Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się w Bundesrepublice porobiło. A skoro o Niemiaszkach będzie w tej notce mowa to kilka jobów poślę więc jeśli drażnią one twe oczęta to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
W Niemczech odbyły się przedwczesne wybory parlamentarne. Moje wiewióry donoszą, że srogo po dupsku dostała w nich Kommunistische (verzeihung: Sozialdemokratische) Partei Deutschlands uzyskując 16,41%, co w porównaniu do poprzednich wyborów, w których zaufało jej 25,7% głosujących, jest całkiem niezłą katastrofą. Do Bundestagu nie wlazły banda towarzyszki Sahry Wagenknecht ani Freie Demokratische Partei. Wysoki wynik uzyskała Alternative für Deutschland, wprowadzając do tamtejszego sejmu 152 p.osłów po uzyskaniu 20,8% głosów. Bezapelacyjnym zwycięzcą została Christlich Demokratische Union Deutschlands do spółki z siostrzaną Christlich-Soziale Union in Bayern, zgarniając 28,52% poparcia, co przełożyło się na 208 miejsc w sejmie. Jednopartyjnego rządu więc w żaden sposób stworzyć się nie uda, CDU/CSU będzie musiała wejść w koalicję - i tu zaczyna się zabawa. Ideologicznie CDU najbliżej jest do AfD, ale ta jest przez wszystkie inne partie uważana za ultraprawicowych radykałów i nikt nie chce z nią wchodzić w jakiekolwiek układy. Najbardziej prawdopodobny jest więc sojusz CDU z Kommunistische (verzeihung: Sozialdemokratische) Partei Deutschlands - taka koalicja będzie miała 328 miejsc w liczący 630 p.osłów Bundestagu, co pozwoli, przynajmniej teoretycznie, na stworzenie rządu. O ile, rzecz jasna, koalicjanci się dogadają - a z tym może być pewien problem, bo chyba więcej jest spraw różniących obie bandy niż wspólnych. Przyjmując jednak, że uda im się porozumieć, to sytuacja Bundesrepubliki dalej będzie, oględnie mówiąc, chujowa. Jebiące Niemiaszków problemy gospodarcze nie znikną nagle, podobnie jak nie znikną ciągłe kłopoty z migrantami, których co prawda CDU chce, przynajmniej częściowo, wywalić, ale potencjalny koalicjant raczej będzie przeciwny takiemu rozwiązaniu. Najprawdopodobniej wywoła to spory konflikt, na którym stracić mogą obie partie - a zyskać izolowana przez wszystkich AfD, która jest jednoznacznie antymigrancka, i która w stosunku do poprzednich wyborów niemal podwoiła liczbę swoich wyborców. Można się więc spodziewać, że jeśli obecnie powstająca koalicja będzie dawać dupy podobnie jak poprzednia (a jest to niemal pewne), to następne wybory wygra Alternative für Deutschland i wtedy dopiero zacznie się taki pierdolnik, że proszę siadać i brać popcorn - bo albo pozostałe partie stworzą szeroką koalicję z pominięciem zwycięzcy*, albo AfD przestanie być izolowana, wejdzie z w sojusz z CDU (bo z nikim innym nie będzie jej choćby trochę po drodze) i dorwie się do władzy.
Ciekawie wygląda rozkład głosów na mapie Bundesrepubliki. Otóż Alternative für Deutschland wygrała wybory w praktycznie całej dawnej Niemieckiej Republice Demokratycznej. Oznacza to, że zamieszkujący na wschodzie Niemiec są bardziej niezadowoleni z socjalistycznych porządków, które przez swoich przydupasów zaprowadzają lewomyślni szyszkownicy Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Może dlatego, że chociaż od upadku słusznie minionego systemu minęły już z górą trzy i pół dekady, to jednak starsi ludzie pamiętają tamte chujowe czasy, a młodzi dowiadują się od nich tego i owego, i niekoniecznie chcą powrotu socjalizmu w nowej formie. Osobistycznie mam jednakowoż wrażenie, że mieszkańcy wschodniej części Bundesrepubliki chcą wyleczyć dżumę lewomyślności cholerą AfD - i wcale nie jestem przekonany, czy wyjdzie to na dobre zarówno im, jak i reszcie Europy, bo o ile jedna część programu Alternative für Deutschland jest całkiem sensowna, o tyle ta druga jest absolutnie nie do przyjęcia i może doprowadzić do kurewsko wielkiego zamieszania o zasięgu kontynentalnym, a być może nawet światowym. A ja sobie tego kategorycznie nie życzę.
A na koniec przytoczę wypowiedź wielkiego demokraty, jeszcze-Führera, towarzysza Olafa Scholza z Kommunistische (verzeihung: Sozialdemokratische) Partei Deutschlands, który był uprzejmy powiedzieć, że żyje w demokratycznym kraju i nigdy nie pogodzi się z sytuacją, gdzie radykalna partia (znaczy się Alternative für Deutschland) osiąga tak dobry wynik. Osobistycznie uważam, że taka wypowiedź bardziej by pasowała do towarzyszy szyszkowników ze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, do władcy Wszechrusi pana Władimira Władimirowicza Putlera (przepraszam: Putina), albo do samodzierżcy Białorusi pana Alaksandra Łukaszenki - a nie do szefa rządu w ustroju demokratycznym. Jak więc widać można wyciągnąć towarzysza z komunizmu, ale komunizmu z towarzysza wyciągnąć nie da rady - obywatele mogą myśleć i głosować dowolnie, pod warunkiem, że będą myśleli i głosowali w granicach wyznaczonych przez partię.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* coś takiego testujemy właśnie w Najjaśniejszej i wychodzi to chujowo na maxa z uwagi na gigantyczne różnice światopoglądowe między koalicjantami