29.07.2023 wycieczka do ZOO...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Dziś nie będzie tradycyjnego lamentu, dziś nie będzie zajmowania się polityką i głupotą, dziś będzie notka o charakterze blogowym. Przekleństwa będą w ilości sanitarnej, ale jeśli nie chcesz ich czytać lub nie interesuje cię wpis na temat "co Naczelny Rabin Światowego Spisku Żydów porabia w wolnym czasie" to po prostu skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Najsampierw jednak kilka słów wyjaśnienia, czemuż to odpuściłem sobie dziś opisywanie kolejnych wydarzeń z szeroko rozumianego świata polityki, Ludu Alfabetu, Ludu Pustyni i Puszczy, tudzież dałem sobie z siana z opisywaniem wszelakich innych tematów, które zazwyczaj trafiają za pośrednictwem klawiatury najpierw na mój ekran, a później na wasze. Otóż z samego rana przejrzałem sobie trochę wiadomości z kraju i ze świata - i pomyślałem "no nie, jak jeszcze coś poczytam o polskich politykierach, ogólnoświatowych lewomyślnych, albo kolejnych wydarzeniach zaprzątających uwagę dziennikarzy to pierdolnę takiego bełta, że będę musiał nie tylko kupić nowy komputer, ale też ściany i sufit odmalować". Postanowiłem więc zrealizować obietnicę złożoną jakiś czas temu mojemu czteroletniemu synowi - pokazać mu białe tygrysy. Obudziłem więc swą żonę kochaną i zapytałem, czy by przypadkiem nie miała ochoty wybrać się rodzinnie do ogrodu zoologicznego. Moja żona zwierzonki pasjami uwielbia* więc musiałem ją namawiać tak długo, jak będącego na głodzie ćpuna na darmową działkę. Przekonanie syna było już tylko formalnością, więc po śniadaniu udaliśmy się do garażu, wsiedliśmy do naszej czerwonej strzały** i pomknęliśmy oglądać białe tygrysy, białe lwy, tudzież resztę inwentarza żywego zgromadzonego przez dyrekcję ZOO. Jednakowoż po drodze czekała nas niemiła niespodziewajka, bo się wpieprzyliśmy w korek, i to na autostradzie. Korek, nawiasem mówiąc, całkiem niewąski, bo mający ponad 3 kilometry. Spośród chujów i kurew na CB radiu dało się wyłowić, że był dość poważny wypadek, cała droga jest zablokowana, Straż Pożarna jest na miejscu, policja takoż, karetek brak. Aha, i jeszcze usłyszeliśmy, że strażacy otworzyli bramkę więc nie będziemy stać w upale jak kutas po viagrze, tylko powoli objazdem sobie pojedziemy. Pokazało się, że faktycznie jedziemy, faktycznie powoli, i faktycznie objazdem - zamiast ośmiu kilometrów po autostradzie zrobiliśmy 3 po leśnej dróżce, 7 po drodze wiejskiej i 5 po uczciwej z poboczem, z czego większość z taką prędkością, że nas okoliczne ślimaki wyśmiewały. Z niewesołej tej sytuacji postanowiłem jednakowoż przekazać synowi jakąś naukę i wytłumaczyłem mu jak ważne jest stworzenie przez kierowców korytarza życia. Syn, zdaje się, pojął - i był nawet zadowolony, bo na własne oczy zobaczył podchodzący do lądowania śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Co prawda sarkał później na prędkość (a raczej wolność) jazdy w korku przez pola, lasy i wsie - ale mu wytłumaczyłem, że nic na to nie poradzę, i najwyżej nieco później do tygrysów dotrzemy. Młody nie przyjął tego najlepiej, ale i tak nie miał wyjścia więc siedział w foteliku i tylko marudził z cicha. Marudzić przestał dopiero po powrocie na autostradę i znacznym przyspieszeniu podróży, tudzież po zapewnieniu, że teraz to już szybko dojedziemy. I faktycznie - dojechaliśmy dość szybko i bez błądzenia.
