23.11.2023 cuda w eurokołchozie...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, porobiło nam się znowuż w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Notka będzie o eurokołchozie więc dla nikogo nie powinno być zdziwieniem, że znów sobie porzucam mięsem - jeśli masz z tym problem to skończ lekturę >>>tutaj<<<. Aha, i będzie ciut dłużej i politycznie - żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Führer Bundesrepubliki, towarzysz Olaf Scholz z Kommunistische (verzeihung: Sozialdemokratische) Partei Deutschlands, po raz kolejny zaapelował do pana Władimira Władimirowicza Putlera (przepraszam: Putina) o zakończenie inwazji Rosji na Ukrainę. Moje rezydujące w okolicach moskiewskiego Placu Czerwonego wiewióry twierdzą, że adresat apelu po zapoznaniu się z jego treścią rzucił w przestrzeń filozoficzną uwagę o treści "job jego mat', wot durak". Po czym zapytał jednego ze swoich przydupasów: "Czy ten debil naprawdę sądzi, że po to zaczynałem specjalną operację wojskową aby ją skończyć nie osiągnąwszy właściwie żadnych jej celów?". I tutaj zmuszony jestem zgodzić się z panem Władimirem Władimirowiczem Putlerem (przepraszam: Putinem): jeśli towarzysz Führer Olaf Scholz naprawdę sądzi, że samodzierżca Rosji, pan Władimir Władimirowicz Putler (przepraszam: Putin), zakończy wojnę tylko dlatego, że zaapelował o to szef Bundesrepubliki, to jest jebanym durniem, głupszym niż ustawa przewiduje.
Ale zostawmy już Bundesrepublikę i jej niedorobionego Führera, zerknijmy sobie do Królestwa Niderlandów - bo tam się ciekawe rzeczy dzieją. Otóż Holendrzy wybrali sobie ostatnio członków do Tweede kamer, czyli tamtejszego sejmu. Wyniki tychże wyborów są co najmniej ciekawe. Otóż 35 mandatów, czyli najwięcej ze wszystkich komitetów wyborczych, zgarnęła Partij voor de Vrijheid* pana Geerta Wildersa, której program jest w dużej mierze antymigracyjny, antyislamski i eurosceptyczny. Można by więc wysnuć wniosek, że sporej części mieszkańców Niderlandów nie podoba się rosnąca liczba Ludu Pustyni i Puszczy i wprowadzane przez niego własne obyczaje. Drugie miejsce w wyborach zajęła koalicja Partij van de Arbeid** i GroenLinks***, znaczy się sojuz czerwonych i zielonych komuchów pod wodzą towarzysza Fransa Timmermansa, uzyskując 26 mandatów. Oznacza to, że jeszcze wielu Holendrów jest zarażonych wirusem lewomyślności. Ostatnie miejsce na podium zajęła lekko prawicująca Volkspartij voor Vrijheid en Democratie**** niedawnego premiera, pana Marka Ruttego, którego poprzedni rząd rozjebał się przez wewnętrzne niesnaski w temacie migrantów. W poprzednich wyborach VVD miała 34 miejsca w Tweede kamer, teraz musi się zadowolić 23. Dalsze miejsca zajęły: centroprawicowa Nieuw Sociaal Contract i centrolewicowa Democraten 66, a dalej to już nie chce mi się wymieniać bo leci drobnica.
Pan Geert Wilders nie ma jednak zbytnich powodów do radości, gdyż jego ugrupowanie nie zdoła własnym sumptem sformować rządu i będzie musiało poszukać koalicjanta - a z tym może być problem. Moje holenderskie wiewióry twierdzą, że banda towarzysza Fransa Timmermansa z góry odrzuciła możliwość wejścia w koalicję z Partią Wolności, czego można się było spodziewać, bo lewomyślnym komunistom z wolnością nigdy nie było po drodze. Nieco zaskakujący jest fakt, że niechętny współrządzeniu jest także centroprawicowy Nieuw Sociaal Contract, chociaż teoretycznie miałby z partią pana Geerta Wildersa kilka wspólnych tematów. Partii Wolności pozostaje więc dogadanie się z Ludową Partią dla Wolności i Demokracji, co może (ale wcale nie musi) się udać. Dałoby to prawicowej koalicji 58 mandatów w Tweede kamer - co w zasadzie chuj wielki im daje, bo niższa izba holenderskiego parlamentu liczy 150 członków. Czyli pan Geert Wilders musiałby albo mozolnie dozbierać sobie jeszcze co najmniej 18 głosów z drobnicy, tworząc jakąś dziką (a co z tym idzie niepewną) koalicję, albo stworzyć rząd mniejszościowy licząc na to, że jakimś cudem uda mu się rządzić bez pewnej większości głosów. I w jednym, i w drugim przypadku musiałby zapewne zrezygnować z niektórych co bardziej radykalnych punktów swojego programu wyborczego. Innymi słowy: jak się szef Partij voor de Vrijheid nie obróci - i tak dupa z tyłu. Aczkolwiek dobrze wiedzieć, że w Europie powoli narasta opór przeciwko lewomyślnym i ich durnym zasadom - być może jeszcze za mojego życia cały komunizm i jego pogrobowcy ze swoimi zjebanymi koncepcjami trafią tam, gdzie już dawno trafić powinni: na śmietnik historii. I tej optymistycznej myśli będę się trzymał.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* co się tłumaczy na Partia Wolności
** co się tłumaczy na Partia Pracy
*** czyli Zielonej Lewicy
**** co bym przetłumaczył jako Ludowa Partia dla Wolności i Demokracji
Dodaj komentarz