23.11.2024B o wyborach różnych...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym chłodnym dniu. Aj waj, znowuż nam się ostro nawywijało w eurokołchozie i dlatego słowa w tej notce też będą ostre - jeśli masz z tym problem to skończ lekturę >>>tutaj<<<. Aha, i będzie ciut dłużej - żeby nie było, że nie uprzedzałem.
Wiadomością dnia na polskiej scenie politykierskiej jest niewątpliwie zwycięstwo pana Rafałka Trzaskowskiego z panem Radosławem Sikorskim w przeprowadzonych w Milicji (przepraszam: Koalicji) Obywatelskiej prawyborach prezydenckich. Pan Rafałek Trzaskowski wygrał zdecydowanie, gromadząc niemal 3/4 głosów. Moje kręcące się w okolicach stołecznej ulicy Wiejskiej 12A, gdzie mieści się siedziba główna Milicji (przepraszam: Koalicji) Obywatelskiej, wiewióry wyniuchały, że wśród wyższych warszawskich czynowników Milicji (przepraszam: Platformy) Obywatelskiej wszyscy zagłosowali na obecnego prezydenta Warszawy. Zdziwione tą, jakże rzadką na polskiej scenie politykierskiej, jednomyślnością zaczęły więc niuchać dalej i doszły do zadziwiających, na pierwszy rzut oka, wniosków: otóż wierchuszka warszawskich platformersów nie głosowała na pana Rafałka Trzaskowskiego dlatego, że był on zdecydowanie lepszym kandydatem niż pan Radosław Sikorski, tylko dlatego, żeby wypierdolić go w końcu z funkcji prezydenta miasta stołecznego Warszawy. Osobistycznie mam bardzo poważne wątpliwości czy typ, którego właśni ziomale chcą wyjebać z fuchy, jest odpowiednim kandydatem na urząd prezydenta Najjaśniejszej.
Jeśli jednakowoż przez jakieś fatalne zrządzenie losu lub głupotę głosujących pan Rafałek Trzaskowski zostanie prezydentem Polski to Milicja (przepraszam: Koalicja) Obywatelska będzie musiała wpieprzyć kogoś na dotychczas zajmowane przez niego stanowisko. Moje stołeczne wiewióry donoszą, że na chwilę obecną jest jeden kandydat na objęcie tej funkcji: pan Marcin Kierwiński. Jest to dość niepokojąca perspektywa dla stolicy Najjaśniejszej, tudzież jej mieszkańców, albowiem pan Marcin Kierwiński chujowo się sprawdził jako szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, zupełnie sobie nie poradził z byciem europosłem, bycie specjalnym delegatem obecnego (nie)rządu do spraw powodzi też go przerosło. Osobistycznie uważam, że coś to miasto "gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje" ma kurewskiego pecha do rządzących: jak nie pani Hanna Gronkiewicz-Waltz (którą kiedyś jeden ze znanych mi mieszkańców stolicy określił słowami "kurwa walcowana od kamienic") to pan Rafałek "Didżej*" Trzaskowski, a w niedalekiej przeszłości być może pan Marcin Kierwiński, którego w czasie Centralnych Obchodów Dnia Strażaka 4 maja tego roku pokonał zwykły mikrofon.
Ale zostawmy już Warszawę, zostawmy nawet Najjaśniejszą - i udajmy się do Bundesrepubliki, bo dawnośmy tam nie zaglądali. Moje skoszarowane w Berlinie wiewióry doniosły, że piękna afera się tamże odjebała. Sprawa jest jednakowoż nieco skomplikowana, wymagająca też trochę wyjaśnień, więc będziemy się w nią zagłębiać powoli. Otóż w 1994 w stolicy Niemiec pan Simon Thaur, producent filmów ślizgano-trzepanych, założył przybytek dla dorosłych o wdzięcznej nazwie "KitKat-Club". Nic przesadnie makabrycznego, przyłazili tam rozmaici ludzie, w tym Lud Alfabetu, pili, ćpali, bawili się, tudzież konsensualnie dymali w różnych liczbach i konfiguracjach. Do tegoż klubu wpadli też dwaj policjanci, ale po służbie i zapewne w celach rozrywkowych. Poznali tamże 27-letnią panią Judy S., która zaoferowała im kokainę oraz ostry seks we trójkę w jej mieszkaniu. I tutaj musimy na momencik zatrzymać narrację aby pewną sprawę wyjaśnić: otóż pani Judy S. to wcale nie pani Judy S., tylko facet, któremu propaganda Zakonu T Ludu Alfabetu tak napierdoliła we łbie, że zaczął uważać się za kobietę. Co ciekawsze: tego typa przyjęto do policji i dano mu broń. Nie regulujcie oczu ani ekranów: uważający się za kobietę facet służący w formacji uzbrojonej proponuje dwóm innym gliniarzom wspólne ćpanie i orgię seksualną. A teraz wracamy do narracji, bo dalej też jest ciekawie: otóż obaj policjanci zgadzają się udać do mieszkania "pani" Judy S., ale zanim opuszczą "KitKat-Club" to walą sobie jeszcze po drinku. Zanim dotrą do drzwi, za którymi ma czekać ćpanie i seks, obu spierdalają kamerzyści**, co może oznaczać, że "pani" Judy S. wjebała im do napojów pigułki gwałtu. Obaj gliniarze odzyskują przytomność kilka godzin później, ich kutasy są bardzo obolałe z powodu m.in. wielokrotnego używania na nich pompki próżniowej przez "panią" Judy S. Obaj decydują się na podpierdolenie "pani" Judy S. do czynników wyższych, umundurowani funkcjonariusze krótko potem wbijają się do mieszkania, w którym miała miejsce niezupełnie dobrowolna orgia, i znajdują tam sporo gadżetów seksualnych, w tym nieszczęsną pompkę, tudzież nieco większą ilość zakazanych przez prawo substancji. "Pani" Judy S., która wcześniej ubiegała się o stanowisko zastępczyni pełnomocniczki ds. kobiet w policji w Berlinie, na pewno tej fuchy nie dostanie bo już jest zawieszona, a w niedalekiej i boleśnie realnej perspektywie ma dyscyplinarne wypierdolenie z policji, tudzież dłuższą odsiadkę w pierdlu. Osobistycznie uważam, że po krótkim i sprawiedliwym procesie "pani" Judy S., skoro tak lubi ćpanie, seks i balety, powinna dostać solidną działkę koksu***, wielki wibrator w dupsko i sizalową polkę, albo inne konopne fandango, do odtańczenia.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* przezwisko nadane przez moje wiewióry po tym, jak pan Rafałek Trzaskowski starał się skierowanymi do puszczającego muzykę na jakiejś warszawskiej imprezie słowami "to moje miasto" wynegocjować zmianę repertuaru
** to znaczy urywa im się film
*** znaczy się kokainy
Dodaj komentarz