9.01.2025 moskiewskie śmiechy, brytyjskie...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, no i znowu nam się na świecie cuda dzieją. I to takie, że brzydkie słowa same mi na klawiaturę wskakują więc jeśli ich nie lubisz to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje dyslokowane w okolicach moskiewskiego Placu Czerwonego wiewióry donoszą, że wczoraj z Kremla dobiegały salwy śmiechu. Po krótkim śledztwie wiewióry wyszpiegowały, że wybuchy wesołości spowodował list z Biura Wysokiego Komisarza Organizacji Narodów Zagubionych (przepraszam: Zjednoczonych) ds. Praw Człowieka, w którym to liście tamtejsze urzędasy domagały się zaprzestania mordowania ukraińskich jeńców wojennych. Doprawdy nie wiem po jaką cholerę podwładni pana Volkera Türka, czyli Wysokiego Komisarza Organizacji Narodów Zagubionych (przepraszam: Zjednoczonych) ds. Praw Człowieka, wysilali się na pisanie tejże epistoły, chyba tylko po to, żeby rozbawić pana Władimira Władimirowicza Putlera (przepraszam: Putina) i jego przydupasów - przecież nie od dziś wiadomo, że Rosja leje sikiem falistym na wszelakie niepasujące jej międzynarodowe prawa, umowy, ustalenia, tudzież takie listy.
Ale zostawmy już Rosję, bo w Skarlałej (dawniej Wielkiej) Brytanii też niezgorsze jaja odchodzą. Pamiętacie sprawę 17-letniego pana Axela Rudakubany, pochodzenia rwandyjskiego, który 29 lipca zeszłego roku w Southport zasztyletował trzy dziewczynki biorące udział w lekcji tańca? Otóż pokłosiem tego wydarzenia były protesty przeciwko migrantom, a pokłosiem tychże jest obecna delegalizacja pod zarzutem terroryzmu prawicowej organizacji Blood and Honour, której członkowie w pomienionych protestach brali czynny udział. Osobistycznie uważam, że co najmniej dziwna jest niechęć brytyjskich sądów do delegalizacji terrorystycznych band wyznawców "religii pokoju", tudzież rozmaitych lewomyślnych grup "bojowników o równość społeczną i poprawę klimatu" - przy jednoczesnym jebaniu równo z glebą wszystkich, którym się wzmiankowane szajki nie podobają.
Skoro już poruszyliśmy temat źle pojętej ochrony środowiska to w Najjaśniejszej tydzień temu z małym haczykiem weszło w życie nowe prawo zabraniające wypierdalania do śmieci tekstyliów. Co więc ma zrobić Polak, któremu się przetarła skarpetka na pięcie, albo rozerwała koszulka? Otóż powinien grzecznie zanieść ją do tak zwanego PSZOK-u, czyli Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Już to widzę, już to, kurwa, widzę, jak mieszkańcy dowolnego polskiego miasta, miasteczka, czy też wioski, popierdalają sobie grzecznie do lokalnych PSZOK-ów z każdą dziurawą koszulką, porwanymi gaciami, czy innym dysfunkcyjnym ciuchem, obrusem czy firanką. Taki chuj jak słonia nos, brodę i pejsy stawiam, że zdecydowana większość mieszkańców Najjaśniejszej będzie to prawo miało tam, gdzie pan Władimir Władimirowicz Putler (przepraszam: Putin) ma niepasujące mu umowy - czyli w miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. I po staremu będzie tekstylia do zmieszanych wyjebywać.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
Dodaj komentarz