31.10.2024 kolejne pomysły szyszkowników...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nawywijało nam się znowuż w Najjaśniejszej. Plugawe słownictwo będzie w tej notce obecne więc jeśli mierzi cię ono to skończ lekturę >>>tutaj<<<. Notka miała być krótka, ale jakoś znowu mi nie wyszło.
Rządzący Najjaśniejsze debile chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać, chociaż od wielu już lat solennie sobie obiecuję, że już żadna durnota w ich wykonaniu mnie nie zdziwi. Regularnie jednakowoż tę obietnicę łamię, a to z tego powodu, że władający Polską szyszkownicy regularnie wymyślają coraz większe głupoty. Tym razem popisała się pani Izabela Leszczyna z Milicji (przepraszam: Platformy) Obywatelskiej, zajmująca fotel ministra zdrowia. Otóż wykombinowała ona sobie, że zamiarujące rodzić niewiasty będą wożone do szpitali państwowymi karetkami. Założenie jest poniekąd piękne i słuszne, rodzi jednak jedno zasadnicze pytanie: skąd pani Izabela Leszczyna chce wziąć pieniądze na takie przejazdy, skoro państwowa służba zdrowia pod względem finansowym jest w czarnej dupie na słupie (o czym wspominałem w notce z 29 października)? Spokojnie, pani minister zdrowia prawie wszystko sobie detalicznie obmyśliła: otóż kasa na transport rodzących weźmie się ze składki zdrowotnej. Osobistycznie uważam, że to się finansowo ni chuja nie zepnie, bo chociaż składki zdrowotne płacimy wszyscy to państwowej służbie zdrowia jakoś cały czas brakuje pieniędzy, nawet bez przekwalifikowania ambulansów na taksówki porodowe. Już nawet nie wspomnę o tym, że od pewnego czasu Polacy jakoś przestali ufać państwowemu systemowi opieki zdrowotnej i preferują leczenie w lecznicach prywatnych, gdzie kolejki do lekarzy są minimalne a standard obsługi zdecydowanie wyższy.
Pozostaniemy sobie w kręgach okołorządowych i zerkniemy sobie na sprawę pana Jacka Tomczaka, byłego już wiceministra rozwoju i technologii. Pan Jacek Tomczak to postać bardzo barwna, człowiek bardzo zaangażowany w życie politykierskie Najjaśniejszej, aczkolwiek niespecjalnie przywiązujący się do jednej partii: w swojej karierze był już w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, Przymierzu Prawicy, partii Populizm i Socjalizm (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość), Polsce Plus, Milicji (przepraszam: Platformie) Obywatelskiej, tudzież wchodzącym w skład Ślepej (przepraszam: Trzeciej) Drogi Centrum dla Polski. Prywatnie ma zaś współpracującą z deweloperami kancelarię notarialną - i właśnie o tę współpracę firmy pana Jacka Tomczyka z deweloperami wybuchła kurewska afera. Faktycznie z lekka chujowato to wygląda: osoba na takim stanowisku spokojnie może wykorzystywać swoją pozycję do wprowadzania korzystnych dla deweloperów, a tym samym dla siebie, zmian w prawie. Koniec końców pan Jacek Tomczyk został wezwany na dywanik do swojego partyjnego szefa, pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, celem zebrania służbowego opierdolu, po którym "z własnej i nieprzymuszonej woli, oraz dla dobra partii" podał się do dymisji. Jest to kolejny zgrzyt między koalicjantami ze Ślepej (przepraszam: Trzeciej) Drogi; wygląda na to, że zawarty z rozsądku mariaż Polskiego Stronnictwa Ludowego i śmietnika pana Beksa Lali (przepraszam: Szymona Hołowni) po raz kolejny przechodzi ciężkie chwile. Osobistycznie śmiałbym się bardzo gdyby się pokazało, że w końcu te trudne chwile doprowadzą do rozjebania się Ślepej (przepraszam: Trzeciej) Drogi, a w konsekwencji do rozpadu rządzącej Najjaśniejszą tzw. Koalicji Demokratycznej.
