Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż dziś nic specjalnego się na świecie nie działo. Dlatego wpis znów będzie krótki i bez bluzgania - więc jeśli liczyłeś na kilka solidnych wiąch to możesz skończyć lekturę >>>tutaj<<<.
Temat śniętych ryb w Odrze wraca niczym nieświeża sałatka na ostrej popijawie. Po teoriach na temat rtęci i soli, które próby czasu nie przeszły i poległy w konfrontacji z faktami, pojawiła się nowa koncepcja: toksyczne algi. Teoria ciekawa i warta rozważenia - zatem przyjrzyjmy jej się nieco bliżej. Do silnych punktów tej teorii możemy spokojnie zaliczyć to, że toksyczne algi faktycznie istnieją w przyrodzie i faktycznie mogą powodować masowe wymieranie ryb - nie wywierając przy przy tym wielkiego wpływu na życie roślinne. Dodatkowo za tą koncepcją przemawia fakt, że woda w Odrze była bogata w tlen. Czyli sprawa rozwiązana? No nie, za pięknie by było - teoria toksycznych alg ma też słabe strony, a najsłabszą z nich jest całkowity brak trujących alg oraz ich toksyn w próbkach wody pobranych z Odry. Czyli dalej z wiedzą jesteśmy w czarnej dupie na słupie - badania mające wykryć przyczynę masowego śnięcia ryb z nużącą regularnością usrywają kolejne teorie robocze i zostawiają naukowców ciemnych jak tyłek sudańskiego palacza okrętowego. Mam dziwne wrażenie, że jeszcze kilka dni badań i zostaną wykluczone wszystkie racjonalne możliwości - pozostanie tylko zamach dokonany przez rosyjskich szpionów przy pomocy nieznanego oficjalnej nauce czynnika, ewentualnie plaga spuszczona na grzeszną ludzkość przez Boga.
Jednakowoż epidemia śniętych ryb szaleje nie tylko w Najjaśniejszej* - moje wiewióry donoszą, że przekroczyła Odrę i zaczęła szurać także w Bundesrepublice. W płynącej przez Saksonię-Anhalt rzece Saale ryby od piątku padają jak kacapscy sołdaci po skażonym alkoholu metylowym. Dziś pokazało się także, że w znajdującym się w berlińskiej dzielnicy Lübars jeziorze Klötzbecken również odkryto tysiące śniętych ryb. Co prawda niemieckie czynniki oficjalne tłumaczą te wydarzenia wypadkami mniej lub bardziej naturalnymi - ale jakbym ja wierzył Niemcom to bym prawdopodobnie skarpetki na buty zakładał i witał się z czytelnikami słowami "as-salam alejkum".
Jeśli ta tajemnicza epidemia będzie się dalej tak rozszerzać to w przyszłym roku ze stworzeń słodkowodnych zdatnych do jedzenia pozostaną nam hodowane na fermach kaczki i, być może, karpie. Nie powiem, kaczuszka pieczona z brzoskwinią dobra rzecz, karpiem smażonym czy w galarecie też nie pogardzę - ale wolałbym jednakowoż mieć nieco większy wybór i możliwość zjedzenia sobie świeżo uwędzonego leszcza, okonia z grilla czy szczupaka w śmietanie. I dlatego bardzo byłbym kontent, gdyby ta cała epidemia rybnej śmierci oddaliła się rączo.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* poza Odrą martwe ryby znaleziono także w rzece Ner pod Łodzią, w krakowskim stawie oraz w Wiśle w okolicach Bydgoszczy - pisałem o sprawie w notce z 14 sierpnia