17.02.2024 służba, tfu, zdrowia...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, porobiło się znowuż we Wspanialewie Górnym. Jeśli nie interesują cię moje pierepałki z tzw. Służbą Zdrowia, pisane mową wiązaną i plugawą, to skończ lekturę dokładnie >>>tutaj<<<.
Ku lepszemu mi idzie, znaczy zdrowieję sobie - ale zanim zacznę znowu śledzić wieści ze świata i od wiewiórczego wywiadu donosy zbierać, to postanowiłem, tak dla wprawy, zaznaczyć kilka słów na temat tzw. Służby Zdrowia w Najjaśniejszej, albowiem po raz kolejny rozpierdoliła mi ona pejsy. W niedzielę, 11 lutego, nagle i niespodziewanie obudziłem się w stanie tak fatalnym, jakbym poprzedniego dnia usiadł przy grzecznym gąsiorku pejsachówki, a wstał po pięciu - a ja w sobotę nawet kapsla od piwa nie powąchałem. Znaczy stan był taki, że ledwo otworzyłem oczy to na miękkich nogach i przytrzymując się ścian, szafy i dywanika, pojechałem ekspresem do Wymiotkowa. A jak wróciłem z Wymiotkowa to pojechałem do Rygi. A potem znów do Wymiotkowa, tym razem przez Bełty, Hafty i Pawie. W skrócie: przez pół dnia rzygałem jak młody kot po kiszonce. Po południu wymioty mi co prawda przeszły, ale mdliło mnie aż do wieczora, temperatura mi wyjebała na 38 kresek i kaszel mi się gruźliczy zaczął. Stwierdziłem więc, że tu nie ma się co zastanawiać, tu trzeba by zasięgnąć porady lekarskiej - oczywiście jak już będę z grubsza zdolny z lekarzem się rozmówić, bo tymczasowo siły i energii miałem tyle, że w zasadzie całość ich szła na oddychanie. Tak więc leżałem sobie w łóżku siły odzyskując i jedząc w zasadzie wyłącznie lekarstwa - aż poczułem się już na tyle dobrze, że postanowiłem zadzwonić do przychodni, aby mnie lekarz obejrzał. Było to 14 lutego, w dzień świętego Walentego, patrona zakochanych i w umysł pierdolniętych. Wykręciłem więc numer, uzyskałem połączenie i zdziwiłem się szczerze, bo od razu po wysłuchaniu informacji o RODO, wysłuchaniu reklamy nowych usług oferowanych przez Centrum Medyczne Wspanialewo Górne, i wysłuchaniu informacji na temat strony internetowej Centrum Medycznego Wspanialewo Górne, uzyskałem możliwość porozmawiania z żywym człowiekiem. Zwykle między reklamami a rozmową jest jeszcze od chuja czekania, umilanego automatycznymi komunikatami "jesteś któryśtam w kolejce, pozostań na linii aby uzyskać połączenie" - i tak czasami potrafi być przez dwie godziny. A czasem, rzecz jasna, jak już masz numer jeden i już się cieszysz na rozpoczęcie rozmowy z operatorem to cię rozłączy z sobie znanych powodów. Tym razem miałem jednakowoż szczęście, odezwał się żywy człowiek, i tenże żywy człowiek mi wyjaśnił, że najwcześniejszy termin na teleporadę to 29 lutego, a na wizytę osobistą to nawet nie wie kiedy. Sytuacja, myślę, poniżej krytyki: dwa tygodnie z lekkim haczykiem a mnie na pewno jebią nerki, bo jebią mnie już od lata, teraz mnie zaczyna jebać zapalenie płuc (co poznałem po kaszlu, miałem taki już dwa razy i za każdym razem to właśnie się zapaleniem płuc kończyło), a tu jeszcze te niedzielne wyprawy... Już planowałem pogrążyć się w odmętach rozpaczy, ale dobra dusza po drugiej stronie słuchawki podrzuciła pomysł, żebym jutro z samego rana stawił się w przychodni to może jakiś numerek się znajdzie i lekarz mnie przyjmie. Ha, trudno i darmo, trzeba będzie wstać świtem bladym, osobistycznie ruszyć szanowne dupsko do Centrum Medycznego Wspanialewo Górne, swoje w ogonku odczekać i zbajerować recepcjonistki żeby mnie na listę wpisały. I w zasadzie wszystko było tip-top zaplanowane, tyle tylko, że całą akcję musiałem z powodu paradoksalnej przypadłości* przesunąć na piątek.
