3.01.2023 o życiu i śmierci...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się znowu zadziało w Europie. Ostrzegam, że będzie długo i polecą cięższe słowa więc jeśli ci to nie leży to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Premier Najjaśniejszej, pan Vateusz (przepraszam: Mateusz) Morawiecki oświadczył, że jest zwolennikiem stosowania kary śmierci w przypadku sprawców najcięższych przestępstw. Wywołało to potok umysłowej sraczki u wszelakich lewomyślnych pięknoduchów, którzy z uporem godnym lepszej sprawy bronią prawa do życia morderców, pedofili i wszelakich innych przestępców, gardłując jednocześnie za tym, żeby na śmierć skazywać nienarodzone dzieci - i to bez wyroku sądu, tylko dlatego, że zapłodniona kobieta ma taki kaprys. Osobistycznie uważam, że to już jest grube popierdolenie psychiczne: bronienie prawa do życia ludzi popełniających ciężkie przestępstwa i jednoczesne żądanie możliwości przerywania życia ludzi na wczesnym etapie rozwoju osobniczego. A jakby w to wszystko włączyć jeszcze obronę życia dzików i karpi - to już w ogóle wychodzi jakiś makabryczny i całkowicie nielogiczny galimatias.
A skoro już poruszyliśmy temat popierdolonych pomysłów to zerknijmy sobie do stolicy Najjaśniejszej, Warszawy. Otóż przy wejściu do stacji metra Centrum stał sobie biletomat. Z bliżej niewyjaśnionych powodów został on potraktowany przez 26-letniego mężczyznę koktajlem mołotowa. Nie regulujcie oczu ani monitorów: w centrum europejskiej stolicy jakiś debil wyciągnął z plecaka butelkę z łatwopalną substancją, podpalił zatykającą szyjkę szmatę i pierdolnął w automat do sprzedaży biletów komunikacji miejskiej. Policja szybko zatrzymała podpalacza. Osobistycznie jestem bardzo ciekawy, czym rzeczony biletomat tak wkurwił 26-latka, że tenże zdecydował się zniszczyć go w tak widowiskowy sposób. A jeszcze bardziej ciekawy jestem wyroku, jaki za swój chuligański wyczyn otrzyma wandal - bo tu już w grę może wchodzić art. 171 Kodeksu Karnego, czyli wytwarzanie, posiadanie i posługiwanie się substancjami mogącymi sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach, za co można sobie popierdzieć w pasiaki nawet przez 8 lat.
Pojawił nam się temat przedmiotów mogących zagrozić życiu i mieniu - więc go trochę pociągnijmy. Jakiś czas temu armia Stanów coraz mniej Zjednoczonych doceniła polskie przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun, które pokazały swoją skuteczność strącając ruskie latadła na Ukrainie. Amerykańskie wojsko zdecydowało się zakupić całkiem sporą partię tej broni, podobnie postąpiły Norwegia i Estonia oraz, w ostatnim dniu zeszłego roku, jeszcze jeden kraj nadbałtycki, którego nazwy nie podano - ale moje wiewióry twierdzą, że chodzi o Łotwę. Jednakowoż PPZR Piorun to nie jedyna produkowana w Najjaśniejszej broń, którą zainteresowały się amerykańskie siły zbrojne. Pokazało się, że po zwalczeniu problemów wieku dziecięcego także MSBS Grot zyskał uznanie w oczach naszych sojuszników zza oceanu - i amerykańskie wojsko zakupiło Groty w wersji CF16 FB-A2, w której wyeliminowano problemy występujące we wcześniejszych wariantach. Wychodzi na to, że polska broń lekka nie pozostaje w tyle za produktami koncernów o ugruntowanej od lat pozycji.
Ale nie tylko broń polskiej produkcji sprawdza się na Ukrainie w walkach z rosyjskimi najeźdźcami. Ukraińscy wojskowi postanowili przetestować płytę balistyczną Strike Face polskiej produkcji - i przyjebali jej z Wintorieza. Dwa słowa wyjaśnienia dla tych, którzy militariami się nie interesują: płyta balistyczna to taki wkład do kamizelki kuloodpornej, najczęściej ceramiczny, który ma za zadanie powstrzymać pociski; WSS Wintoriez to radziecki wytłumiony karabin snajperski zasilany ciężkim nabojem ostrołukowym 9x39 mm zaprojektowanym m.in. do przebijania kamizelek kuloodpornych. Ale wracając do tematu: Ukraińcy przyjebali kilka pocisków z Wintorieza w polską płytę i pokazało się, że ta wytrzymała taki traktament. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w czasie działań wojennych to żołnierz mający na sobie osłonę polskiej produkcji przeżyłby, chociaż prawdopodobnie miałby połamane żebra - ale nie miałby w ciele dziur po kulach. Pokazuje się więc, że polski przemysł potrafi robić nie tylko broń światowej jakości, ale także dobrej klasy osłony.
A jak już odwiedziliśmy Ukrainę to zerknijmy sobie do Makiejewki. Otóż jest to miasto na Ukrainie, w okupowanym przez Rosję obwodzie donieckim. Do budynku tamtejszej szkoły zawodowej 31 grudnia przywieziono około 800 (przy czym tutaj różne źródła różnie mówią - niektóre twierdzą, że nawet 1500) świeżo zmobilizowanych żołnierzy Federacji Rosyjskiej. Rosyjscy sztabowcy nie pomyśleli jednak o tym, że poborowi mają telefony komórkowe a ukraińscy wojskowi dostęp do systemu ECHELON, który potrafi je namierzyć. A skoro Ukraińcy się zorientowali, że w budynku szkoły nagle znalazła się cała kupa telefonów, w tym sporo numerów zidentyfikowanych jako należące do kacapskich wojskowych, to stwierdzili, że w tą sylwestrową noc odpalą specjalne fajerwerki - i przypierdolili salwą z HIMARS-ów. Wstępne dane mówią o co najmniej 300 rannych i 400 zabitych, w tym 3 wyższych oficerach. Osobistycznie mam wrażenie, że ruscy sztabowcy przegapili kilkadziesiąt lat rozwoju i nie wiedzą, że technologia pozwala obecnie na bardzo precyzyjne lokalizowanie przeciwnika - zwłaszcza, gdy przeciwnik w kretyński sposób pozwala się zlokalizować.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego