7.02.2023 coś o sądach znów, i o Bolku...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się narobiło w Najjaśniejszej. Jak zwykle uprzedzam o występowaniu w notce wulgaryzmów więc jeśli ci to przeszkadza to możesz skończyć lekturę >>>tutaj<<<. Aha, będzie długo i prawniczo-ekonomiczno-społeczno-matematycznie - żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Jakoś cztery lata temu, w lutym 2019 roku, pewien człowiek wyczuł na stacji benzynowej alkohol od kobiety, która na tę stację zajechała samochodem. Postąpił więc jak prawy obywatel i wezwał policję. Mundurowi przyjechali, panią przedmuchali - wyszedł jej wynik 2,5 promila. Pokazało się, że trąconą w szyjkę kobietą jest pani Dominika K., żona byłego polityka Ryszarda Kalisza. Żeby było ciekawiej: w kierowanym przez nietrzeźwą samochodzie był jeszcze jej synek, mający 3,5 roku. Sprawa poszła do sądu i ciągnęła się tamże jak smród po gaciach menela, sama kobieta twierdziła, że ona od dwóch dni alkoholu w ustach nie miała i pijaną się nie czuła, dodatkowo obrona wnioskowała o całkowite uniewinnienie. Sąd jednakowoż nie wziął tego pod uwagę i ustalił, że pani Dominka K. ma sobie gratisowo przez 20 miesięcy popracować społecznie, wpłacić 15 tysięcy złotych na rzecz funduszu pomocy pokrzywdzonym oraz pomocy postpenitencjarnej, tudzież stracić prawko na 6 lat. Rzecz jasna taki werdykt nie zadowolił żony towarzysza Ryszarda Kalisza więc jej adwokat wniósł odwołanie. Sprawa więc wróciła na wokandę i ciągnęła się jak smród po gaciach menela, ale wreszcie sąd wydał wyrok. I co się pokazało? Otóż obrońca stwierdził, że pani Dominika K. mimo bycia najebaną jechała prawidłowo i nie stwarzała zagrożenia ani dla syna, ani dla innych uczestników ruchu drogowego - a siedząca za sędziowskim stołem lebiega niewidymka, nie wiadomo dlaczego wydająca wyroki w imieniu Najjaśniejszej, podzieliła tę mocno wątpliwą argumentację i znacznie zmniejszyła podsądnej karę. Żona towarzysza Ryszarda Kalisza usłyszała, że musi odpracować tylko 6 miesięcy, zapłacić 10 tysięcy, i nie wsiadać za kółko przez 4 lata. Dziwnie łaskawy i podatny na bezczelną argumentację mecenasa był w tym przypadku sąd. Osobistycznie wierzyć mi się nie chce żeby niezawisły wymiar sprawiedliwości aż tak poszedł na rękę zwykłemu, nie posiadającemu koneksji obywatelowi. Poza tym bardzo mnie ciekawią jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze: ile pani Dominika K. gorzały ojebała, że po dwóch dniach miała jeszcze 2,5 promila? Po drugie: kto w tym czasie opiekował się 3-letnim dzieckiem?
Pozostajemy w klimatach sądowych. Otóż rok temu z małym haczykiem stołeczni policjanci zatrzymali 18-letniego pana Michała M., synalka znanego profesora prawa Marcina Matczaka, za posiadanie 1,5 grama substancji zabronionych ustawą w postaci suszu konopnego. Sprawa, rzecz jasna, trafiła do sądu, który ze sprawą prostszą od zawiązania butów pierdolił się rok czasu. Art. 62 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii wyraźnie stwierdza, że "Kto, wbrew przepisom ustawy, posiada środki odurzające lub substancje psychotropowe, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3", przy czym "W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Ile więc dostał pan Michał M.? Otóż nic nie dostał, bo sąd z jakichś parszywych sądowych powodów postanowił jebać prawo i sprawę umorzyć, nie karząc w żaden sposób typa, który wbrew ustawie posiadał środki odurzające. Osobistycznie jestem zwolennikiem legalizacji gandzi i sprzedawania jej na podobnych zasadach jak alkoholu - ale prawo jest prawem i zabrania ono posiadania marihuany, a podobno wszyscy w Najjaśniejszej są wobec prawa równi*. Jak jednakowoż widać - niektórzy są równiejsi.
