Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się dzieje na świecie. Od razu uprzedzam, że kilka mocniejszych słów w tekście padnie więc jeśli twa wrażliwa dusza cierpnie na samą myśl o przekleństwach to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Wróciłem z urlopu i zgodnie z obietnicą zasiadam do pisania. Na początek posobaczę sobie trochę na nadgorliwość, która, jak powszechnie wiadomo, jest gorsza od faszyzmu. Otóż jakiś nadgorliwy i niezgadzający się z moim zdaniem lewomyślny administrator Facebooka był nieuprzejmy usunąć mój wpis z 4 lipca oraz nagrodzić mnie za niego trzydniową wyprawą na banowe pola. Z Facebooka notka zniknęła, ale jak komu wola to może ją przeczytać tutaj i samemu ocenić, czy jest tamże mowa nienawiści - po mojemu nie ma, ale ja nie jestem obiektywny w stosunku do swojej twórczości i pewnych rzeczy mogę nie dostrzegać. W każdym razie nadgorliwemu administratorowi przekazuję serdeczne pozdrowienia wiadomo którym palcem - i dalej robię swoje.
Kacapskie siły inwazyjne na Ukrainie znów odjebały taki numer, że proszę siadać - zaminowały budynki Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Ichni watażka (przepraszam: dowódca), naczelnik Wojsk Obrony Radiologicznej, Chemicznej i Biologicznej, generał-major Walerij Wasiljew stwierdził, że "Tu będzie rosyjska ziemia albo pustynia" co, moim skromnym zdaniem, dobitnie świadczy o chęci podboju. Po czym sam sobie zaprzeczył mówiąc, że Rosja walczy tylko o "prawo narodu rosyjskiego do istnienia i życia ze wszystkimi w pokoju". Osobistycznie po tych słowach pierdolnąłem śmiechem - a moje pierdolnięcie śmiechem niektórzy uznają za broń soniczną i domagają się wpisania go na listę broni zakazanych przez konwencje genewskie.
Osobistycznie uważam, że zaminowanie elektrowni jądrowej i grożenie detonacją jest aktem terroryzmu w czystej postaci i osoby odpowiedzialne za nie powinny zostać potraktowane jak terroryści: pochwycone przez siły specjalne i doprowadzone przed oblicze sprawiedliwości, aby po krótkim i sprawiedliwym procesie zatańczyć konopną polkę albo inne sizalowe fandango - a w razie niemożliwości dostarczenia przed trybunał zlikwidowane na miejscu. Rosja zrobiła dość, aby zostać uznana za państwo terrorystyczne ze wszystkimi tegoż konsekwencjami - i naprawdę nie wiem, czemu to się jeszcze nie stało.
Moje wiewióry doniosły, że towarzysze z lewomyślnej organizacji Amnesty International wydalili raport, w którym publicznie ogłosili, że ukraińska armia łamie prawo humanitarne gdyż jej jednostki w otoczonych przez moskali miastach znajdują się w sąsiedztwie obiektów cywilnych lub w samych cywilnych budynkach. No a gdzie, kurwa, mają udać się żołnierze w otoczonym mieście? Odfrunąć niczym ptaszkowie niebiescy, czy też przekopać się pod ziemią jak krety przez otaczający ich kordon przeciwnika przecież nie mogą - muszą, niczym szczupak z karpiem, siedzieć w tym samym saku. Osobistycznie od dawna uważałem Amnesty International za, w najlepszym razie, bandę ćwierćinteligentnych szkodników, ewentualnie naiwnych jak dzieci i całkowicie nieżyciowych pięknoduchów - i na moje wyszło. Co ciekawe: działacze Amnesty International nie kwapią się specjalnie, żeby Moskalom zarzucać łamanie prawa humanitarnego. Osobistycznie mam na ten temat kilka teorii, ale podzielam również zdanie pani Aliny Mychajłowej, radnej Kijowa, która broniącej raportu szefowej Amnesty International, towarzyszce Agnes Callamard, napisała "masz ruskiego chuja w ustach".
No, ale starczy już o Moskwicinach, wypowiedź pana Aleksieja Żurawlewa z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji*, deputowanego do rosyjskiej Dupy (przepraszam: Dumy) Państwowej, sobie darujemy. Nie będę się tutaj rozpisywał o każdym idiocie bo bym musiał pisać 25 godzin na dobę przez 8 dni w tygodniu - a i tak na samą Rosję by mi czasu zabrakło. Zerkniemy sobie za to do słonecznej, rządzonej przez Partido Socialista Obrero Español, Hiszpanii. Otóż w Hiszpanii jest ciepło, nawet bardzo ciepło - a jak jest ciepło to ludzie lubią się schłodzić. Bardzo często zwykli to robić sącząc sobie schłodzone napoje z kostkami lodu - i tu pojawił się problem. Otóż zeszłej zimy, ze względu na wysokie ceny energii elektrycznej, lodu praktycznie nie produkowano i nie pakowano do chłodni. A teraz jest kłopot: klienci chcą kupować lód w kostkach - a tu lodu nie ma. Dzienne zapotrzebowanie wynosi nawet do 8 tysięcy ton a hiszpańscy lodziarze są w stanie wyprodukować tylko 2 tysiące ton - nic więc dziwnego, że w sklepach są braki. Tak, nie regulujcie oczu ani monitorów: w socjalistycznej Hiszpanii zamrożona woda jest towarem deficytowym i reglamentowanym. Oczywiście wygrane na tym są kluby oraz knajpy, które zainwestowały w swoje własne kostkarki do lodu - one mają w dupach braki i reglamentacje bo same sobie ten zimny przedmiot pożądania wytwarzają.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* która z liberalnością i demokracją ma tyle wspólnego, co ja z aborygeńskimi tańcami plemiennymi - wiem, że najprawdopodobniej istnieją