25.11.2023 kolejna porcja wieści ze świata......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało się znowuż na świecie. I znowuż przyjdzie mi użyć wyrazów niecenzuralnych - jeśli ich nie lubisz to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
W Stanach coraz mniej Zjednoczonych jest sobie więzienie w Tucson. W pierdlu tym siedzi skazany w politycznym procesie pan Derek Chauvin, były policjant - skazany pod z bzdurnym i z dupy wyjętym zarzutem zabójstwa recydywisty i notorycznego ćpuna, Santo Subito Negro Bandito George'a Floyda, w którego krwi w chwili zgonu znajdował się koktajl narkotyków w dawce znacznie przekraczającej stężenia śmiertelne. Już w chwili wsadzania pana Dereka Chauvina do pierdla prorokowałem, że inni osadzeni, zwłaszcza melatoninowo wzbogaceni, będą starali się go zajebać. I nie myliłem się, były policjant dostał wczoraj kosę. Jego stan jest poważny. Osobistycznie uważam, że pan Derek Chauvin, jeśli się z ran wyliże, powinien żądać od władz więzienia odszkodowania za niezapewnienie mu bezpieczeństwa - i jestem niemal pewien, że w amerykańskim systemie prawnym nawet kiepski prawnik dałby radę je wywalczyć.
Ale zostawmy już Stany coraz mniej Zjednoczone i wróćmy sobie do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Otóż działacze Ungsvenskarna, czyli młodzieżówki obecnie rządzącej partii Sverigedemokraterna, domagają się od swoich starszych kolegów wyznaczenia "czerwonej linii", po której przekroczeniu przez eurokratów Szwecja rozpocznie proces wychodzenia z eurokołchozu. Osobistycznie uważam, że jest to bardzo dobry pomysł, który może przyczynić się do powstrzymania tendencji centralistycznych wśród szyszkowników europierdolnika - i sądzę, że zdecydowanie więcej należących do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich państw powinno takie "czerwone linie" wykreślić.
A na koniec notki wrócimy sobie do Najjaśniejszej, bo tu też niezłe jaja odchodzą. Nie będziemy się jednakowoż zajmować sceną politykierską, bo tej mam już z lekka powyżej uszu - wrócimy sobie do kwestii poszarpania przez wkurwionego misia jednego raktywisty (pisałem o sprawie w notce z 14 listopada). Otóż jeden z raktywistów Inicjatywy Dzikie Karpaty przyjebał się do leśników, że popełnili błąd nie oznaczając niedźwiedziej gawry specjalną tabliczką mimo tego, że Inicjatywa Dzikie Karpaty wnioskowała o takie oznaczenie już w sierpniu. Gdyby raktywiści znali przepisy to zapewne by wiedzieli, że takimi tabliczkami można oznaczyć stałe miejsce gawrowania dopiero w listopadzie, a nie we wnioskowanym przez nich sierpniu. Już nie wspominając o tym, że te pseudoekologiczne łachudry łżą twierdząc, że działacze ich organizacji znaleźli się w miejscu ataku niedźwiedzia przypadkiem - skoro jeszcze w sierpniu wskazali konkretne miejsce do umieszczenia tabliczki ostrzegawczej, a w dzień ataku poszli sprawdzić, czy aby leśnicy i ZUL-usy* misiowi w układaniu się do snu zimowego nie przeszkadzają. Oznacza to, że dokładnie wiedzieli, że niedźwiedź tam może być - czyli celowo wjebali się na teren występowania zwierzęcia objętego ochroną gatunkową, łamiąc tym samym przepisy art. 52 Ustawy o Ochronie Przyrody. Czyli własnym sumptem, łamiąc przy tym przepisy, wkurwili miśka, przez co jeden z nich ze wzmiankowanym miśkiem zapoznał się bliżej w sposób dość bolesny. Osobistycznie sądzę, że działalności Inicjatywy Dzikie Karpaty powinna przyjrzeć się prokuratura, nie tylko pod kątem łamania Ustawy o Ochronie Przyrody, ale także pod kątem art. 160 Kodeksu Karnego, czyli narażania na utratę życia lub zdrowia.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* pracownicy Zakładu Usług Leśnych, zajmujący się szeroko pojętymi usługami leśnymi