W piątek spiąłem się więc, uszykowałem, odstałem w ogonku co swoje - ale zapis załatwiłem. O wyznaczonej godzinie stawiłem się więc u lekarki w Centrum Medycznym Wspanialewo Górne i wyłuszczam po kolei sprawę: że należy mnie osłuchać żeby potwierdzić moją diagnozę dotyczącą zapalenia płuc. Lekarka, wypłoszona jak nieboskie stworzenie, osłuchała i diagnozę potwierdziła. No to lecimy z punktem drugim: jakieś zwolnienie by trzeba wypisać, tudzież jakieś leczenie by trzeba wdrożyć, żebym jak najszybciej mógł do swoich obowiązków w Światowym Spisku Żydów wrócić. Lekarka, wypłoszona jak nieboskie stworzenie, stwierdziła, że faktycznie by trzeba było. I tutaj, przyznaję, mały błąd popełniłem, po poprosiłem ją jeszcze o wypisanie kilku leków na moje nerkowe problemy, bo jak raz mi się akurat kończyły. I tutaj najwidoczniej nerwy lekarki nie wytrzymały, bo wypłoszyła się jeszcze bardziej i chciała mnie od razu do szpitala wysłać. Spojrzałem na nią jak na słabosilną umysłowo i tłumaczę jak chłop krowie na rowie: "Do szpitala ni chuja nie pojadę, pani doktor szanowna wypisze mi jakiś antybiotyk na płuca, zwolnionko z obowiązków od początku tygodnia, i te piguły na nery - i już mnie nie ma, lecę do apteki i wracam do domku się kurować". A ona na to, wypłoszona jak dwa nieboskie stworzenia, że nie, że tu trzeba do szpitala, że jak nie dostanę dożylnie antybiotyku to najpewniej umrę - i takie to głodne kawałki zaczyna napierdalać. Wkurwiłem się nieco i zagotowałem wewnętrznie, przyznaję, ale na zewnątrz zimny głaz, i mówię: "Deus vult - jak Bóg zechce mnie przed swe oblicze powołać to jeszcze dziś z nim przy szklankach pejsachówki siądę, ale na razie nic o spotkaniu nie wiem więc uprzejmie panią doktor proszę o wypisanie kwitów na leki i wolne". A ta się wypłoszyła jeszcze bardziej, zadzwoniła do jakiejś swojej psiapsióły-lekary, po głosie sądząc też wydyganej jak zając na wybiegu wilków, i dalej powtarza jak mantrę: "do szpitala, do szpitala". Przyznaję: chory byłem, słaby - i odpuściłem. Do szpitala, rzecz jasna, nie pojechałem, bo sensu w tym nie widzę żadnego - do szpitali to mogę się udać jak już naprawdę nie będę widzieć innego wyjścia, ale dopokąd mogę tego uniknąć to nie mam zamiaru tych przybytków nawiedzać. Napisałem więc oświadczenie, że będzie co Bóg zdarzy a do szpitala ni chuja nie idę. Dopiero po podpisaniu tegoż kwita lekarka znów zaczęła wyglądać na wypłoszoną jak nieboskie stworzenie. W efekcie opuściłem Centrum Medyczne Wspanialewo Górne nie mając ani zwolnienia, ani promes na lekarstwa, za to z silnym postanowieniem, że w wolnej chwili wpadnę tam jeszcze raz, zabiorę swoje papiery i przeniosę je do takiej przychodni, gdzie lekarz nie boi się leczyć chorób bardziej skomplikowanych niż katar.
Aha, antybiotyk sobie załatwiłem przez internet i w chwili obecnej niemal już nie kaszlę.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* jednocześnie często i rzadko