8.10.2022 o jednym propagandowym filmidle...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się w świecie filmu nawywijało. Z góry uprzedzam, że notka będzie krytyczna, niepoprawna politycznie i z wulgaryzmami - jeśli ci to nie leży to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje wiewióry donoszą, że amerykańscy filmowcy byli uprzejmi popełnić dzieło pod tytułem "Woman king". Film, rzekomo oparty na faktach, opowiada o kobiecej gwardii króla Dahomeju*, Gezy, walczącej o wyzwolenie czarnych Afrykanów od dominacji białych kolonizatorów z Europy. Lewomyślna widownia prawdopodobnie posrała się ze szczęścia: walka o wyzwolenie czarnoskórych, silne postacie kobiece, źli biali - no jakby tam jeszcze twórcy wpierdolili wątek Ludu Alfabetu to lewomyślni by doznali permanentnego orgazmu umysłowego. No, ale film filmem - zobaczmy sobie, jak to z tym oparciem na faktach jest.
Królestwo Dahomeju faktycznie istniało, faktycznie w latach 1818–1859 rządził nim król Gezo, który faktycznie miał wojskowy oddział złożony z kobiet, zwany Agojie - czyli jakieś fakty filmowe są zgodne z faktami historycznymi. A co się nie zgadza, ewentualnie zostało przez autorów przemilczane? Otóż królewskie gwardzistki były w części żonami króla, a w części niewolnicami, porywanymi w młodym wieku z innych afrykańskich plemion. Zadaniem tejże jednostki nie była walka z dominacją europejskich kolonizatorów - była ona używana głównie do ochrony króla, ale także do służenia mu na wszystkie inne sposoby: od podawania jadła, poprzez usługi seksualne, do uprowadzania nowych kandydatek na niewolnice lub żony. Agojie były także wykorzystywane do chwytania czarnoskórych Afrykanów z okolicznych ludów i niewolenia ich. Sam Gezo czerpał ze sprzedaży złapanych murzynów krociowe zyski, otrzymał nawet przydomek "Króla niewolników", a Dahomej i okoliczne państewka już wcześniej były nazywane "Wybrzeżem niewolniczym". Jak fakty się mają do filmowej legendy o bohaterskich wojowniczkach o wyzwolenie czarnoskórych? Chujowo - ale lewomyślni od dawna twierdzą, że jeśli teoria nie pasuje do faktów, tym gorzej dla faktów.
Całkowicie osobną kwestią są wypowiedzi grających w tym filmie aktorek. Otóż jedna z nich, pierdoląc logikę i prawdę historyczną, stwierdziła, że jest to film całkowicie zgodny z faktami. Inna dorzuciła, że jeśli komuś się "Woman king" i silne czarnoskóre kobiece postacie w nim sportretowane nie podoba, to musi być zwolennikiem białej supremacji, rasistą i mizoginem. Aktorkom najwyraźniej nie przeszkadza niemal całkowite jebanie faktów - przekaz jest ideologicznie słuszny więc chuj z poprawnością historyczną.
Osobistycznie filmu "Woman king" nie oglądałem i oglądać nie zamierzam - uważam, że jest to nachalna i rasistowska propagandówka, w której ludzie są segregowani według koloru skóry: dobrzy, zniewoleni czarni walczą o swą wolność ze złymi białymi. Prawda historyczna jest jednakowoż inna i nieco bardziej skomplikowana: najczęściej to jedni murzyni łapali drugich, żeby potem sprzedać ich w niewolę - i to nie tylko białym, całkiem sporo czarnych niewolników było kupowanych przez kupców arabskich. A murzyni kupieni przez białych handlarzy i wywiezieni do Nowego Świata też wcale nie musieli trafić w ręce białego plantatora - nie należą do wyjątków przypadki, w których byli kupowani przez czarnoskórych panów, takich jak Antoine Dubuclet, Sherrod Bryant, Justus Angel czy rodzina Richardsów.
Jaka jest więc wartość filmu tego filmidła? A to już zależy, z której strony spojrzeć. Dla lewomyślnych wartość propagandową ma dużą, utwierdza bowiem i powiela ichnie stereotypy, nie wspominając jednakże o tych mniej wygodnych stronach historii. Dla osoby interesującej się historią jest to film całkowicie bezwartościowy, w sposób jawny zakłamujący fakty i realia epoki, coś na poziomie "300"**. A dla zwykłego widza? Ciężko orzec nie oglądając, ale pewne rzeczy można sobie ekstrapolować znając inne dzieła współczesnej zachodniej kinematografii i panujące obecnie trendy. Najprawdopodobniej jest to obraz nakręcony z rozmachem, dynamicznie, wizualnie dobry (lub co najmniej poprawny), z bohaterami do porzygu płaskimi i jednowymiarowymi, nie niosący żadnego głębszego przekazu w treści.
Jak już napisałem: osobistycznie tego propagandowego wytworu nie widziałem i oglądać nie zamierzam - nie będę wspierał lansowania kłamstw i półprawd lewomyślnych podnosząc oglądalność, a już na pewno nie będę wspierał swoimi pieniędzmi ichniej propagandy.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* to takie historyczne państwo, leżące na terytorium obecnego Beninu w Afryce Zachodniej, suwerennie istniejące od początków XVII wieku niemal do wieku XX, później jeszcze kilka lat zależne od Francji.
** przy czym osobistycznie uważam "300" za film wybitny od strony wizualnej, nie niosący jednak za sobą praktycznie żadnych wartości historycznych