2.10.2022 sprawy okołorosyjskie...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się znowu zadziało w sprawach okołorosyjskich. Ostrzegam, że wyrazy niecenzuralne w notce się pojawią więc jeśli cię one drażnią to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Pan Władimir Władimirowicz Putler (przepraszam: Putin) łaskawie zgodził się przyjąć do Federacji Rosyjskiej samozwańcze Republiki Ludowe Doniecką i Ługańską oraz obwody chersoński i zaporoski, które w referendach zgłosiły akces do Rosji. O referendach pisałem w notce z 27 września, komu wola - może sobie zerknąć. Cywilizowany świat stwierdził, że chyba się panu Władimirowi Władimirowiczowi Putlerowi (przepraszam: Putinowi) coś z lekka pod deklem popierdoliło i nie uznał ani wyniku referendów, ani aneksji części terytorium Ukrainy. Osobistycznie byłem w ciężkim szoku, bo nawet cała wierchuszka Związku Socjalistycznych Republik Europejskich się zgodziła, że w ten sposób spraw międzynarodowych się nie załatwia. Sejm Najjaśniejszej też sobie przyjął uchwałę, że referenda potępia a aneksji nie uznaje - przy czym tu już jednomyślności nie było, dwóch p.osłów z Konfederosji (przepraszam: Konfederacji), panowie Konrad Berkowicz i Grzegorz Braun, uchwały nie poparło. Jeśli jeszcze ktoś miał wątpliwości, że od tych p.osłów zalatuje nieświeżą wonią ruskiej onucy, to ich własne działanie powinno te wątpliwości rozwiać.
Prezydent Ukrainy, pan Wołodymyr Zełenski, nie mógł, rzecz jasna, nie zareagować na zabór części terytorium swojego kraju przez kacapów. I, po konsultacji z ukraińską Radą Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, zareagował - publicznie ogłosił, że Ukraina złoży wniosek o przyjęcie w trybie przyspieszonym do Paktu Północnoatlantyckiego. Dla Ukrainy jest to posunięcie całkiem logiczne: ukraińscy żołnierze są szkoleni według natowskich standardów, walczą natowską bronią, poza tym dobrze jest być w międzynarodowej organizacji wojskowej - zwłaszcza mając takiego sąsiada jak Rosja. Jednakowoż z punktu widzenia Paktu Północnoatlantyckiego sytuacja już nie jest taka łatwa, prosta i przyjemna gdyż włączenie Ukrainy w struktury sojuszu oznaczałoby natychmiastowy konflikt z Rosją - a Rosja, chociaż mit o drugiej najpotężniejszej armii świata rozwiał się jak sen, jest jednak mocarstwem posiadającym broń jądrową. Nie jestem ze szczętem przekonany, czy akurat teraz jest najlepszy moment na zawody, kto komu więcej atomowych grzybków zasadzi - czy NATO Rosji, czy wręcz przeciwnie. Osobistycznie uważam, że Ukraina byłaby cennym nabytkiem dla Paktu Północnoatlantyckiego: żołnierz tam bitny i doświadczony, do tego potrafiący myśleć i działać nieszablonowo - ale z przyjęciem należy się wstrzymać. Przynajmniej do czasu unormowania się sytuacji - lub wynalezienia skutecznego sposobu na neutralizację rosyjskich rakiet przenoszących głowice atomowe.
Nie oznacza to, rzecz jasna, że należy przestać pomagać walczącym z moskwicińską nawałą Ukraińcom - wręcz przeciwnie, doposażanie Sił Zbrojnych Ukrainy jak najbardziej leży w interesie cywilizowanego świata gdyż powoduje osłabienie Rosji. Tak po prawdzie to dla Paktu Północnoatlantyckiego najkorzystniejsze byłoby nie starcie sił moskiewskich w proch przez wyposażoną w natowski sprzęt ukraińską armię, gdyż podważyłoby to sam cel istnienia sojuszu, który wszak powstał jako przeciwwaga dla silnej Rosji* i jej satelitów. Dla NATO korzystny byłby długotrwały ukraińsko-rosyjski konflikt przygraniczny o stosunkowo niskiej intensywności, który drenowałby Rosję zarówno z pieniędzy, zasobów i sprzętu, jak i siły żywej - aż do całkowitej zapaści gospodarczej i demograficznej. NATO zwyciężyłoby Rosję praktycznie bez strat własnych, cudzymi rękami, wykorzystując głupotę przeciwnika - ale taki scenariusz jest raczej mało prawdopodobny, zwykłym Rosjanom chyba już zaczęło świtać, że ich prezydent zaczął wojnę z przeciwnikiem, którego nie docenił - i którego wspiera, często czynnie, większa część cywilizowanego świata. Dlatego też uciekają przed branką, nie chcą ginąć za pana Władimira Władimirowicza Putlera (przepraszam: Putina) i jego ideę Wielkiej Rosji. Mimo sączonej do łba propagandy przeciętny rosyjski przeżuwacz ziemniaków widzi, że symbolem sukcesu i luksusu nie są produkty rosyjskie, tylko zachodnie; widzi, że bogatsi Rosjanie popierdalają Mercedesami, Porschakami i Bentleyami - a nie Ładami, GAZami i UAZami; widzi, że bogate Rosjanki noszą ciuchy Louis Vuitton czy Yves Saint Laurent - a nie Babushka Na Drutach Sdiełała. Osobistycznie sądzę, że w razie ewentualnego konfliktu z krajami zachodu rosyjska armia będzie miała jeszcze większe niż obecnie kłopoty z uzupełnieniem stanów osobowych. Poborowi, chociaż w swej masie może nie są przerażająco inteligentni, to jednak wiedzą (lub podświadomie czują), że wojnę wygrywa się pieniędzmi i logistyką - a Rosji, w przeciwieństwie do Zachodu, pieniądze zaczynają się kończyć, natomiast logistyka jest opóźniona w stosunku do NATO o kilkadziesiąt lat. W razie wojny toczonej tylko środkami konwencjonalnymi Rosja nie ma szans z Paktem Północnoatlantyckim, jej jedyną szansą byłoby użycie broni jądrowej - ale nawet ciemny kacapski chłop z jakiegoś syberyjskiego zadupia zdaje sobie sprawę, że taki remis oznaczałby de facto przegraną obu stron, a być może nawet całej ludzkości.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* w tamtym okresie zwącej się Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich