22.08.2024 a w Najjaśniejszej, jak zwykle,...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, porobiło nam się ostatnio w Najjaśniejszej i okolicach. Jeśli ktoś sądzi, że w tej notce nie będzie przekleństw, to się straszliwie myli i może skończyć lekturę >>>tutaj<<<.
Zaczniemy sobie od wiadomości na pierwszy rzut oka dobrej - otóż nasza Straż Graniczna osiągnęła pewien sukces, złapała mianowicie melatoninowo wzbogaconego dżentelmena, który jakiś czas temu był uprzejmy nasrać do wody w kąpielisku „Na trzech stawach” w Katowicach. Pokazało się, że człowiek ten jest już znany funkcjonariuszom, gdyż w listopadzie łońskiego roku był przez nich zatrzymany, a wobec niemożności wylegitymowania się i udowodnienia legalności swojego pobytu na terytorium Najjaśniejszej został doprowadzony przed surowe oblicze lokalnego komendant jednostki SG w Sosnowcu. Komendant się długo w tańcu nie pierdolił, jeno wydał nakaz opuszczenia Polski i zakaz wjazdu do strefy Schengen przez lat trzy, na co wpływ mogło mieć zachowanie obywatela Senegalu, który lżył wszystko i wszystkich plugawymi słowy, starał się obnażyć przed funkcjonariuszami, tudzież rozmaite inne brewerie* wyczyniał. I tutaj duży minus dla funkcjonariuszy Straży Granicznej, którzy zamiast typa w kajdanach zataszczyć na najbliższy aeroplan lecący do jego ojczyzny, to go po prostu puścili wolno, naiwnie licząc, że z dobrawoli do siebie wróci. Pierdolnęli się nasi mundurowi straszliwie, bo Senegalczyk pozostał w Polsce, nawet Śląska nie opuścił, zapewne licząc na to, że wśród hałd i pyłu węglowego łacniej mu będzie służbom z oczu zniknąć. Pitał** tak kilka miesięcy, ale ciul*** wielki z tego wyszedł, bo nasi pogranicznicy dupnęli go jednak, i ciupasem w kajdanach dostarczyli na warszawskie lotnisko Okęcie, we fliger**** wsadzili i do Blaise Diagne International Airport w mieście Dakar wyekspediowali. I na tym się, przynajmniej chwilowo, skończyła polska kariera melatoninowo wzbogaconego dżentelmena, który w czynie społecznym katowickie karasie własnym gównem dokarmiał.
A skoro tematy fekalne poruszyliśmy to zerknijmy sobie teraz na europejską nagrodę dziennikarzy, przyznawaną przez M100 Sanssouci Colloquium. Otóż niebawem w niemieckim Potsdamie nagrodę tę odbierze herr Donald Tusk, pełniący niestetyż funkcję prezesa obecnego polskiego (nie)rządu. Moje wiewióry twierdzą, że w oficjalnym uzasadnieniu figuruje, że nagroda ta jest za "niestrudzoną walkę z autokracją", "przywracanie praworządności i wartości demokratycznych", tudzież "ożywienie współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego" - no ale, kurwa, bez jaj: nie trzeba być jakimś wybitnym myślicielem by wykombinować, że Niemiaszki postanowiły nagrodzić gorliwą służbę swojego przydupasa. Zaiste, wygląda to dokładnie tak, jakby możny pan podczas wielkiej uczty wielkopańskim gestem rzucił wiernemu psu kość z resztkami mięsa.
A jak już wlazłem na temat herr Donalda Tuska, szefa obecnego (nie)rządu Najjaśniejszej, to muszę zrobić coś nietypowego: pochwalić decyzję tegoż politykiera. Otóż zdecydował się on przyjąć dymisję towarzysza Bartłomieja Ciążyńskiego z Lewizny (przepraszam: Lewicy), który to postanowił zrezygnować z pełnionej przez siebie funkcji wiceministra sprawiedliwości. Czemuż to towarzysz Bartłomiej Ciążyński opuścił intratną posadkę? Otóż wcześniej, zanim jeszcze zaczął robotę w Ministerstwie Sprawiedliwości, pracował on w Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii, gdzie dostał służbowy samochód i służbową kartę paliwową do jego tankowania - z zaznaczeniem, że zarówno pojazd, jak i karta, są tylko do użytku służbowego. Najwidoczniej jednak tak się do tejże fury i darmowego jej tankowania przyzwyczaił, że już po przejściu z PORT-u do ministerstwa dalej sobie tą bryką popierdalał, i to nie tylko w sprawach służbowych, ale takoż wraz z rodzinką na wakacje na Słowację, za paliwo płacąc, rzecz jasna, służbową kartą. Sprawa jednakowoż się rypła, wścibskie pismaki wyciągnęły ją na światło dzienne - i tutaj towarzysz Bartłomiej Ciążyński, na tym etapie już podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, chociaż pierwotnie łgał, że wszystko jest gites-malina i na pełnym legalu, to jednakowoż później przyznał, że faktycznie ciut troszeczkę nie tak się zachował i pałę przegiął - obiecał zwrócić pieniądze za wachę i złożył papiery o rezygnacji z urzędu. Osobistycznie jestem kurewsko ciekawy, czy należący do Polskiego Ośrodku Rozwoju Technologii samochód też oddał, czy też dalej nim sobie popierdala.
A swoją drogą to dziwne i parszywe nam czasy nastały: wiceminister sprawiedliwości oszwabia państwo na paliwie, premier dostaje z obcych rąk nagrodę za obronę niezagrożonej demokracji i przywracanie niezanikłej praworządności - aż strach pomyśleć co będzie dalej.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* aż chciało by się napisać "małpie figle", ale obawiam się, że takie sformułowanie przyciągnęłoby uwagę kakaowego oka Saurona (przepraszam: facebookowych cenzorów) - a mi do wycieczki na banowe pola wcale nie pilno
** to po ślunsku, oznacza "uciekał"
*** to tyż po ślunsku, na polski się tłumaczy jako "chuj"
**** to tyż po ślunsku, po polsku to będzie "samolot"
Dodaj komentarz