7.05.2023 znów o ekologii kilka słów......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż się w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich porobiło. Dziś będzie notka "ochronie środowiska" więc nie spodziewaj jakiejkolwiek kultury - jeśli nie masz życzenia czytać bluzgów to zrezygnuj dokładnie >>>tutaj<<<.
Czasami, kurwa, tracę resztki wiary w ludzką inteligencję. Częstym tego powodem są tak zwani "ekolodzy", czyli samozwańczy "obrońcy planety". Spośród licznych organizacji działających na tym polu szczególnie wyróżniają się dwie: "Just stop oil" i "Last Generation" - i właśnie o ostatniej akcji włoskiego oddziału tej drugiej sobie dziś chwilkę pogwarzymy. Otóż pierdoleni debile z "Ultima Generazione", bo taką nazwę w ichnim języku przyjęła lokalna komórka bandy, wpierdolili się do fontanny Quattro dei Fiumi w Rzymie i wrzeszcząc hasła o konieczności oszczędzania wody ujebali znajdującą się w fontannianym basenie wodę jakimś czarnym syfem. W efekcie tysiące litrów poszło na zmarnowanie. No ja pierdolę, przecież to ręce, nogi i pejsy opadają; ja wiem, że do organizacji pseudoekologicznych nie przychodzą tuzy intelektu, ale, kurwa, bez przesady - przecież to opóźniona w rozwoju ameba, mimo braku mózgu, doszłaby do wniosku, że totalnym kretyństwem jest wzywanie do oszczędzania wody przy jednoczesnym jej zanieczyszczaniu, a tym samym marnowaniu.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że ekoterroryści są tak beznadziejnie głupi, że nie widzą kontrproduktywności swoich działań. Pseudoekolodzy żądają ograniczenia emisji gazów cieplarnianych - i jednocześnie przyklejają się do ulic tworząc korki, w których samochody bez sensu stoją, spalając paliwo i zwiększając tym samym emisję gazów cieplarnianych. Ekozjeby żądają oszczędzania wody - i jednocześnie przyczyniają się do marnowania jej dużej ilości bo wpierdolą do fontanny jakiś syf. Ze dwa lata temu w Niemczech zieloni raktywiści protestowali przeciw wycince lasu pod autostradę, podpalając w tymże lesie barykady ułożone ze ściętych drzew - na szczęście policja miała armatki wodne, które posłużyły do ich ugaszenia zanim pożar rozszalał się na dobre. I tak dosłownie co chwila "obrońcy planety" wyskakują z kolejnym zjebanym pomysłem, który albo przyspiesza dewastację środowiska naturalnego, albo, w najlepszym przypadku, nic do rzeczywistej jego ochrony nie wnosi, najczęściej przy tym bezsensownie wkurwiając ludzi. O planetę dbać trzeba - ale z głową, czego ewidentnie nie potrafią ani rozmaite pseudoekologiczne bandy, ani siedzące w szefostwie Związku Socjalistycznych Republik Europejskich Arbuzy.
A jak już temat euroszyszkowników poruszyliśmy to zerknijmy sobie na ich nowe dzieło - normę Euro 7, która ma zacząć obowiązywać już w 2025 roku dla osobówek, a dwa lata później dla całej reszty. Ma to być kolejne zaostrzenie norm emisji dla pojazdów mechanicznych, niemal niemożliwe do spełnienia przez samochody spalinowe. Żeby było ciekawiej: zmienią się także zasady mierzenia emisji, a normy nie mogą być przekroczone w żadnym momencie eksploatacji* - nawet na zimnym silniku przy jeździe pod górę z przyczepą. A żeby nad tym czuwać każdy nowy pojazd ma zostać wyposażony w zintegrowany moduł laboratoryjny mierzący w czasie rzeczywistym skład spalin i chomikujący lub przesyłający gdzieś te dane. Rzecz jasna, że to nowe oprzyrządowanie nie jest za darmo, Komisja Europejska też się do niego nie dorzuci - więc cena nowych samochodów jeszcze wzrośnie, i to stosunkowo najwięcej modeli najtańszych, najbardziej popularnych. Jest wysoce prawdopodobne, że spowoduje to spadek popytu na nowe, mało kopcące auta - a wzrost popytu na te starsze, wyśrubowanych norm nie spełniające. I tak naczalstwo Związku Socjalistycznych Republik Europejskich, bardzo pragnące chronić klimat, przyczyni się do jego pogorszenia - czyli zadziała równie kontrproduktywnie, jak ci debile, co przyklejają się do dróg lub upierdalają wodę w fontannach.
Wspomnę jeszcze o kilku innych aspektach wprowadzenia Euro 7. Spadek sprzedaży nowych samochodów spowoduje ograniczenie ich produkcji - a to pociągnie za sobą redukcję etatów. Wprowadzenie drastycznych norm spalania spowoduje konieczność dodatkowych badań i wprowadzania zmian w firmach zajmujących się produkcją silników spalinowych - a to też kosztuje, a koszty te zostaną przełożone na klientów. Koszty niemałe i zupełnie nieuzasadnione - bo przecież od 2035 roku ma obowiązywać niemal całkowity zakaz sprzedaży nowych pojazdów spalinowych. Osobistycznie uważam, że odpowiedzialnych za te projekty Arbuzów i ich popleczników powinno się prawnie pozbawić możliwości poruszania się pojazdami zasilanymi jakąkolwiek formą paliwa kopalnego - może jakby jeden zjebany łeb z drugim nie mógł sobie polecieć samolotem, pojechać samochodem albo popłynąć statkiem, to by mu piąta klepka wskoczyła na miejsce i przestałby ludzi swoimi durnymi pomysłami wkurwiać.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* przez 10-letni okres od pierwszej rejestracji