7.04.2023 z kraju i ze świata...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nawyrabiało się znowuż na świecie - a ja, z racji bardzo pracowitego okresu w Światowym Spisku Żydów oraz delikatnych problemów zdrowotnych, nie daję po prostu rady wszystkiego opisywać na gorąco. Tym razem przegląd wiadomości różnych będzie okraszony plugawymi słowy więc jeśli rażą one twe poczucie estetyki to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Zaczniemy sobie od wieści z Najjaśniejszej, bo moje wiewióry dotarły do najnowszego raportu z wyników kolejnego rządowego wału, czyli Pracowniczych Planów Kapitałowych. I jak tam idzie próba szyszkowników wydojenia Polaków z kasy? No tak średnio bym powiedział, tak średnio - że tak delikatnie youtube'owym klasykiem polecę. A tak bliżej prawdy a dalej od delikatności - to chujowo. 1 marca tegoż roku wszyscy pracownicy zostali musowo wciągnięci przez rząd na listę uczestników tego szwindlu, z której to listy można się było na całe szczęście w prosty sposób wymiksować - i 90% osób zrobiło to, olewając sikiem falistym moczem ciepłym gruszki na wierzbie i cuda na kiju obiecywane przez pana Vateusza (przepraszam: Mateusza) Morawieckiego wszystkim ofiarom (przepraszam: partycypantom) programu. Osobistycznie uważam za dość zabawne, że wśród ponad 29 tysięcy pracowników PKO BP nie znalazł się ani jeden chętny do przystąpienia do rządowego programu. Podobnie zresztą jest w kilku innych bankach - a to już powinno dać do myślenia nawet tym naiwniakom, którzy wierzą w gigantyczne zyski osiągnięte dzięki Pracowniczym Planom Kapitałowym.
Zmienimy sobie teraz nieco temat, chociaż w dalszym ciągu pozostaniemy w okolicach rządu i poniekąd finansów. Otóż wiceminister rozwoju w rządzie partii Podwyżki i Socjalizm (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość), pani Olga Semeniuk-Patkowska, oświeciła ciemne masy obywateli w temacie ciężkiej sytuacji na rynku mieszkaniowym. Otóż kryzys w tej branży wynika z braku dbałości Polaków o Kościół, historię i ojczyznę. Osobistycznie mógłbym wymienić kilka innych, zdecydowanie adekwatniejszych przyczyn, jak chujowa polityka gospodarcza rządu, wysokie koszty pracy, wysokie podatki, wysokie ceny energii - ale pani Olgi Semeniuk-Patkowskiej i tak bym najprawdopodobniej nie przekonał bo albo jest fanatyczną działaczką obozu władzy, albo srogie piguły bierze.
Z Najjaśniejszą żeśmy się jako tako oblecieli, czas teraz wybrać się na jakieś zagraniczne wojaże. Na początek proponuję wycieczkę do Belgii bo tamże mężczyzna znany pod zmienionym imieniem "Pierre" ucinał sobie długie rozmowy z czatbotem o imieniu Eliza. "Pierre" był bardzo zatroskany losem naszej biednej planety, a zwłaszcza atmosfery, do której ludzkość emituje całe tony dwutlenku węgla, tudzież innych gazów cieplarnianych - więc nic dziwnego, że głównie na ten temat parlował z Elizą. Sztuczna inteligencja Elizy doradziła mu sposób zmniejszenia emisji szkodliwych wyziewów - skoro "Pierre" oddychając wydziela do atmosfery szkodzący jej dwutlenek węgla to żeby przestać szkodzić musi przestać oddychać. Wywód ten, całkowicie poprawny z logicznego punktu widzenia, miał jednak pewną, być może niezauważalną dla sztucznej inteligencji, lukę - otóż człowiek nieoddychający faktycznie nie zatruwa atmosfery, ale także nie żyje. "Pierre" jednakowoż tak był zafascynowany koncepcją przestania bycia trucicielem, że postanowił pójść za radą Elizy - i w ten sposób został pierwszym człowiekiem, którego sztuczna inteligencja namówiła do samobójstwa. Trzydziestokilkuletni mąż, ojciec dwójki dzieci, wiodący wygodne życie naukowiec z branży zdrowotnej - a więc człowiek wykształcony, ze stabilną sytuacją życiową, odbiera sobie życie po tym, jak pogadał sobie z czatbotem. Zastanawiam się, jak bardzo wcześniej jakieś ekooszołomy sprały mu mózg - bo nie chce mi się wierzyć, że facetowi po prostu nagle coś samo z siebie odkorbiło i postanowił się zajebać dla klimatu. Osobistycznie mam nadzieję, że rozmaite Arbuzy, tudzież inni raktywiści z "Letzte generation" czy "Extinction Rebellion" też sobie porozmawiają z Elizą, też dostaną od niej całkowicie logiczne rady, po czym zmniejszą swój ślad węglowy raz a dobrze.