No, ale zostawmy już tematy okołoprawnicze, bo znów nabieram ochoty na ponowną lekturę doskonałej książki "Folwark Zwierzęcy" pana George'a Orwella. Teraz, tak dla odmiany, zajmiemy się zagadnieniami społeczno-ekonomicznymi. Otóż w trzecim kwartale roku 2022 minimum socjalne dla emeryta w Polsce wynosiło, według różnych szacunków, między 1400 a 1500 złotych miesięcznie na osobę. Minimum socjalne to taki teoretyczny wskaźnik pokazujący od jakiej kwoty można przeżyć nie martwiąc się o to, że nie ma co do garnka włożyć. W Najjaśniejszej są emeryci, którzy jakoś wiążą koniec z końcem nawet poniżej tej granicy - i z głodu nie umierają. Osobistycznie uważam, że to właśnie do nich powinien zgłosić się na szkolenie były elektryk i były prezydent Najjaśniejszej, pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa, który jakiś czas temu ogłosił bankructwo. Jeśli moje wiewióry się nie mylą to gospodarstwo domowe tegoż pana składa się z dwóch osób**: żony Danuty oraz jego samego, oboje na emeryturze. Licząc czysto teoretycznie: dwójce emerytów powinno zatem do przeżycia wystarczyć 3 tysiące. No, ale rozumiem, że pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa jest byłym prezydentem, który "tymy ręcamy komunę obalył" oraz "tymy ręcamy w Magdalence z Jaruzelskym y Kyszczakiem flaszkę obalył" - więc dajmy dwa razy więcej: po 3 tysiące na łebka, czyli 6 tysięcy na dwie osoby. Nie będę, rzecz jasna, małżeństwu Wałęsów osobistycznie w PIT-a zaglądał, ani swych wiewiór o to prosić nie zamierzam - niespecjalnie mnie to interesuje, wystarczą mi bardzo zgrubne szacunki. Otóż pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa samej emerytury prezydenckiej ma najmarniej 12 tysięcy, do tego dochodzi emerytura z Zakładu Utylizacji Szmalu, do tego wynagrodzenia za rozmaite występy dla publiki, za które były prezydent potrafi krzyknąć między 10 a 100 tysięcy*** a które (przed pandemią, później się trochę urwało, teraz znów wraca) miał średnio co tydzień. Do tego dochodzą inne benefity: 12 tysięcy złotych na utrzymanie biura, prawo do korzystania z limuzyny i ochrony Służby Ochrony Państwa, bezpłatna opieka lekarska dla rodziny. Pomijam już wpływy z książek, artykułów i wywiadów, pomijam też całkowicie emeryturę żony, której, oprócz zusowskiej, przysługuje także emerytura prezydentowej - chociaż to też są przychody gospodarstwa domowego.
Dane już jakieś mamy, przyjmijmy teraz pewne założenia. Przyjmijmy, że nasz noblysta przez ostatnie 10 lat robił tylko 1 występ co dwa tygodnie (zaniżając dwukrotnie), i że brał za niego tylko 10 tysięcy dolarów (zaniżając kilkukrotnie). Przyjmijmy też najniższy kurs wymiany w ciągu tej dekady, czyli 3 złote; nie uwzględniamy także zmian kursów żeby nie komplikować sobie życia i wyliczeń, nie uwzględniamy także inflacji - dokładnych wyników i tak nie otrzymamy ze względu na duże braki w danych początkowych, poza tym chodzi o rząd wielkości a nie konkretną kwotę. Przyjmujemy zatem maksymalnie zaniżoną, a przez to absolutnie nierealną, kwotę, jaką mógł pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa zarobić.
Uczyńmy tedy rachubę: 10 tysięcy dolarów razy 3 złote razy 2 występy w miesiącu to daje nam 60 tysięcy złotych miesięcznie z samych występów. Do tego wypadałoby dodać emeryturę prezydencką w wysokości 12 tysięcy - czyli razem mamy już 72 tysiące miesięcznie. Jak to się ma do tych 6 tysięcy prezydenckiego minimum socjalnego? No, ale przyjmijmy, że dla pana Bolka (przepraszam: Lecha) Wałęsy śniadanie bez kawioru i obiad bez kieliszka Dom Perignon to chuj a nie życie - podbijmy więc jego minimum socjalne jeszcze dwa razy, do 12 tysięcy miesięcznie, co jest równowartością prezydenckiej emerytury. Czyli pozostaje te 60 tysięcy z występów, plus emerytura z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, plus jakieś tam drobiazgi. No, ale zakładamy, że emerytura z ZUS-u i drobiazgi idą na prezenty dla żony i progenitury, tudzież na jakieś mniej lub bardziej potrzebne wydatki. Do tych wydatków dorzućmy jeszcze hojną ręką połowę kasy za występy - dalej zostaje 30 tysięcy miesięcznie. Osobistycznie bez problemu jestem w stanie wyobrazić sobie przepuszczanie 30 tysięcy złotych miesięcznie - ale może nie u 80-letniego emeryta bo raczej ciężko byłoby mi uwierzyć, że nasz noblysta potrafi wciągnąć tyle koksu, że musi nos czyścić odkurzaczem.
Podsumowując: typ, który spokojnie mógłby odkładać 30 tysięcy miesięcznie (a pamiętamy, że jest to kwota gigantycznie zaniżona!), ale zamiast tego kasę jakoś zwyczajnie rozpierdolił, jest w mojej opinii, zwyczajnie nieodpowiedzialny - żeby nie określić tego dosadniej.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* przynajmniej tak twierdzi Konstytucja RP.
** progenitury nie liczę bo jest już pełnoletnia i teoretycznie powinna sama na swoje utrzymanie zarabiać
*** dolarów, nie złotych - całkiem sympatyczna kasa za maksymalnie kilka godzin pieprzenia banałów lub bzdur