22.04.2023 wycieczka do Breslau...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, nawywijało się znowuż w Najjaśniejsze. W tej notce dowiemy się jak dostać sympatycznie płatną pracę - a jeśli twa wrażliwa duszyczka cierpi od czytania wyrazów niecenzuralnych to rozważ zakończenie lektury >>>tutaj<<<.
W Najjaśniejszej, nad rzeką Odrą, leży sobie miasto Wrocław. Miasto to znane jest, między innymi, ze swojego ogrodu zoologicznego. I na temat tegoż miejsca kilka ciekawych informacji wyniuchał Honorowy Wiewiór Piotr Fryc. Otóż 28 lutego zeszłego roku z funkcji prezesa tegoż przybytku zrezygnował wysokiej klasy fachowiec, pan Radosław Ratajszczak. Nie było specjalną tajemnicą, że kiepsko mu szło dogadywanie się z prezydentem Wrocławia, panem Jackiem Sutrykiem, teoretycznie bezpartyjnym, ale rekomendowanym przez Milicję (przepraszam: Koalicję) Obywatelską. Na świeżo opróżnionym fotelu prezesa zoologu zaparkowała swoją dupę pani Joanna Kasprzak. Jakie kwalifikacje na to stanowisko ma wyżej pomieniona? No, była księgową we wrocławskim ogrodzie zoologicznym i wspólnie z mężem kupiła od pana Jacka Sutryka całkiem zajebistą chatę za sympatyczną kwotę ponad miliona złotych - a to ewidentnie wystarczy, żeby zostać prezesem bez żadnego konkursu i bez zbędnych pytań. Nawiasem mówiąc mąż pani Joanny Kasprzyk, pan Grzegorz Kaliszczak, to też ciekawa postać: skazany prawomocnym wyrokiem sądu szef Wrocławskiego Parku Wodnego.
Ale wróćmy do tematu wrocławskiego zoologu, aquaparkiem zajmiemy się może przy innej okazji. Otóż podwładnym byłego prezesa, pana Radosława Ratajszczaka, był wieloletni dyrektor do spraw hodowlanych, pan Mirosław Piasecki, również fachowiec wysokiej klasy. Z obecną panią prezes nie potrafił jednak znaleźć wspólnego języka i został zwolniony. Pokazało się, że obecną szefową bardzo wkurwiało wysyłanie przez pana Mirosława Piaseckiego e-maili do pana Radosława Ratajszczaka - i między innymi za to były już dyrektor do spraw hodowlanych wyleciał z roboty. Ciężko, rzecz jasna, wyjebać kogoś z pracy za samo pisanie wiadomości - pani Joanna Kasprzak dopierdoliła więc kolejne zarzuty. I tu już, kurwa, nie ma pomiłuj bo kaliber oskarżeń jest taki, że niech rączo spierdala pancernik Yamato ze swoimi dziewięcioma działami 460 mm: otóż według pani prezes pan dyrektor hodowlany dopuścił się, między innymi, nieprawidłowości związanych z usuwaniem drewna przy użyciu piły. No i już, pozamiatane - jak mu coś takiego w papiery wpiszą to facet se w życiu żadnej roboty w zawodzie nie znajdzie, chuj tam, że wzorcowo przepracował we wrocławskim zoologu 39 lat, z czego 12 na stanowisku dyrektorskim. No, chyba, że jakiś naczelnik innego ogrodu zoologicznego będzie miał w dupie opinię obecnej, z łaski pana Jacka Sutryka, prezesiny wrocławskiej menażerii - to takiego fachowca z niewąskim doświadczeniem przyjmie z miejsca.
A osobistycznie to mam pewne wątpliwości natury, powiedzmy, prawnej. O ile nie jestem ze szczętem przekonany, czy aby na pewno można tak po prostu wyjebać kogoś z roboty za nieprawidłowości związane z usuwaniem drewna przy użyciu piły - o tyle jestem niemal pewny, że czytanie cudzej korespondencji, do czego przyznała się pani Joanna Kasprzyk, podpada pod art. 267 Kodeksu Karnego i jest zagrożone karą nawet dwóch lat więzienia. A na miejscu przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości to przyjrzałbym się jeszcze decyzjom personalnym prezydenta Wrocławia, pana Jacka Sutryka - a zwłaszcza ich motywom; czy aby przypadkiem znanemu obrońcy praworządności, wolności słowa i wolnych sądów cosik nieopodatkowanego w kieszeń nie skapło. Bo co innego jest podjąć głupią decyzję z wrodzonej lub nabytej głupoty, a co innego z chęci zysku.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego