18.02.2023 tak się żyje tam na wschodzie......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się porobiło na wschód od Najjaśniejszej. W ostatniej notce była pełna kultura, ale dość tego bo co za dużo to i świnia nie może - więc wracają przekleństwa a osoby z wrażliwymi oczami mogą skończyć lekturę >>>tutaj<<<.
Ostatnio odnoszę wrażenie, że niektórzy ruscy oficjele, wojskowi i propagandziści odpłynęli od portu "Normalność" na wody Morza Zjebania tak daleko, że już nawet falochronu nie mogą dostrzec. Co też nowego kacapy wykombinowały? Otóż w jednym z programów państwowej telewizji deputowany Dupy (izwinitie: Dumy) Państwowej Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej do spółki z jednym z generałów, oraz rzecz jasna prowadzącym, dyskutowali o konieczności pierdolnięcia atomówką gdzieś w okolicach Alaski, żeby postraszyć zarówno Stany coraz mniej Zjednoczone, jak i pozostałe kraje Paktu Północnoatlantyckiego, tudzież inne państwa wspierające walczącą z moskwicińskim najeźdźcą Ukrainę. Pomysł ten może i byłby w innych cyrkumstancjach niegłupi, ale tak się składa, że sytuacja międzynarodowa jest obecnie dość napięta a Rosja nie jest jednym państwem, które tego rodzaju bronią dysponuje - może się więc okazać, że próba postraszenia zostanie wzięta za prawdziwy atak i wywoła prawdziwą odpowiedź. Zasadniczo niespecjalnie by mnie martwiło jebnięcie kilku amerykańskich atomówek w cele na terenie Rosji, gdyby nie jeden drobny, ale dość istotny szczegół. Otóż nie bardzo wiadomo czy moskale nie doprowadzili jednak systemu "Perymetr" do pierwotnie zakładanego stanu. Czymże jest to kurestwo? Otóż, w pewnym uproszczeniu, miał to być system komunikacji pozwalający na wystrzelenie lub zastopowanie startu rakiet balistycznych z głowicami atomowymi. W 1985 roku Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich wykoncypował sobie taki fikuśny system automatycznie odpalający rakiety w przypadku atomowego ataku nieprzyjaciela. Teoretycznie miało to gwarantować, że w wypadku wojny jądrowej na pełną skalę kontratak zostanie przeprowadzony nawet w przypadku wyeliminowania wszystkich sowieckich wojskowych. Radzieccy naukowcy wzięli jednak pod uwagę możliwość, że system się spierdoli* i odpowie na niewyprowadzony cios - i właśnie dlatego wprowadzili możliwość zastopowania automatycznego startu. Dość szybko jednak kacapska wierchuszka doszła do wniosku, że jeśli faktycznego ataku nie będzie a system odwoływania startu zawiedzie i rakiety jednak polecą to ludzkość zupełnie przypadkiem może się znaleźć w głębokiej dupie - i podobno nigdy funkcji "martwej ręki" (czyli samodzielnego startu) nie aktywowano, a sam "Perymetr" został zdegradowany wyłącznie do zapasowego środka łączności. Nie włączenie takiej atomowej "automatycznej sekretarki" jest raczej dość logiczne - problem polega na tym, że rzecz się dzieje w kraju, który ostatnimi czasy z logiką ma tyle samo wspólnego co z pacyfizmem, nie można więc wykluczyć, że "Perymetr" wrócił do łask i pełnienia funkcji mściciela. Co prawda rosyjskie czynniki oficjalne zarzekają się, że nic takiego nie ma miejsca - ale jakbym wierzył we wszystko, co rosyjskie czynniki oficjalne mówią, to bym skarpetki na buty zakładał.
Ale zostawmy już kwestie atomowe, zerknijmy sobie co też się dzieje u samodzierżcy Białorusi, pana Alaksandra Łukaszenki. Otóż poleciał on w piątek do Moskwy na rozmowy z panem Władimirem Władimirowiczem Putlerem (przepraszam: Putinem). Panowie dyktatorzy się spotkali, pogadali sobie, pożegnali się - po czym tego białoruskiego wpierdoliło jak paczkę gwoździ na budowie. Żeby było ciekawiej: służby prasowe obu satrapów nabrały wody w usta i na temat sztuczki ze znikającym tyranem milczą jak zaklęte. Osobistycznie wcale bym nie płakał, jakby pana Alaksandra Łukaszenkę chuj nagły strzelił, albo i co gorszego - i jestem przekonany, że mój brak żalu szczerze by podzielało kilka milionów Białorusinów.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* raptem dwa lata wcześniej radziecki system wykrywania amerykańskich rakiet balistycznych wystrzelonych w kierunku ZSRR się spierdolił i zasygnalizował atak. Przed nuklearnym holokaustem ocalił Ziemię podpułkownik Stanisław Jewgrafowicz Pietrow, łamiąc procedury i rozpierdalając sobie karierę