Cena wejścia mnie nie zaskoczyła, bo umiem używać mózgu, oczu i wyszukiwarki - i potrafię się wcześniej zorientować, ile dana przyjemność będzie mnie kosztować. Tak więc wybecelowałem 180 złotych za wstęp*** - i weszliśmy. Syn już na wstępie zachwycił się małą zebrą, co dobrze wróżyło wycieczce. A później to już było zwykłe "Tato, zobacz! Mamo, zobacz!" - i cały repertuar doskonale znany każdemu rodzicowi, od "chcę zobaczyć tygrysy", poprzez "chcę loda", "chcę na plac zabaw", "chcę siusiu", "chcę jeść". Całe dobrodziejstwo inwentarza. Samo ZOO, nie powiem, ładne, chociaż momentami w remoncie. Białe tygrysy i białe lwy robią wrażenie - zwłaszcza te drugie, ale to może dlatego, że leżały jakieś dwa metry od oddzielającej je od zwiedzających szyby. Dopiero z tak małej odległości można zobaczyć jakie to są potężne stworzenia, jak wielkie mają łapy i kły, jak mięśnie grają im pod skórą. Co innego wiedzieć, znać fakty i dane, tudzież widzieć zwierzaki z dystansu, a co innego znaleźć się od wielkiego kota na odległość splunięcia - nawet za trzycentymetrowej grubości szkłem.
Ciekawym pomysłem są także pokazowe karmienia zwierzaków. Psy Dingo zżarły podane im specjały, ale polarna wilczyca wzgardziła rzuconym jej przez opiekunkę udem kurczaka - może dlatego, że było gorąco jak nieszczęście i zwierzonek przyzwyczajony do chłodniejszego klimatu nie czuł się w takim piekarniku luksusowo. Za to lampart chiński i samiec pumy współpracowały bez problemu - ewidentnie były głodne i nie peszyła ich publika. Samica kuguara jadła mniej chętnie, ale to przez ruję - hormony jej wywaliło i jej uwagę bardziej zaprzątała chęć jakiegoś bara-bara niż kawałek kurczaczego mięsa. Syn mój znudził się wreszcie pokazami i bardzo chciał udać się na lokalny plac zabaw, zwany takoż "Figlarnią". Kilka dmuchanych zjeżdżalni, tor siatkowo-linowy i basen z kulkami - i 20 złotych za pół godziny zabawy poszło. Potem jeszcze trochę karmienia i głaskania kóz, owiec i królików w "małym zoo", obiad za niemal stówę**** i deser za niemal pół stówy - i można było wrócić do regularnego zwiedzania. Z ciekawszych rzeczy wypada mi jeszcze wspomnieć wyspę krokodyli nilowych, na której w słońcu grzało się dobrze ponad 20 tych gadów.
Osobistycznie bardzo lubię ogrody zoologiczne, zwłaszcza te, w których zwierzęta mają duże wybiegi, ale nie boją się przebywać blisko zwiedzających. Taką właśnie instytucją jest ZOO Borysew. Nie jest może specjalnie duże, nie powala ilością prezentowanych gatunków, z całą pewnością nie jest tanie - ale mimo to absolutnie nie żałuję spędzonego tam czasu i z czystym sumieniem mogę polecić wizytę tamże. Przy czym doradzałbym raczej nieco chłodniejszy i mniej słoneczny dzień, bo cienia jest tam raczej niewiele.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* nie wszystkie, rzecz jasna, nie przepada za tymi, które dobrzy bogowie obdarzyli ponadrozsądkową liczbą odnóży
** napędzanej, jak dobre bogi przykazały, paliwami kopalnymi - a nie Voltem i Amperem
*** 165 złotych za bilet rodzinny (2 dorosłych i 1 dziecko), 15 złotych za parking
**** głodny nie wyszedłem, jedzenie było smaczne i przygotowane wręcz błyskawicznie
Dodaj komentarz