28.05.2023 nawywijało się na wschodzie......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nawywijało się znowuż na wschodzie. Tradycyjnie informuję, że w notce pojawią się wyrazy niecenzuralne więc jeśli ci to wadzi to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Na świecie zaczyna robić się głośno o jednym z nowszych wyroków "wymiaru sprawiedliwości" w rządzonej przez pana Kim Dzong Una Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej. Otóż na dożywocie w obozie reedukacyjnym zostali skazani rodzice dwuletniego dzieciaka. To by może jeszcze przeszło bez większego echa - ale maluch dostał identyczną "działę". Trzeba jednakowoż sędziom przyznać, że w tym konkretnym przypadku wykazali się humanitaryzmem i wielkodusznością, gdyż zgodnie z północnokoreańskim prawem do tamtejszego łagru spokojnie mogli wpierdolić jeszcze dziadków malucha - tamtejsze ustawy pozwalają bowiem karać trzy pokolenia rodziny. A jakąż to straszną zbrodnię popełnili rodzice dwulatka, że trzeba ich było wpieprzyć do pierdla razem z potomkiem? Otóż posiadali Biblię, co przez lokalny sąd zostało zinterpretowane jako działalność antypaństwowa. Osobistycznie byłbym w stanie jeszcze jakoś zrozumieć skarcenie rodziców (chociaż na pewno nie dożywociem) - ale wjebanie takiej samej kary nieumiejącemu nawet czytać dwulatkowi wymyka się mojej logice.
Na TikToku pojawiło się kolejne kretyńskie wyzwanie. Polega ono na tym, żeby w czasie transmisji na żywo ojebać w szybkim tempie jak najwięcej butelek mocnego alkoholu. Jeden z chińskich streamerów, pan Wang, opierdolił na wizji co najmniej 4 flaszki lokalnej gorzały Baijiu, mogącej mieć nawet do 60% mocy. Na taki wyczyn mógłby pozwolić sobie Jakub Wędrowycz, ale dla pana Wanga skończył się zejściem z przepicia. Osobistycznie się zastanawiam co mają między uszami ludzie podejmujący takie wyzwania - przecież nawet zwykły instynkt samozachowawczy powinien ich powstrzymać przed robieniem takich głupot. Ewidentnie jednak tego nie robi - co w sumie może być na dłuższą metę korzystne dla ludzkości, gdyż jednostki skłonne do podejmowania bezsensownego ryzyka same eliminują swoje wadliwe geny z puli genetycznej naszego gatunku.
Przeniesiemy się teraz nieco na zachód, a mianowicie do Rosji, a konkretnie to do jej stolicy. Otóż do tamtejszego Centralnego Szpitala Klinicznego trafił w stanie krytycznym samodzierżca Białorusi, pan Alaksandr Łukaszenka, który akuratnie był w Moskwie na zjeździe szyszkowników Euroazjatyckiej Rady Gospodarczej. Powrotu do zdrowia mu, rzecz jasna, nie życzę - osobistycznie mam nadzieję, że jego wyprawa do Moskwy skończy się tak, jak swojego czasu wyjazd tamże towarzysza Bolesława Bieruta, który „pojechał w futerku, a wrócił w kuferku”.
Ukraiński wywiad wojskowy przechwycił rozmowę kacapskich oficerów planujących dość chamską prowokację. Otóż nagrani moskwicini poważnie rozważali pierdolnięcie we własnych żołnierzy bombą z jakimś trującym gazem bojowym, i oskarżenie Ukrainy o stosowanie zakazanej konwencjami międzynarodowymi broni chemicznej. Stosunek większości ruskich dowódców do swoich podwładnych jest od dawna powszechnie znany, ale dla cywilizowanego człowieka jest dalej nieco szokujący gdyż dla swoich zwierzchników soldaci są tylko materiałem eksploatacyjnym, tanim i w pełni zastępowalnym. A swoją drogą to poświęcanie życia i zdrowia własnych ludzi w celu potencjalnego osiągnięcia minimalnego sukcesu propagandowego osobistycznie uważam za straszne kurestwo. Już nawet nie wspominając o tym, że w taki grubymi nićmi szyty kant nie uwierzyłby na zachodzie chyba nikt w miarę inteligentny.
A na koniec mały szmonces, żeby za poważnie nie było:
W końcówce XIX wieku przez pewną zapadłą wieś pod Kijowem miał przejechać car. Ochrana wypędziła więc wszystkich mieszkańców, w tym stareńkiego rabina, na drogę, którą miała przejechać karoca z władcą Imperium Rosyjskiego, i pod groźbą batów nakazała wszystkim wznosić okrzyki "Niech żyje car", "Zdrowia życzymy Waszej Wysokości", i tym podobne. Carski orszak wjechał do wsi a "zachęceni" nahajkami ochrany mieszkańcy zaczęli wrzeszczeć nakazane hasła. Krzyczał też stareńki rabin, potrząsając siwymi pejsami i siwiuteńką brodą. "Niech żyje car" wielokrotnie wyrywało się z ust zmęczonego długim życiem staruszka - i tylko ci stojący najbliżej słyszeli, że zaraz potem padało ciche:
-Niech on tak żyje, jak ja mam siłę krzyczeć "Niech żyje car".
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
Dodaj komentarz