Zostawiamy teraz Związek Socjalistycznych Republik Europejskich i lecimy sobie na króciutką wycieczkę do leżącego w Stanach coraz mniej Zjednoczonych Waszyngtonu. Wszelakie lewomyślne towarzystwo znów zaczyna tamże dostawać małpiego rozumu i nie wiadomo, czy nie skończy się to inbami równie grubymi, co po śmierci santo subito negro bandito George'a Floyda*. Otóż waszyngtońscy policjanci wyczaili kradziony samochód, w którym ktoś sobie spał. Chcieli więc we trzech wpierdolić się do fury, zatrzymać śpiocha i sprawdzić, kto on zacz. Zrobili to jednakowoż tak niezręcznie, że śpioch się przebudził, wrzucił bieg i ruszył do przodu, gubiąc po drodze dwóch gliniarzy. Trzeci jednak został w środku i na początku prosił kierowcę o zatrzymanie pojazdu, później kazał mu to zrobić - a wobec braku kooperacji zmusił go do wykonania polecenia przy pomocy broni palnej. Pozbawione przytomnego prowadzącego auto przyjebało w ścianę, na całe szczęście dla mundurowego z dość małą prędkością. Kierowca, który także przeżył uderzenie, nie dotrwał jednakowoż do końca reanimacji, zmarł z upływu krwi. Pokazało się, że był nim 17-letni afroamerykanin pan Dalaneo Martin, bezdomny, mimo młodego wieku już kilkukrotnie notowany przez policję za rozmaite grzeszki. No i sami powiedzcie: czyż to nie jest idealny powód dla marksistów z Black Lives Matter, tudzież stosujących faszystowskie metody "antyfaszystów" z antify, żeby rozkręcić kolejną serię zadym o krajowym (albo i światowym) zasięgu? Analogie same rzucają się w oczy: mający na pieńku z prawem czarnoskóry ginie w trakcie policyjnej interwencji. Przypadek obecny jest nawet lepszy: nieboszczyk nie miał na sumieniu ciężkich przestępstw, do czego przyjebywali się krytycy santo subito negro bandito George'a Floyda; pan Dalaneo Martin być może w chwili swej śmierci nie był napierdolony fentanylem w sposób zdecydowanie przekraczający dawkę śmiertelną; ponadto w tym przypadku nie ma absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że to działania policjanta w sposób absolutnie bezpośredni i pewny skończyły się dla przestępcy zgonem. I żaden cholerny rasista nie będzie śmiał pyskować, że to jakieś tam narkotyki (wykryte w trakcie sekcji zwłok) albo poważna wada serca (też wykryta) w połączeniu z adrenalinowym szokiem stały się powodem śmierci bohatera - a nie kolano (lub, w tym akurat przypadku, kule) białego supremacjonisty. Герой черного сообщества все меньше и меньше Соединенных Штатов** nie może w końcu po prostu się zaćpać albo ulec chorobie - on musi zginąć w nierównej i bohaterskiej walce z instytucjonalnym rasizmem opresyjnego aparatu bezpieczeństwa publicznego, będącego rasistowską ekspozyturą sił białego supremacjonizmu.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* czarnoskórego oprycha recydywisty, który zszedł z przećpania w czasie policyjnej interwencji podjętej po dokonaniu kolejnego przestępstwa
** dla nieskładających bukw: Bohater czarnej społeczności Stanów coraz mniej Zjednoczonych