31.07.2024 ostrza w jUKeju, KE robi se jaja,...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało nam się znowuż w Europie. A zadziało się tak, że znów plugawe słowa polecą więc jeśli masz na nie alergię to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Honorowy Wiewiór Hubert Hetmanski poinformował, że tłum mieszkańców znajdującego się w Skarlałej (dawniej Wielkiej) Brytanii miasta Southport wywołał zamieszki i próbował rozpierdolić lokalny meczet. Nie zrobił jednakowoż tego powodowany bezinteresowną nienawiścią do wyznawców "religii pokoju", atak został spowodowany zatrzymaniem przez miejscową policję zamaskowanego nożownika. Ale czemu tłum się w ogóle zebrał? Ano temu, żeby spokojnie i pokojowo czuwać po wcześniejszym zadźganiu nożem trzech dziewczynek: 6-letniej Bebe King, 7-letniej Elsie Dot Stancombe oraz 9-letniej Alice Dasilva Aguiar, tudzież poranieniu kilku innych dzieci oraz dorosłych, przez 17-letniego synalka migrantów z Rwandy. Całkowicie zrozumiałym więc jest wkurwienie synów i cór Albionu, którzy ewidentnie zaczynają mieć dość kolejnych wyskoków migrantów z Ludu Pustyni i Puszczy, tudzież ich urodzonej już na Wyspach progenitury.
A skoro już przy wyczynach migrantów w Skarlałej (dawniej Wielkiej) Brytanii jesteśmy to zerknijmy sobie też do Southend, gdzie melatoninowo wzbogacone gangusy zrobiły sobie bitwę na maczety. Ot tak, po prostu zaczęły się na ulicach napierdalać przy użyciu ostrych narzędzi. Dzień jak co dzień, nie ma nic do oglądania, proszę się rozejść, to tylko multikulti w praktyce. Osobistycznie uważam, że wszystkich tych agresywnych Afroeuropejczyków władze powinny wyłapać i skazać na kilka lat zapierdolu na plantacji trzciny cukrowej - skoro tak dobrze radzą sobie z maczetami to niech będzie z tego jakiś pożytek.
Ale zostawmy już Skarlałą (dawniej Wielką) Brytanię i zobaczmy sobie, co też nowego wymyśliły przychlasty z Komisji Europejskiej. Jak można się było spodziewać: nic mądrego. Szyszkownicy zamiarują zmienić miejsce znakowania jaj, które teraz są zadrukowywane w miejscu pakowania - a według planów towarzyszki Ursuli von der Leyen i przydupasów nadruki na wyrobach jajczarsko-drobiarskich mają się pojawiać już w miejscu produkcji. Oznacza to, że każdy hodowca kur będzie musiał zakupić sobie taką fikuśną drukarkę do nanoszenia na skorupki eurokołchozowego kodu identyfikacyjnego. Niby pierdoła, ale jednak kilka złotych kosztuje - najtańsza, jaką znalazłem, to wydatek ok. 1200 złociszy, ale bez problemu da się też znaleźć trzykrotnie droższą. Zakładając, że cena jajek w skupie wacha się (w zależności od wielkości) od 25 do 60 groszy to sami możecie sobie policzyć ile jaj musi naznosić drób, żeby hodowcę było stać na spełnienie nowego wymysłu towarzyszki Ursuli von der Leyen i jej totumfackich. Przy czym weźcie pod uwagę, że kury muszą coś zjeść, a także samo ich właściciel też by pewnie chętnie coś opierdolił, że już o konieczności zapłacenia podatków, KRUS-ów i innych danin nie wspomnę. Podsumowując: nowy pomysł Komisji Europejskiej ni chuja mi się nie podoba.
Zerknijmy sobie teraz na naczelnego pracusia sejmu, jeśli nie całej Najjaśniejszej: szefa obecnego (nie)rządu, pana Donalda Tuska. O tym, że pan Donald Tusk walił w chuja, wali w chuja, i prawdopodobnie w przyszłości też będzie walił w chuja, nie muszę chyba moich czytelników przekonywać. Moje wiewióry poszperały trochę w sejmowych raportach i wyniuchały, że aby znaleźć większego lesera, obiboka i bumelanta niż pan Donald Tusk potrzeba czegoś zdecydowanie mocniejszego niż przysłowiowa świeczka. Pokazało się, że pan Donald Tusk wziął udział w 363 głosowaniach sejmowych z ogólnej liczby 704 głosowań, co daje nieco ponad 51,5 procenta. Jego przydupasy i zwolennicy tłumaczą, że przecież jest premierem, ma całą Najjaśniejszą na głowie i nie może brać udziału we wszystkich głosowaniach - i niby coś z racji w tych tłumaczeniach jest; chujowato to jednakowoż zaczyna wyglądać, gdy się porówna frekwencję szefa obecnego (nie)rządu z frekwencją poprzedniego, pana Vateusza (przepraszam: Mateusza) Morawieckiego, który również będąc premierem wykręcał frekwencję rzędu niemal 90%. Obecni wicepremierzy, pan Władysław Kosiniak-Kamysz oraz towarzysz Krzysztof Gawkowski, mają jeszcze lepsze wyniki: ten pierwszy był obecny na 92% posiedzeń, ten drugi na 98%. Nie przepadam ani za jednym, ani za drugim, i wiele rzeczy mogę im zarzucić - ale akurat nie opierdalactwo. Natomiast panu Donaldowi Tuskowi z czystym sumieniem mogę zarzucić, że ma seksualny stosunek do swoich obowiązków.
A na koniec notki krótka kwestia techniczna: przez kilka dni nowych wpisów najprawdopodobniej nie będzie albowiem wybywam z rodziną na zasłużony urlop. Uprzedzam, żeby nie było podejrzeń, że olewam swoich czytelników, albo że mnie facebookowi cenzorzy wysłali na wycieczkę na banowe pola.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego