4.08.2025 teoria i praktyka budowlanki...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nawyrabiało nam się znowuż w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Jak zwykle zmuszony jestem ostrzec przed publicznym słowem zawartym w tej notce, jeśli odczuwasz odrazę na jego widok to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Eurokołchoz to dziwne miejsce. Czysto teoretycznie, jako pomysł, jest zajebiste - powszechna tolerancja, powszechna demokracja, powszechna przyjaźń między narodami. No idylla wręcz, cóż może pójść nie tak? Otóż ze Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich jest dokładnie tak samo, jak z komunizmem: na poziomie idei wszystko jest pięknie i cudnie - kłopoty zaczynają się przy próbach wprowadzenia tejże idei w życie, zapewne dlatego, że sama koncepcja eurokołchozu wywodzi się z utopijnych i całkowicie nierealnych koncepcji komunistycznych. Dlatego też wzniesienie stabilnego gmachu o nazwie Związek Socjalistycznych Republik Europejskich jest w zasadzie niemożliwe, bo nie da się postawić trwałego budynku na chujowym fundamencie, do tego mając spierdzielony przez architektów projekt. Prędzej czy później pojawią się pęknięcia, materiał zacznie się kruszyć i cały interes całkiem malowniczo pierdolnie. Nie mówiąc już o tym, że na placu budowy są robotnicy opierdalający się lub otwarcie sabotujący pracę. Do tego ochrona budowy dostała od inwestora polecenie, żeby wpuszczać każdego z zewnątrz, bo może akurat będzie chciał sobie nieco cegieł ponosić albo wymieszać zaprawę - część przybyszów faktycznie tak robi, ale część a to piachu w tryby maszyn nasypie, a to nasra do betoniarki, a to majstrowi młotek lub paczkę gwoździ podpierdoli, a to innemu robotnikowi w ryj przyjebie lub panią bufetową zgwałci. Czy taka budowa, z chujowym planem architektonicznym, z różnej jakości materiałami, z robotnikami o mocno dyskusyjnych kwalifikacjach i chęciach pracy, ma szansę doprowadzić do powstania monumentalnego gmachu? No nie, w ukończenie takiego dzieła w takich warunkach mógłby uwierzyć tylko niepoprawny optymista - albo skończony debil.
A ten nasz budynek, jeszcze do końca nie wzniesiony, już się sypie. Miał być wolny przejazd przez granice, wszyscy ludzie mieli być braćmi - i co? Ano chujstewko. Otóż strefy między poszczególnymi rejonami prac coraz częściej są zamykane, a ludzi albo się nie wpuszcza, albo wręcz wypierdala na kopach na sąsiednie odcinki robót. I jest to robione w tak durny sposób, że aż uwierzyć trudno. Człowiek myślący zorganizowałby to tak: najsampierw by polecił ochronie, by przypadkowych osób na teren budowy nie wpuszczała, a potem systematycznie wyłuskiwała i z budowy wypieprzała wszelakiej maści sabotażystów, leserów i inny element nie chcący w pocie czoła budować majestatycznego gmachu eurokołchozu. Niestetyż twórcy projektu nie myślą, wejść obstawić nie kazali więc na budowę może wleźć każdy; strażnikom co prawda polecili wyłapywać opierdalaczy i szkodników, ale nie wykopywać ich z placu budowy, tylko podrzucać na inne piętra żeby to inne ekipy się z nimi użerały. Dokładnie tak się dzieje, na ten przykład, między piętrami niemieckim a polskim, tudzież między francuskim a hiszpańskim. Co prawda uświadomiony polski aktyw robotniczy stara się takim próbom podrzucania niechcianych elementów przez Niemiaszków przeciwdziałać, ale brygadzista polskiego piętra niechętnym okiem na takie oddolne inicjatywy patrzy i taką czynioną pro publico bono działalność stara się utrudnić - zupełnie jakby zależało mu na tym, żeby to niemieckie piętro było najlepsze w całym budynku. Osobistycznie sądzę, że takiego brygadzistę robotnicy powinni na kopach wynieść na sąsiednią kondygnację - ale u nas takiej tradycji, niestety, nie ma. Za słusznie minionych czasów na poprzedniej budowie kolejni brygadziści też chujowo zarządzali, robota stała jak kutas na orgii, a jakoś robotnicy, chociaż wkurwiali się mocno, to jednak brygadzistów i majstrów do wschodniego gmachu, z którego inwestycją rządzono, nie wypierdolili. Nawet po przejściu na nową budowę starzy brygadziści i majstrowie niewiele stracili, i dalej mają znaczący wpływ na przebieg prac, dalej twierdzą, że dawniej to było, i dalej nowe kadry po staremu kształcą.
A przy zmianie budowy trzeba było na zbity ryj wyjebać starych brygadzistów, którzy niewłaściwemu inwestorowi służyli; w pizdu pogonić wyznających stary system pracy majstrów - i nowe kadry po nowemu wykształcić. Tego, niestetyż, zabrakło: starzy brygadziści i majstrowie rozpełzli się po nowej budowie, mroczą swym chrzanieniem umysły nowym pracownikom, którzy zamiast fachu się uczyć i pracować dla wspólnego dobra to deliberują nad liczbą płci*, wspierają przyjmowanie na budowę rozmaitego elementu podejrzanej konduity, tudzież protestują przeciwko używaniu narzędzi rzekomo stanowiących zagrożenie dla klimatu, albo zwyczajnie pierdolą robotę bez mydła i wazeliny.
Osobistycznie uważam, że eurokołchozowego budynku nie da się w ten sposób zbudować. Trzeba to, co do tej pory zostało wzniesione, w drebiezgi rozpieprzyć - łącznie z fundamentami. A potem zatrudnić porządnych architektów, a nie partaczy skażonych starym i słusznie minionym systemem, opracować porządne plany, teren budowy zabezpieczyć przed przypadkowymi osobami, do robót zatrudnić fachowców - i wtedy dopiero będziemy mogli mieć nadzieję na wzniesienie solidnego, stabilnego i reprezentacyjnego gmachu. Gmachu, w którym dobrze byłoby żyć. A takiego gmachu nie wzniesiemy bez mądrego projektu; nie zbudujemy go rękami tych, którzy od pokoleń swe chaty lepili z błota i gówna, a o współczesnej budowlance bladego pojęcia nie mają.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* jakby było nad czym deliberować, przecież liczbę płci policzyłby na palcach prawej dłoni stolarz, któremu piła ujebała trzy palce prawicy