25.10.2022 zielono mi...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się znowu nawyrabiało na świecie. Tradycyjnie ostrzegam, że polecą wyrazy niecenzuralne więc jeśli stanowią one dla ciebie problem to zrezygnuj z czytania >>>tutaj<<<.
Urodzaj w Europie mamy. Niestety nie na żywność, którą moglibyśmy opierdolić głodnym dzieciom w Etiopii, Erytrei, czy innej Somalii - obrodziło nam latoś pseudoekologicznymi kretynami, starającymi się zniszczyć to, co utalentowani ludzie w pocie czół i trudzie rąk swych tworzyli. Niewiele czasu minęło odkąd lewomyślne bezmózgi oblały pomidorówką obraz "Słoneczniki" pana Vincenta van Gogha, jeszcze mniej od ujebania sztamfowanym* kartoflem** "Stogów siana" pana Claude'a Moneta - a już kolejne tałatajstwo żarłem w sztukę uderzyło. Tym razem w sztukę nieco niższych lotów, taką bardziej rozrywkową - ale, jakby nie patrzeć, upierdolenie czekoladowym ciastem figury króla Karola III w londyńskim Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud przez dwóje ekoterrorystów, 20-letnią panią Eilidh McFadden i 29-letniego pana Toma Johnsona, też jest dewastacją cudzej, dość unikalnej, własności. Osobistycznie uważam, że najlepszą metodą ochrony wytworów ludzkiej cywilizacji przed niszczycielskimi zapędami ekooszołomów byłaby metoda sportowo-spożywcza.
Na czymże miałaby ta metoda polegać? Otóż jest to metoda czerpiąca z wzorców komunistycznych, bo uczciwie przyznać trzeba, że komuniści wiele rzeczy źle robili, ale na tresowaniu ludzi jednak całkiem nieźle się znali. Rzecz jasna nie należy bezmyślnie kopiować sprawdzonych wzorców, dobrze jest je przemyśleć i, jeśli się da, twórczo rozwinąć i dostosować do współczesnych realiów. Ale czas przejść do opisu: otóż parami ustawiamy twarzami do siebie 50 silnych facetów tak, żeby między nimi były 2 metry odstępu i metr odstępu do następnej pary. Otrzymujemy w ten sposób szpaler długości 25 metrów. Każdemu facetowi w tym szpalerze dajemy metrowy kawałek półcalowej rury gumowej. Dwa metry za końcem szpaleru kładziemy miskę, taką jak dla psa, i wypełniamy ją pomidorówką, puree ziemniaczanym, tudzież ciastem czekoladowym - w zależności od tego, czym dokonany był zamach. Ekoterroryście zakładamy na głowę kask i, będąc tolerancyjni dla klejowego fetyszu, przyklejamy mu do niego dłonie. I zaczynamy zabawę: oszołom dostaje gazem w twarz, musi przebiec przez "ścieżkę zdrowia" składającą się z wymachujących gumowymi rurkami facetów i wpieprzyć całą michę tego, czym cudzą własność upierdolił. Ponieważ ekoterroryści działają parami lub grupami to mierzymy czas od zagazowania do opróżnienia miski - i tylko najszybszy nie musi powtarzać ćwiczenia. Taką kurację stosujemy raz w tygodniu przez trzy miesiące, transmitując ją publicznie w formie swoistego reality show - i mam wrażenie, że członkowie wszystkich band w stylu "Just stop oil" czy "Letzte Generation" nawet jeśli nie nabiorą rozumu, to przynajmniej nauczą się protestować w sposób cywilizowany, tak żeby tworów cudzych rąk nie niszczyć. Dodatkowo, rzecz jasna, można by przyjmować zakłady: który wygra, w jakim czasie, czy rzygnie podczas konsumpcji.
