3.07.2024 od Niemiec na wschodzie po Kanadę...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, no i znowuż się nam na świecie porobiło. I znowuż poleci trochę mięsa więc jeśli grubsze słowa powodują u ciebie awersję porównywalną do tej u wegan na widok krwistego steku to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje wiewióry donoszą, że w Bundesrepublice wybuchła afera jak sam skurwysyn, albowiem towarzysz Führer Olaf Scholz z Kommunistische (verzeihung: Sozialdemokratische) Partei Deutschlands, do spółki z pełniącą funkcję ministra spraw zagranicznych towarzyszką Arbuzicą Annaleną Baerbock z bandy Bündnis 90/Die Grünen, wyleciał sobie samolotem z lotniska we Frankfurcie po godzinie 23:00. Część z moich czytelników zapewne już zadała sobie pytanie: gdzie tu ta afera i w ogóle o chuj tu zapierdala? Już wyjaśniam: otóż na lotnisku we Frankfurcie obowiązuje kategoryczny zakaz lotów w godzinach 23:00 - 5:00, bardzo gorąco zresztą popierany przez Arbuzów z partii Bündnis 90/Die Grünen. Życie pokazało, że zakaz obowiązuje zwykłych śmiertelników, a nie towarzysza Führera Olafa Scholza, tudzież Arbuzicę Annaleną Baerbock. Osobistycznie niczego innego się po lewomyślnych nie spodziewałem, po raz kolejny pokazało się, że (i tu pozwolę sobie zacytować "Folwark zwierzęcy" wielkiego pisarza i wizjonera George'a Orwella) "Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych".
We Francji nihil novi sub sole*, znowu trwają uliczne rozróby, podpalenia samochodów i dewastacje punktów handlowo-usługowych. Tym razem pretekstem do nich stała się wygrana w wyborach partii Zjednoczenie Narodowe, uważanej za skrajnie prawicową. Osobistycznie uważam, że chuja tam ona jest prawicowa, nie wspominając już nawet o żadnej ultraprawicowości, skoro jej szefowa otwarcie sprzeciwia się karze śmierci, a popiera małżeństwa osób tej samej płci, tudzież prawo do aborcji na życzenie. Jeśli to są poglądy francuskiej skrajnej prawicy to nawet nie chcę myśleć jakie poglądy i wartości ma tamtejsza lewica.
A na koniec notki zerkniemy sobie do kanadyjskiego Halifaxu, gdzie spacerowały sobie dwie należące do Ludu Alfabetu członkinie Zakonu Litery L. To, że publicznie okazywały sobie czułość, nie spodobało się grupie dziesięciu wyznających "religię pokoju" migrantów z Ludu Pustyni, którzy zaczęli je werbalnie mieszać z błotem, a ponieważ obie panie nie pozostały im za bardzo dłużne, to panowie się wkurwili i obu paniom solidarnie i solidnie wpierdolili. Teraz obie lewomyślne członkinie Zakonu Litery L będą miały poważny temat do poważnych rozmyślań: czy wpuszczanie do krajów cywilizacji zachodniej obcych kulturowo, religijnie oraz etnicznie agresywnych i roszczeniowych migrantów jest na pewno dobrym pomysłem? Osobistycznie odpowiedź na to pytanie akurat znam i całkiem gratis mogę jej udzielić; brzmi ona "ni chuja". Dobrzy bogowie umieścili białych w Europie, melatoninowo wzbogaconych w Afryce, i tak dalej - a co bogowie rozdzielili, człowiek niech nie łączy.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* to po łacinie, oznacza "nic nowego pod słońcem"