22.02.2023B wycieczka z Łóżników do Koperników......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym zimnym dniu. Aj waj, tyle się na świecie nawyrabiało, że aż was zabiorę na wycieczkę. Przy czym od razu uprzedzam, że polecą grubsze słowa - jeśli ci to nie pasuje to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
W Warszawie, na zapleczu Zamku Królewskiego był uprzejmy wygłosić mowę niestety prezydent Stanów coraz mniej Zjednoczonych, pan Joe Biden, a w Moskwie, na stadionie Łużniki odjebał swoją hucpę prezydent Rosji, pan Władimir Władimirowicz Putler (przepraszam: Putin). Kacapskie media rządowe, tudzież rząd popierające, zesrały się z radości wielkiej opisując jak to sam pełniący obowiązki cara raczył do dwustutysięcznego tłumu zebranego na obiekcie przemówić. Moje rezydujące w okolicznym parku wiewióry niestety nie dały rady dowiedzieć się jednej rzeczy: jakim cudem na stadion na Łużnikach wlazło 200 tysięcy luda, skoro ma on pojemność 81 tysięcy? Osobistycznie jednakowoż uważam, że i bez cudów taka czereda wlazłaby na obiekt - wystarczyło zaproponować potencjalnym uczestnikom po 500 rubli na łebka.
Zostawiamy teraz Rosję i przenosimy się na północ, gdzie moje tamtejsze wiewióry dokopały się do wyjaśnienia pewnego dziwnego zjawiska. Otóż w zeszłym roku w Norwegii sprzedaż aut elektrycznych wyjebała w rejony nigdzie i nigdy nie notowane, a od pierwszego stycznia tego roku upadła i sobie głupi ryj rozwaliła. Dziwne zjawisko polegało na tym, że Norwegowie, którzy do końca zeszłego roku miłością, zdawałoby się, wielką kochali elektryki, nagle w tym roku odwrócili się od nich ze wzgardą sprawiając, że sprzedaż spadła o 95%. A wytłumaczenie tegoż zjawiska jest, wbrew pozorom, bardzo proste. Otóż wcześniej norweski rząd obniżył VAT na pojazdy prądem pędzone z 25% na 0 - a skoro obywatele zaczęli zaczęli je łykać jak młode pelikany to stwierdził, że od nowego roku ten podatek wraca do swojej podstawowej wysokości. Do tego doszedł podatek od masy pojazdu, do tej pory pobierany wyłącznie od samochodów spalinowych - a że akumulatory do lekkich nie należą to elektryki swoje ważą, więc podatek też spory wychodził. I stał się cud, który co prawda mógłby przewidzieć nawet uczeń podstawówki jako tako z matematyką obznajomiony, ale który zaskoczył towarzysza premiera Jonasa Gahr Støre z norweskiej Partii Pracy - wobec zniknięcia mocno preferencyjnych warunków na zakup samochodów elektrycznych Norwegowie błyskawicznie wrócili do kupowania samochodów spalinowych. Cudów w tym nie ma, ni magii nijakiej - ale jest coś, co dla lewomyślnych jest równie, albo i bardziej, tajemnicze i niezrozumiałe: ekonomia.
Kontynuujemy nasze peregrynacje i teraz, tak dla odmiany, wybierzemy się do Skarlałej (dawniej Wielkiej) Brytanii, konkretnie to w okolice miasta Pickering. Urokliwe to miasteczko miało jedną, dość charakterystyczną, cechę: jak tylko ciut bardziej popadał deszczyk to ulice były zalewane. Kilka lat temu mieszkańcy się wreszcie wkurwili, bo ileż to można przy angielskim klimacie po każdej burzy udawać Wenecję i kajakiem po zakupy popierdalać, i poprosili władze, tudzież Agencję Środowiska, o jebnięcie jakiegoś systemu przeciwpowodziowego. Władze do spółki z agenturą stwierdziły, że akurat na to w budżecie środków nie ma i może kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, coś się pomyśli. I tak sobie władze myślały, i myślały, i myślały - a coraz bardziej wkurwieni po każdym oberwaniu chmury obywatele zaczęli działać. Dogadali się z dyrekcją leżącego po sąsiedzku parku narodowego North York Moors oraz z organizacją Natural England aby wypuścić w okolicy bobry. Po trzech latach od introdukcji tych gryzoni pokazało się, że mimo cholernej ulewy uliczki miasteczka Pickering nie spłynęły wodą. Zaciekawieni tą nietypową i pozytywną zmianą mieszkańcy wysłali zwiad do lasu Crapton, z którego płynie wylewająca przy większych opadach rzeka Seven, i w którym osiedlono bobry. Zwiad ten zobaczył, że zwierzaki pierdolnęły sobie delikatną tamę o długości 70 metrów, część wody opadowej zatrzymującą, a część kierującą poza miasteczko - a dodatkowo wzniosły jeszcze kilka mniejszych zapór, dodatkowo blokujących fale powodziowe. Mieszczanie są szczęśliwi bo Pickering już nie jest zalewane, władze są szczęśliwe bo mieszkańcy przestali dupę o system przeciwpowodziowy zawracać, Agencja Środowiska jest szczęśliwa bo zaoszczędziła kupę kasy, bobry też są szczęśliwe bo mają zajebiste warunki do życia i nikt im dupy nie zawraca. Sytuacja typu win-win: wszystkie strony wyszły z niej zadowolone. Osobistycznie bardzo pochwalam.
A na sam koniec naszej wycieczki zajrzymy sobie na momencik do Warszawy, a konkretnie to do Centrum Nauki Kopernik. Tamże, z okazji 550 rocznicy urodzin patrona, dyrekcja postawiła humanoidalnego robota wyposażonego w sztuczną inteligencję, wyglądem naśladującego pana Mikołaja Kopernika. Z tymże robotem, dysponującym wiedzą z internetu i algorytmów, można sobie porozmawiać, tudzież zadać mu jakieś pytanie, na które tenże powinien, zgodnie ze swoją wiedzą, odpowiedzieć. Bardzo szybko jednakowoż pokazało się, że sztuczna inteligencja przegrywa z naturalną głupotą lub złośliwością - bowiem jeden z odwiedzających poprosił elektronicznego Kopernika o wyrecytowanie stałej Archimedesa. Stała Archimedesa, zwana takoż ludolfiną lub liczbą π* ma taką szczególną cechę, że nigdy się nie kończy i recytowanie jej może potrwać do końca świata i jeden dzień dłużej. Sztuczna inteligencja była gotowa tak właśnie zrobić, ale dyrekcja Centrum Nauki Kopernik nie chciała podjąć tego wyzwania i wyłączyła maszynę. Osobistycznie uważam, że aby zapobiec podobnym wypadkom, na przyszłość należałoby sztucznemu Kopernikowi zaprogramować na pytanie o liczbę π jedną krótką odpowiedź: "SπERDALAJ!".
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* czytaj: pi
Dodaj komentarz