Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, cały czas się dzieje na świecie. Uprzedzam, że będzie długo i bez bluzgania - jeśli ci to nie pasuje to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Dzisiejszą wycieczkę światoznawczą zaczniemy sobie od Stanów coraz mniej Zjednoczonych. Kilka dni temu władze stanowe rządzonej przez Demokratów Kalifornii zarządziły, że już od roku 2035 ma być zakazana sprzedaż samochodów spalinowych i każdy sprzedawany tamże samochód będzie musiał być elektryczny (pisałem o sprawie w notce z 26 sierpnia). Dziś tamtejsze zakłady energetyczne wystosowały apel do mieszkańców, żeby zużywali mniej energii elektrycznej, między innymi żeby nie ładowali swoich elektrycznych aut, gasili zbędne światła i zmniejszyli chłodzenie w swoich klimatyzatorach - bo sieć nie wyrabia. Jak widać na załączonym przykładzie Demokraci, jak wszyscy lewomyślni, koniecznie chcą nakazać coś ludziom, zupełnie nie troszcząc się o fakt, że jest to awykonalne.
Ale zostawmy już Stany coraz mniej Zjednoczone, wróćmy sobie w nasze rejony. Stosunki polsko-niemieckie od długiego czasu są dość skomplikowane - a ostatnio jeszcze się zaostrzają. Oprócz oprotestowanej przez Niemców kwestii budowy terminala kontenerowego w Świnoujściu (pisałem o sprawie w notce z 13 sierpnia), rząd Najjaśniejszej po raz kolejny poruszył temat reparacji za II wojnę światową. Pan premier Vateusz (przepraszam: Mateusz) Morawiecki, wspomagany przez swoich przydupasów i różnej maści fachowców, wycenił straty Polski w latach 1939-1945 na 6 bilionów 200 miliardów złotych. Niemcy, rzecz jasna, płacić nie mają zamiaru, argumentując tym, że Polska zrzekła się odszkodowania w 1953 roku. De iure faktycznie tak jest, ale de facto reparacji zrzekli się sterowani przez towarzyszy z Moskwy komuniści, którzy zdobyli władzę w Najjaśniejszej siłą i podstępem - nie można więc stwierdzić, że pieniędzy zrzekł się z własnej i nieprzymuszonej woli niezależny i suwerenny podmiot prawa międzynarodowego. Osobistycznie uważam, że Bundesrepublika zapłacić powinna - i, rzecz jasna, zwrócić wszystkie zagrabione dobra kultury, tudzież oddać pieniądze za te, które zostały zniszczone. W kontekście II wojny światowej samo stwierdzenie "meine Schuld, meine Schuld, meine sehr große Schuld"* nie wystarczy.
Inną kwestią jest, że poruszenie sprawy reparacji akurat w tym momencie może zostać odebrane jako próba zbicia kapitału wyborczego przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi - a co za tym idzie jako próba poprawienia notowań po licznych, oględnie mówiąc nienajlepszych, decyzjach partii Podwyżki i Socjalizm (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość). Może także zostać odebrane jako rozpaczliwa próba rządzących Najjaśniejszą wykombinowania pieniędzy zarówno na wyjątkowo ambitny program dozbrojenia armii, jak i na bardzo rozbuchane programy socjalne. Nie udało się wyrwać forsy na Krajowy Plan Odbudowy od Związku Socjalistycznych Republik Europejskich więc macherzy z partii Podwyżki i Socjalizm (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość) wykombinowali, że może od Niemiec się uda - przy czym osobistycznie przypuszczam, że wątpię.
Kłopoty Bundesrepubliki z Najjaśniejszą nie są jedynymi problemami naszych zachodnich sąsiadów. Otóż pokazało się, że BfV** jednak potrafi działać skutecznie i wykrył w Ministerstwie Gospodarki i Ochrony Klimatu dwóch wysoko usadowionych kacapskich szpionów. Żeby było ciekawiej: obaj pracowali w departamencie zajmującym się energią. Osobistycznie na miejscu funkcjonariuszy BfV bardzo mocno i dokładnie przyjrzałbym się jeszcze ich szefowi, pełniącemu funkcję viceführera towarzyszowi Arbuzowi Robertowi Habeckowi - gdyż sama jego przynależność partyjna budzi uzasadnione podejrzenia o sprzyjanie Rosji.
Ale dwa wykryte w ministerstwie ruskie krety nie kończą tematu problemów Bundesrepubliki. Otóż Führer, towarzysz Otto Scholz, nakazał obywatelom myć ręce zimną wodą, zakazał podgrzewania wody w basenach oraz ogrzewania publicznych pomieszczeń w których ludzie nie przebywają stale, nakazał także ograniczenie temperatury w biurach do 19 stopni Celsjusza. Rząd chce w ten sposób przyzwyczaić Niemców do mniejszego zużywania energii, co może się przydać po możliwym odcięciu dostaw gazu z Rosji. Osobistycznie uważam to za dość zabawne: według przewidywań niemieckich specjalistów ograniczenia spowodują zmniejszenie zużycia gazu na poziomie 2,5%, podczas gdy import z Rosji sięgał przed wojną na Ukrainie nawet 50% zapotrzebowania Bundesrepubliki, a teraz, zależnie od źródła, oscyluje między 30 a 40%. Może się więc okazać, że końcówka tego roku i początek przyszłego może być dla zamieszkujących terytorium Bundesrepubliki dość chłodny.
A na koniec wpisu zerkniemy sobie do Warszawy, gdzie tzw. aktywiści ze stowarzyszeń Miasto Jest Nasze i Porozumienie Dla Pragi wystąpili do władz stolicy o zakaz sprzedaży alkoholu między godzinami 22:00 a 6:00 rano. Z jednej strony jest to zrozumiałe, gdyż alkohol sprzyja zachowaniom ryzykownym i kryminalnym - z drugiej jednak strony spowoduje spadek obrotów sklepów i wzrost irytacji osób pragnących się w nocy znietrzeźwić. A wkurzony z powodu niedopicia warszawski dresiarz może wcale nie być mniej niebezpieczny dla otoczenia niż dresiarz przepity. Podsumowując: tłumaczenie przez aktywistów przymusowej prohibicji troską o bezpieczeństwo obywateli jest kretyńskie i niemające pokrycia w rzeczywistości.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* dla tych, co nie znają choroby gardła (przepraszam: germańskiego szwargotu): "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"
** * Bundesamt für Verfassungsschutz - dla tych, którzy nie szprechają: Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, niemiecki kontrwywiad