16.02.2023 o źle pojętej ekologii słów...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, dzieje się na świecie. Dziś, tak dla odmiany, w notce nie będzie wulgaryzmów więc jeśli obawiasz się, że twój diabeł stróż skarci cię za czytanie treści cenzuralnych to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Ojrop.osłom w ojroparlamencie odwaliło ze szczętem i stwierdzili, że od 2035 roku w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich będzie obowiązywał zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych - w celu ochrony klimatu, rzecz jasna. Pomysł ten jest durny na tylu płaszczyznach, że naprawdę jestem w szoku, że ktoś obdarzony jakąkolwiek inteligencją mógł na niego wpaść. Pierwszą kwestią jest zasięg i czas ładowania - tutaj pojazdy elektryczne nie mają startu do klasycznych samochodów spalinowych. Druga kwestia to zatrudnienie - obecnie w branży motoryzacyjnej pracuje niemal 13 milionów Europejczyków, po wprowadzeniu bzdurnych przepisów wielu z nich straci pracę. Trzecią kwestią jest, co na pierwszy rzut oka może być zaskakujące, ekologia - alternatywne do paliw kopalnych źródła energii wymagają dużej ilości metali ziem rzadkich, sporo energii przy ich transporcie i obróbce, problematyczne też jest przetworzenie wyeksploatowanych akumulatorów zasilających samochody elektryczne. Czwarta kwestia wiąże się z ceną - pojazdy elektryczne są zwyczajnie dużo droższe niż spalinowe. Jeszcze kilka innych kwiatuszków by się znalazło, ale nie widzę większego sensu w dalszym ich wymienianiu, jak komu wola to informacje na ten temat może znaleźć w internecie. Osobistycznie sądzę, że przyrodę trzeba chronić - ale należy robić to z głową, nie niszcząc przy okazji gospodarki. Poza tym widzę to, czego nie widzą towarzysze Arbuzy* i ich poplecznicy: Ziemia w swej historii wielokrotnie miewała nawet wyższe temperatury niż obecnie, zmiany klimatyczne takoż nie są dla naszej planety niczym nowym ani nawet specjalnie złym - niepokojące są nie same zmiany, tylko ich tempo.
A skoro już poruszyliśmy temat zmian klimatycznych to zerknijmy sobie na remedium proponowane przez ekoszaleńców, a które podchwycili także niektórzy prezydenci miast. Otóż plan minimum przewiduje poważne zmiany w trybie życia, na ten przykład: redukcję spożycia mięsa do 16 kilogramów rocznie na osobę, nabiału do 90 kilo, zakupu nowych ubrań do ośmiu sztuk, zmniejszenia ilości samochodów do 190 na 1000 osób przy jednoczesnym wydłużeniu czasu użytkowania pojazdu do 20 lat. Plan zalecany jest jeszcze lepszy: całkowita rezygnacja z jedzenia mięsa i nabiału, ograniczenie nowych ubrań do trzech sztuk, całkowita rezygnacja z posiadania prywatnych samochodów. Aby zobrazować bezsens tych koncepcji to zerknijmy sobie na nawyki konsumpcyjne statystycznego mieszkańca Najjaśniejszej: otóż rocznie Polak zjada 70 kilo mięsa i nieco ponad 200 kilo nabiału, porusza się 14-letnim samochodem (których to pojazdów na 1000 mieszkańców mamy ok. 660), ciężko jest stwierdzić ile nowych ciuchów kupuje. Osobistycznie uważam, że nawet plan minimum jest całkowicie nierealny, a ten ambitniejszy to już w ogóle jakaś chora abstrakcja i aberracja. Skoro człowiek ma nie spożywać mięsa ani nabiału to czym ma się żywić? Dieta wyłącznie roślinna ludziom ewidentnie nie służy, co doskonale widać na przykładzie, dajmy na to, towarzyszki europ.oślicy Sylwii Spurek. Skoro obywatel może sobie kupić trzy sztuki nowej odzieży rocznie to kupno majtek i skarpetek zdaje się wyczerpuje limit, poza tym nie każdy lubi chodzenie w dziurawych, połatanych lub używanych ubraniach. Braku możliwości posiadania samochodu nawet nie skomentuję bo w kulturalnych słowach może być ciężko a obiecałem nie przeklinać. Pseudoekologicznych wytycznych sformułowanych przez ekooszołomów jest, rzecz jasna, sporo więcej, ale po prostu nie chciało mi się ich wszystkich wymieniać i komentować.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* czyli ci, co z zewnątrz są Zieloni, a w środku Czerwoni