Dziś w życie wchodzi zajebiste zarządzenie odnośnie projektów ustaw: otóż wszystkie one obowiązkowo muszą mieć sporządzoną ocenę skutków ich wprowadzenia. Pomysł jest tak wyjebany w kosmos, że aż nie mogłem uwierzyć gdy mi o nim moje rezydujące w okolicach budynku parlamentu wiewióry doniosły. Jak bowiem ocenić wszystkie skutki wprowadzenia jakiegoś prawa przed jego wprowadzeniem? W niektórych przypadkach da się to od biedy zrobić - ale daleko nie we wszystkich. Przypuśćmy, na ten przykład, że p.osłowie ze szczętem ochujeli i zaproponowali ustawę całkowicie zakazującą poruszania się po miastach prywatnymi samochodami osobowymi. Spodziewanym i zapisanym skutkiem tejże ustawy miałaby być lepsza jakość powietrza, zwiększenie sprzedaży rowerów i ruchu rowerowego, poprawa zdrowia społeczeństwa, tudzież zdecydowana poprawa wykorzystania i punktualności komunikacji miejskiej. Teoretycznie same plusy, pięknie w ocenie skutków ustawy przewidziane. Nieprzewidzianym skutkiem mogłoby być jednak bankructwo wielu firm zarabiających na motoryzacji: stacji paliw, sklepów z częściami, dilerów samochodowych, komisów, warsztatów, myjni - innymi słowy wzrost bezrobocia. Plajta tych firm spowodowałaby także spadek wpływów do budżetu krajowego, czego następstwem byłoby pogorszenie jakości i dostępności usług świadczonych przez jednostki z tegoż budżetu opłacane: policji, szpitali, straży pożarnej, szkół, muzeów. A duże bezrobocie plus niedofinansowanie policji to prosty sposób na zwiększenie przestępczości. Ja wiem, że podany przeze mnie przykład jest nieco przesadzony bo nasi p.osłowie nie są (chyba) aż tak durni - ale chodziło mi o pokazanie zasady, że ciężko jest przewidzieć wszystkie możliwe konsekwencje wprowadzenia jakiegoś prawa. Dokonanie oceny wszystkich skutków często będzie wręcz niemożliwe gdyż będzie robione na podstawie niepełnych danych, które dodatkowo mogą być interpretowane na rozmaite, często sprzeczne ze sobą, sposoby - nie wspominając już o tym, że część danych, a więc także skutków, może być ze względów ideologicznych fałszowana przez p.osłów składających projekt ustawy.
Rządzący Najjaśniejszą usilnie pracują też nad prezentami. Ściślej: nad wartością otrzymanych prezentów, której nie muszą zgłaszać urzędnicy państwowi. W tej chwili szyszkownicy nie muszą się spowiadać z podarków o wartości do 380 złotych, ale według nowych koncepcji wartość ta ma wzrosnąć do 1075 złociszy. Osobistycznie uważam, że sama koncepcja przyjmowania przez urzędników prezentów jest śliska i niebezpiecznie ociera się o łapownictwo, albowiem w ludzkiej naturze leży chęć odwzajemnienia się za podarek czy przysługę - a to już może wpływać na podejmowane przez danego szyszkownika decyzje. Poza tym sądzę, że każdy taki prezent (no, może poza jakimiś drobiazgami w stylu czekolady, długopisu, notatnika czy kalendarza) powinien zostać przez urzędnika obowiązkowo, pod rygorem odpowiedzialności karnej, wpisany do publicznie dostępnego rejestru korzyści majątkowych - tak, żeby wszystko było transparentne i każdy zainteresowany obywatel mógł zobaczyć, ile "na lewo" wyciąga taki wójt, wojewoda, czy tam minister.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego