26.07.2024 o Wodzu to będzie piosenka...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ nam się znowu nawywijało w Najjaśniejszej. Uprzedzam, że znów będę plugawym słownictwem się posługiwał więc jeśli serduszko ci od czytania jobów cierpi to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Dawnom nic nie pisał o Wodzu plemienia OTUA, panu Bolku (przepraszam: Lechu) Wałęsie (ostatni raz, zdaje się, 23 lipca) - czas więc nadrobić to karygodne niedopatrzenie i kilka słów o tym wielkim człowieku skreślić. Pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa, który to "tymy rencami komunę obalył, i flaszkę z Jaruzelskym i Kyszczakiem", były kapuś służb za słusznie minionego systemu, były elektryk i były prezydent Najjaśniejszej w jednym, raczył był do ludu swego pierdolnąć odezwę - a odezwa ta tak piękną była, że aż nie mogę jej fragmentów nie zacytować. Oraz, rzecz jasna, nie skomentować. Otóż Wielki Wódz rzekł do swego ludu: "Kończę bytowanie na tym padole, nie mam żadnego interesu". Na mądre i głębokie te słowa mogę odpowiedzieć tylko parafrazą wypowiedzi imć Andrzeja Kmicica z filmu "Pan Wołodyjowski": kończ waść, wstydu sobie oszczędź. A gdybym był złośliwy, to bym dorzucił jeszcze kolejną parafrazę, tym razem pana Bronisława "Bula" Komorowskiego, takoż byłego prezydenta: znajdź pracę, weź kredyt i załóż sobie własny biznes.
Ale dalej to już pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa popłynął na wzburzone wody tak, że aż musiałem sobie szklankę soku z limona jebnąć, bo bym wybuchem gromkiego śmiechu i rykiem "o kurwa, co za dziecko wiatru i kurzu*" nie tylko żonę i syna, ale też wszystkich sąsiadów z okolicy obudził. Słowa Wielkiego Wodza tak poruszyły me zatwardziałe serce, że nie odmówię sobie perwersyjnej przyjemności zacytowania ich tutaj. Acha, tylko uprzedzam: klebaterowi** kromkę chleba rzućcie i zapnijcie pasy, bo będzie bujało; ten rejs przy sztormowej fali będzie. Gotowi? No to lecimy z cytatem: "Na kolana więc Rodacy. Dziękujmy opatrzności za to, że kolejny raz w historii otrzymujemy (na trudny czas) wspaniałych prowadzących, takich jak Tusk czy Bodnar. Dziękujmy za nich i nie przeszkadzajmy im w tak głupi sposób, czepiając się, że nie realizują obietnic". Tako rzekł pan Bolek (przepraszam: Lech) Wałęsa do ludu swego, a takoż i do tych obdarzonych rozumem. I tutaj, ze sromotą przyznaję, żadnego cytatu z klasyków mój umysł nie był w stanie dobrać; jedyne, co mi z otchłani mej pamięci przychodzi do głowy, to słowa pewnego konesera budżetowych napojów wyskokowych siarką zaprawianych, którem kiedyś usłyszał gdy się jemu flaszka z ulubionym trunkiem z rąk wypsła i o trotuar z brzdękiem wielkim pierdolła: "o kurwa, o kurwa, o kurwaaa, nie wierzę, jaaa pieeerdolę!". Słowa zaś Wielkiego Wodza prawdziwe są, co prawda w jednym jeno punkcie, tym trudnych czasów się tyczącym, ale to i tak lepiej, niż w zwykłych wypowiedziach szefa obecnego (nie)rządu, pana Donalda Tuska, w których łeż od prawdy odróżnić łatwo, bo tej drugiej wcale w nich nie ma. Osobistycznie na kolana klękać nie zamierzam, pokiwam się co najwyżej w zadumie nad marnością tego łez padołu, tudzież miałkością umysłową niektórych istot go zamieszkujących. Dziękować Opatrzności zaś będę, gdy wspaniali prowadzący panowie Tusk i Bodnar do jamy*** trafią. Chyba, że na szubienicy lub złą śmiercią od zimnego żelaza żywoty swe zakończą, co za ich rozliczne łotrostwa już im się, końca kadencji nie czekając, należy - wtedy faktycznie nie wykluczam, że może kolano ugnę i szczerze, przy kielonku pejsachówki, podziękuję Bogusiowi za interwencję. Jakoż bowiem mamy się nie czepiać, że pomienieni panowie swych obietnic nie realizują, skoro to właśnie na podstawie tychże obietnic wybrani przez naród zostali? Czy, na ten przykład, piekarza, który przed swym kramem wielki szyld z napisem "świeże i smaczne pieczywo" umieszcza, a sprzedaje chleby suche, niedopieczone, w połowie ze zmielonych żołędzi a w ćwierci z mysich bobków się składające, też za jawne szalbierstwo winić nam się nie godzi? Pod pręgierz by takiego postawić, ludziom na pośmiewisko i pohańbienie wydać, na gołą rzyć wsypać bizunem co się należy, a potem mistrzowi małodobremu oddać. Podobnie jak tych dwóch szelmów przez Wielkiego Wodza wzmiankowanych - tyle, że w ich przypadku mistrzowi małodobremu przykazać by należało, żeby ani ręki swej, ani umiejętności, nie skąpił.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* znaczy się tuman
** w wierzeniach marynarskich klebater to dobry duszek opiekujący się statkiem, o którego jednakowoż trzeba dbać i nie wkurwiać go, bo inakszy precz z korabia dunie, a łajba na pewne zatracenie pójdzie
*** drzewiej tak więzienia określano