1.08.2023B opowiem wam o Wojtku...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym szczególnym dniu. Ta notka będzie inna niż wszystkie, bez krztyny humoru, bez wulgaryzmów, skoncentrowana w zasadzie na jednej postaci. Chciałbym wam pokazać w niej postać Wojtka, 11-letniego warszawskiego cwaniaczka.
Wojtek Zalewski nie miał łatwego życia. Gdy miał sześć lat wpadli z niezapowiedzianą wizytą sąsiedzi z kraju ościennego i zaczęli demolować jego ojczyznę i jego miasto, a ludzi masowo mordować lub wykorzystywać do niewolniczej pracy. Po pięciu latach takiego traktamentu rodacy Wojtka powiedzieli stanowcze "Dość!" i stanęli do boju. Boju strasznego i nierównego, bo przeciwko zaprawionym w walce i dobrze uzbrojonym jednostkom Wehrmachtu i Schutzstaffel stanęli ochotnicy, ludzie młodzi, nierzadko jeszcze dzieci, słabo wyekwipowani, często bez żadnego przeszkolenia wojskowego. Ci młodzi ludzie powzięli najodważniejszą, i w zbyt licznych przypadkach tragiczną, decyzję życia - postanowili zbrojnie uderzyć w okupujących Polskę Niemców. Nie zamierzam tutaj pisać o szansach na sukces Powstania, bo je widzieli chyba tylko najwięksi optymiści.
Wróćmy jednak do Wojtka. Otóż ten 11-letni chłopaczek w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego zgłosił się na ochotnika i przyjął pseudonim "Orzeł Biały". Jego dowódcą został starszy sierżant Jan Kreter "Grześ". Bystry i dobrze znający swoje rejony chłopak bardzo szybko zyskał sobie uznanie zarówno przełożonego, jak i swoich starszych kolegów. Już drugiego sierpnia dokonał rzeczy z pozoru niemożliwej: przekradł się przez niemieckie linie na teren silnie strzeżonego Dworca Głównego, po czym powrócił z meldunkiem o sile wrogich oddziałów, ich rozmieszczeniu i uzbrojeniu. Po tym wyczynie żołnierze starszego sierżanta Jana Kretera zrozumieli, że ten chłopaczek nie będzie tylko maskotką oddziału czy zwykłym łącznikiem, ale cennym towarzyszem broni. "Orzeł Biały" utwierdził ich w tym przekonaniu 15 sierpnia, gdy wyprowadził z niemieckiego okrążenia pluton szturmowy "Grzesia" - i to bez żadnych strat własnych. Żołnierze zaczęli go za to uwielbiać, a dowódca batalionu, Wacław Zagórski "Lech Grzybowski", za ten wyczyn postanowił przedstawić Wojtka do odznaczenia Krzyżem Walecznych. Niestety nie zdążył, "Orzeł Biały" 21 sierpnia poległ od niemieckiej kuli podczas przenoszenia meldunku w rejonie koszar policji na ul. Ciepłej.
Jego ciało wyciągnął spod gradu pocisków Mieczysław Mirecki "Błyskawica". Martwego chłopaczka niesionego na rękach żołnierza uwiecznili filmowcy z Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej - osobistycznie uważam, że klatka z tego filmu to jedno z najbardziej wzruszających zdjęć zrobionych w czasie Powstania Warszawskiego. Wojtek Zalewski został pochowany w podwórzu domu przy ulicy Ceglanej 3, krótką ceremonię pogrzebową prowadził ksiądz major Władysław Zbłowski „Struś”, uczestniczyli w niej towarzysze broni chłopca. Ciało młodego bohatera nigdy nie zostało odnalezione i ekshumowane, najprawdopodobniej do dziś leży gdzieś przy obecnej ulicy Icchoka Lejba Pereca na warszawskiej Woli.
Postać Wojtka Zalewskiego opisał w swojej piosence "Orzeł Biały" Roman Kołakowski. Piosenka ta, z góry uprzedzam, jest straszliwie smutna i poruszająca, zwłaszcza w wykonaniu Natalii Sikory*. I chociaż jestem twardym facetem, który niejedno w życiu robił i niejedno przeżył, zawsze mam łzy w oczach gdy jej słucham.
"Orzeł Biały" ma też symboliczny grób na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Pomnik jest trójwymiarowym wyobrażeniem zdjęcia, na którym Mieczysław Mirecki "Błyskawica" niesie ciało poległego od niemieckiej kuli Wojtka Zalewskiego.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* od razu też uprzedzam, że wersja live jest zdecydowanie słabsza. Ta, która wyrywa mi serce, jest do znalezienia na youtubie po wpisaniu "Orzeł Biały - Natalia Sikora - Powstanie Warszawskie"