13.09.2022 na zielonej Ukrainie i w ciemnej,...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nudno coś się zrobiło na tym świecie. Tradycyjnie informuję, że bluzgi się pojawią, ale bez nadużycia - jeśli jednakowoż nawet tych kilka to dla ciebie za dużo to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Ciekawe wieści dobiegają z Ukrainy. Otóż pokazało się, że jak Ukraińcy wyprowadzili kontratak, to kacapscy sołdaci nagle sobie przypomnieli, że w domach mleko w akwarium zostawili na gazie - i zaczęli spierdalać. Z obwodu charkowskiego zniknęli nawet bojcy z Pierwszej Gwardyjskiej Armii Pancernej, dawniej dowodzonej przez generała porucznika Siergieja Aleksandrowicza Kisiela, a obecnie chuj wie przez kogo. A zwinęli się w taki sposób, że ciężko mówić o jakimkolwiek zorganizowanym odwrocie na z góry upatrzone pozycje, zdecydowanie łatwiej o panicznej spierdolce. Moje kręcące się w okolicy ukraińskich żołnierzy wiewióry twierdzą, że Moskale wieją jak diabeł przed święconą wodą, porzucając sprzęt pancerny, wyposażenie, nawet części umundurowania i broń osobistą.
Pierwsza Gwardyjska Armia Pancerna miała być elitą, doskonale wyposażoną, dowodzoną i zmotywowaną jednostką, mającą być na pierwszej linii w razie ataku Rosji na państwa Paktu Północnoatlantyckiego, lub mająca bronić Moskwy w przypadku natowskiej inwazji. Faktem jest, że po wejściu na Ukrainę obskoczyli lekki wpierdol od obrońców, do tego zostali pozbawieni dowódcy, któremu odebrano komendę za chujowe wyniki na froncie charkowskim - ale dalej był to najliczniejszy i najlepiej wyposażony związek taktyczny wojsk lądowych Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, który absolutnie nie powinien pójść w rozsypkę. Dawna wzorcowo-modelowa Pierwsza Gwardyjska Armia Pancerna obecnie bardziej wygląda jak stado spanikowanych owiec niż cokolwiek, co choćby w najogólniejszych zarysach przypomina jakąkolwiek szanującą się jednostkę wojskową. Osobistycznie mam nadzieję, że tak pozostanie jeszcze długo - i że do teraźniejszego poziomu 1GAP szybko dorównają pozostałe jednostki kacapskich sił inwazyjnych na Ukrainie.
A teraz zmieniamy temat, zostawiamy Ukrainę i przenosimy się do Najjaśniejszej aby zerknąć sobie na branżę handlową. Już na pierwszy rzut oka możemy stwierdzić, że nie jest, kurwa, dobrze bo inflacja w połączeniu z wysokimi cenami prądu mocno zaszkodziła niewielkim sklepom, a i duże sieci powoli zaczynają dostawać po dupach. Stosunkowo najlepiej mają się dyskonty i sklepy franczyzowe - ale i im ceny energii zaczynają dawać się we znaki. W większości sieciowych sklepów z artykułami spożywczymi są już plany zmniejszenia chłodzenia w lodówkach, co może zredukować zużycie prądu nawet o kilkanaście procent. Dość nieciekawie rysuje się przyszłość dużych galerii handlowych, których oświetlenie i ogrzanie zużywa koszmarne ilości energii elektrycznej i kosztuje cholerne pieniądze - szefostwo niektórych takich obiektów przebąkuje, że trzeba będzie obniżyć w środku temperaturę, zmniejszyć natężenie światła i skrócić czas otwarcia aby oszczędzić nieco energii, a co za tym idzie także pieniędzy. W niektórych sklepach pojawiają się nawet pomysły zakazania pracownikom korzystania z elektrycznych czajników - a to już jest, moim zdaniem, wyższy poziom patologii. Ceny prądu dobijają także małe, lokalne sklepiki - tylko w czasie wakacji ponad 700 zostało zlikwidowanych. A trzeba pamiętać, że do sezonu grzewczego, kiedy to zużycie prądu się zwiększy, jest jeszcze trochę czasu. Osobistycznie obawiam się, że ta zima może poważnie dać w kość nie tylko handlowcom, ale także branży logistycznej, producentom oraz zwykłym kupującym. Czyli w zasadzie wszystkim, bo społeczeństwo to takie naczynia połączone - czasami problem jednej branży odbija się czkawką w zupełnie innej, teoretycznie zupełnie nie związanej. I tylko ci na kluczowych stanowiskach państwowych mogą mieć wszystko w dupie i lachę kłaść na inflację i rosnące ceny energii - bo w najgorszym razie przyznają sobie podwyżki. Z pieniędzy, rzecz jasna, zajebanych obywatelom w podatkach.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego