4.03.2024 trochę kultury, trochę polityki......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało nam się znowuż w Najjaśniejszej. I znów polecą bluzgi bo ciężko jest tę naszą rzeczywistośc komentować w sposób kulturalny - jeśli bardzo przeszkadzają ci brzydkie słowa to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Na początek spróbujemy się nieco ukulturalnić. W tym celu wybierzemy się na wycieczkę do Warszawy, a konkretnie to do Filharmonii Narodowej. Odbył się tam koncert jubileuszowy z okazji 80. urodzin i 60-lecia pracy artystycznej pana Antoniego Wita. Na tymże koncercie pojawiły się dwie pierdolnięte przedstawicielki bandy "Ostatnie pokolenie", które wjebały się na scenę, rozłożyły swój baner i zaczęły wykrzykiwać pseudoekologiczne hasła. Wkurwiły tym dyrygenta, który nie przerywając wymachiwania pałeczką wyrwał im plakat i porwał go na strzępy. Kilka chwil później pojawiła się ochrona obiektu, która w sposób zdecydowanie zbyt delikatny wyjebała obie lewomyślne raktywistki ze sceny. Osobistycznie uważam, że przed przekazaniem zadymiar policji ochroniarze powinni je zapoznać z używanymi w filharmonii instrumentami: pierdolnąć pustymi łbami lewomyślnych w gong, tudzież wsadzić durne pseudoekologiczne głowy w wylot tuby i kilka razy solidnie dmuchnąć w ustnik.
Ale starczy już tego ukulturalniania, czas zajrzeć sobie na naszą scenę politykierską. Otóż Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, któremu szefuje towarzyszka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewizny (przepraszam: Lewicy), zaczęło właśnie analizy możliwości skrócenia czasu pracy do czterech dni lub 35 godzin tygodniowo - przy zachowaniu, rzecz jasna, dotychczasowego wynagrodzenia. Pomysł ten jebią chyba wszyscy ekonomiści, całkowicie słusznie twierdząc, że w najlepszym przypadku wprowadzi on zastój na rynku, a w najgorszym doprowadzi do fali bankructw mniejszych firm. Osobistycznie uważam, że skrócenie ustawowego czasu pracy być może miałoby jakiś niewielki sens w budżetówce, ale zupełnie nie sprawdzi się w sektorze prywatnym - zwłaszcza przy wysokich kosztach pracy. Skoro zmniejszy się liczba roboczogodzin pracownika, to pracodawca będzie musiał albo zatrudnić kogoś do pomocy (i płacić za niego podatki i składki), albo zmniejszyć ilość wytworzonych dóbr lub oferowanych usług - a to negatywnie wpłynie na przychód firmy. Do dojścia do takich wniosków wystarczą naprawdę podstawy znajomości ekonomii i logicznego myślenia - ale, jak widać, w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie znają nawet tych podstaw. I jak tu się dziwić, że w Najjaśniejszej odjebują się jakieś cuda, skoro rządzą ludzie bez elementarnej wiedzy? I, co nawet chyba gorsze, nie umiejący logicznie myśleć.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
Dodaj komentarz