowy albo wręcz ujemny.
Ale zostawmy już Najjaśniejszą, zerknijmy sobie teraz na Ukrainę, gdzie w okupowanym przez Moskwicinów Melitpolu został odjebany taki numer, że proszę siadać. Otóż w tym mieście narzucona siłą ruska administracja wypłacała ludziom emerytury w rosyjskich rublach. Bardzo szybko się jednak pokazało, że połowa banknotów to kiepsko zrobione fałszywki. Władze okupacyjne starały się wytłumaczyć emerytom, że jadące z Moskwy ruble zagubiły się gdzieś w transporcie - ale jakoś nikogo nie przekonały. Wychodzi na to, że ktoś po prostu podpierdolił połowę transportu i w miejsce prawdziwej forsy podłożył podróbki. Osobistycznie nie wierzę, żeby to było zwykłe przestępstwo, o którym władze nie wiedziały.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
*parafrazując wypowiedź chamki Barbary Kurdej-Szatan
** osobistycznie oglądam. Co prawda lekko irytuje mnie jego maniera wymowy, ale bez problemu ją przełykam gdyż dawka wiadomości podawana przez pana Marcina Strzyżewskiego jest naprawdę potężna i podana w dość interesującej formie
Dodaj komentarz