14.06.2023 Monet i migranci...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało się znowuż w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich i okolicach. Dziś pogwarzymy sobie m.in. o "ochronie klimatu" więc znów poleci mięso - jeśli ci to nie pasuje to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
W szwedzkim muzeum narodowym w Sztokholmie wisi sobie obraz "Ogród artysty w Giverny" autorstwa pana Claude'a Moneta. Ale nie może on sobie, rzecz jasna, po prostu wisieć, blaknąć w spokoju i kurz zbierać - bo zawsze znajdą się jakieś tępe pseudoekologiczne cipy, które mu tenże spokój zakłócą poprzez ujebanie płótna i przylepienie swoich niemytych łap do ramy. W tym przypadku upierdolenie zostało dokonane przy użyciu czerwonej farby przez dwie durne raktywistki wywrzaskujące pseudoekologiczne hasła. Można więc spokojnie stwierdzić, że lewomyślna rogacizna znów stara się zniszczyć kawałki europejskiej kultury. Najlepszym komentarzem do tej sytuacji będzie chyba tytuł książki pana Ericha Marii Remarque'a: "Im Westen nichts Neues"*.
Moje ulokowane w Grecji wiewióry donoszą, że na południu także bez zmian. Nielegalni migranci popierdalają sobie przeładowanymi łodziami przez Morze Śródziemne, łodzie toną, zgromadzony na nich Lud Pustyni i Puszczy też tonie, a lewomyślni dostają spazmów jaka to Europa jest nieczuła na ludzką krzywdę. Najlepszy przykład mamy z dzisiaj. Otóż mocno przeładowana łajba wyszła z Tobruku w Libii, nadziała się na patrolowiec greckiej straży przybrzeżnej, który zaoferował pomoc w dotarciu do Grecji, na co zgromadzeni na pokładzie łajby kandydaci na Europejczyków gromko stwierdzili, że sami dadzą radę, tudzież kazali mundurowym rączo się oddalić i w sodomii ich obwinili. Na takie dictum Grecy stwierdzili, że skoro tak to chuj wam w dupy, my kontynuujemy patrol a wy sobie płyńcie albo tońcie, wedle uznania - i faktycznie odpłynęli. O Ludzie Pustyni i Puszczy dużo można powiedzieć, ale akurat nie to, że wśród nich jest jakaś imponująca liczba matrosów czy innych morskich wilków, i już po kilku godzinach, gdy morze troszeczkę powełniło, spora część migrantów uznała, że wiara wiarą, religia religią - a ofiarę z ostatniego posiłku trzeba Neptunowi złożyć. I tutaj, niestety, wyszedł brak morskiego doświadczenia kandydatów na Europejczyków: zbyt wiele osób naraz przewiesiło się przez reling - a to doprowadziło do utraty stabilności łajby, która położyła się na burtę i zaczęła brać wodę, po czym zatonęła. Do wieczora wyłowiono 182 osoby, z czego 104 żywe. Ocalałych dostawiono do portu Kalamata. A wcześniej stała się rzecz ciekawa: rozbitkowie, gdy tak sobie pływali w wodach Morza Śródziemnego, ewidentnie byli tak zajęci, że aż zapomnieli kazać spierdalać idącym im z pomocą statkom greckiej straży przybrzeżnej.
Wysoki komisarz Narodów Zagubionych (przepraszam: Zjednoczonych) do spraw uchodźców, towarzysz Filippo Grandi, od razu się spruł, że państwa powinny naruchać jakieś bezpieczne trasy dla nielegalnych migrantów, żeby nielegalni migranci przypadkiem sobie nie zginęli po drodze. No cóż, już starożytni Rzymianie wiedzieli, że volenti non fit iniuria** - a ci ludzie sami oddali swój los w ręce przemytników, często pływających na łajbach zajebanych ze stoczni złomowej. Migranci zaryzykowali własne życia, dodatkowo płacąc sporą kasę, za możliwość nielegalnego dostania się do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich i czerpania korzyści z przebywania na terytorium państw opiekuńczych. Zagrali w głupią grę, w której jednak mogli wygrać całkiem niegłupią nagrodę. Ci, którzy przeżyli, dalej mają szansę na nagrodę. Ci co utonęli - przegrali.
Życie jest grą, w której nie każdy wygrywa.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* co z choroby gardła na polski się tłumaczy jako "Na Zachodzie bez zmian"
** dla nieznających łaciny: chcącemu nie dzieje się krzywda