No, ale zostawmy już ekoterrorystów niszczących, zajmijmy się teraz ekooszołomami "tworzącymi". W tym celu przeniesiemy się do Budesrepubliki, a konkretnie to do rządzonego przez Arbuzów*** Freiburga. Otóż rada miasta zadecydowała, że dzieciaki w żłobkach, przedszkolach i podstawówkach nie będą już dostawać do jedzenia mięsa, ich menu stanie się wegetariańsko-wegańskie. Kretyńską tę decyzję rządzący motywują chęcią dbania o środowisko naturalne i redukcją kosztów. Osobistycznie sądzę, że planetę, na której człowiek nie może sobie opierdolić dobrze wysmażonego steku, krwistej wątróbki, czy choćby gotowanej parówki, może od razu szlag jasny trafić razem z jej środowiskiem naturalnym, bo nie jest ona miejscem do życia - ale druga część uzasadnienia przez Arbuzów ich decyzji jest jeszcze lepsza, niezależnie od preferencji żywieniowych. Otóż w chwili obecnej mieszkańcy Freiburga za obiad dla swoich pociech płacą 3,90 ojro dziennie, po arbuzowej redukcji kosztów będą płacić co najmniej 4,80. 4,80 to mniej niż 3,90 tylko w dwóch przypadkach: pierwszym z nich jest totalny głąb matematyczny, który nie powinien nawet skończyć podstawówki, a drugi to księgowy****. A że księgowi raczej nie zasiadają w radach miasta - to możecie teraz sobie wystawić, co sobą reprezentują Arbuzy z Freiburga. Przy czym osobistycznie sądzę, że wcale ogólnego poziomu Arbuzów nie zaniżają. Podobno ktoś kiedyś widział umiejącego liczyć socjalistę, rozsądnego Arbuza, i yeti - przy czym świadków spotkania z człowiekiem śniegu jest zdecydowanie najwięcej i są najbardziej wiarygodni.
A na koniec, żeby zbyt poważnie nie było, mały szmonces:
Icek Goldsztajn, początkujący reżyser filmowy, postanowił zrobić film o superbohaterze. Ale ciężka sprawa: wszyscy superbohaterowie już zarezerwowani, za wykorzystanie ich postaci trzeba płacić ciężkie pieniądze. Myślał Icek dzień, dwa, tydzień - ale nic nie mógł wymyślić. Poszedł więc do rabina po radę:
-Aj waj, rebe, ja chcę zrobić film o superbohaterze, ale właściciele praw do postaci żądają olbrzymich pieniędzy za możliwość użycia herosa. Co ja mam zrobić?
-Icek, Icek - rabin pokiwał głową - ty wymyśl własnego bohatera, którego ludzie jeszcze nie mają, a chcą mieć.
-Aj waj, rebe, ale przecież takiemu superbohaterowi trzeba wymyślić imię, trzeba też wymyślić jakąś moc...
-Icek, ty mnie nie zawracaj głowy, ty nakręć film o Mosquito-Girl, dziewczynie która ssie, i ssie, i ssie...
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* to po śląsku, oznacza rozgnieciony
** to też po śląsku. Pożywne to warzywo w Najjaśniejszej ma wiele nazw: Kaszëbi gôdają na nie bulwa, wielkopolanie zwą pyrą, na Podhalu pedają grula, Łemkowie zowią komperą, na wschodzi mówią barabola, w uniwersalnym zaś nosi miano ziemniaka.
*** tak dla przypomnienia: Arbuzami określam wszelakich Zielonych, bo jako żywo przypominają ten posilny owoc: z zewnątrz są zieloni, a w środku czerwoni.
**** przynajmniej ten ze starego kawału:
Firma prowadzi rozmowy rekrutacyjne na posadę księgowego. Po kolei wchodzą kandydaci, każdy z nich dostaje pytanie "Ile to jest 2+2", każdy odpowiada "4" i słyszy "Dziękuję, skontaktujemy się z panem". Dopiero ostatni kandydat po usłyszeniu pytania odpowiedział "A ile ma być?" - i ten dostał pracę.