29.07.2024 i jeszcze o igrzyskach...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, wiele się wydarzyło na obecnie trwających igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Niestety, niewiele z tych wydarzeń było pozytywnych, a że nie jestem komentatorem sportowym tylko złośliwym i do przeklinania skorym Naczelnym Rabinem Światowego Spisku Żydów to zapraszam na niecenzuralny przegląd informacji ze stolicy Francji - jeśli nie masz na niego ochoty to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Nie milkną echa występu towarzyszki Barbary Butch, gabarytowo wzbogaconej podobno artystki, a na pewno feministki i członkini Zakonu Litery L Ludu Alfabetu, która wraz ze zgrają osób z mózgami wypranymi do tego stopnia, że nie potrafią określić własnej płci, oraz jakąś ujebaną niebieską farbką mazepą, sparodiowała obraz "Ostatnia Wieczerza" autorstwa błogosławionej pamięci pana Leonarda da Vinci. Performens* ten spowodował żywiołowe reakcje nie tylko internautów i polityków, ale także świata biznesu. Całkiem spora amerykańska firma telekomunikacyjna C Spire stwierdziła, że skoro na mających łączyć ludzkość igrzyskach olimpijskich wyśmiewa się wiarę części tejże ludzkości, to ona pierdoli taki interes i wycofuje swoje reklamy, a co za tym idzie także swoje pieniądze. O kurwa, jaki smuteczek, jak mi przykro niewypowiedzianie, aż sobie muszę pierdolnąć stakana soku z limona żeby mi uśmiech z twarzy zszedł - może wreszcie do tych tępych lewomyślnych łbów dotrze, że każda akcja wywołuje reakcję.
A skoro już temat kasy poruszyliśmy to pociągnijmy go dalej. Francuzi chyba cały hajs przeznaczony na igrzyska wjebali w ceremonię otwarcia, bo co i raz wychodzą kurewskie niedoróbki, mogące wpłynąć na osiągane przez sportowców wyniki. Zapewnione przez organizatorów busy nie mają klimatyzacji, ale ze względów bezpieczeństwa mają pozaklejane okna, co przy 40-stopniowych upałach wpływa raczej negatywnie na stan zawodników. Podstawiane pojazdy mają za mało miejsc siedzących i część gotujących się żywcem zawodników po prostu siada na podłogach. Kierowcy nie znają tras przejazdów i grzęzną w korkach. Wydzielonych pasów mających umożliwić szybki przejazd z wioski olimpijskiej do obiektów sportowych nie wyznaczono. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Południowokoreańscy pływacy stwierdzili nawet, że oni pierdolą takie warunki, nie będą się przed zawodami tłuc godzinę nieklimatyzowanym autobusem z zaklejonymi oknami, i wynieśli się do klimatyzowanego hotelu w pobliżu La Defense Areny, gdzie odbywa się rywalizacja. Co do innych niedoróbek: brakuje jedzenia. Momentami wręcz wygląda to tak, jakby igrzyska olimpijskie odbywały się nie w bogatej i słynącej ze swojej kuchni Francji**, a w wiecznie walczącej z brakami w zaopatrzeniu Korei Północnej. Taki, na ten przykład, pan Krzesimir Sieczych, pełniący odpowiedzialną funkcję lekarza naszych pływaków, poskarżył się, że najpierw musiał odstać pół godziny w kolejce do żarłodajni, a jak już się dopchał do wydawki to dostał jedynie pół miski ugotowanego ryżu, nawet bez omasty, o mięsie, warzywach czy sosie nie wspominając.
Biorąc pod uwagę inne niedociągnięcia, z których część opisałem w notce z 27 lipca, to będą naprawdę ciekawe igrzyska olimpijskie - osobistycznie mam jednakowoż wrażenie, że nie będą one najlepiej wspominane przez uczestników. W zasadzie to ja się dziwię sportowcom, bo jakbym był na ich miejscu to bym po prostu publicznie nasobaczył organizatorom, stwierdził, że pozłacany, posrebrzany, albo pobrązowiony krążek to se mogą do dupy wsadzić, obwieścił, że w takich warunkach to ja pierdolę, nie robię - i zawinął się do domu. Albo pojechał do Polski na Podlasie, pojeść sobie do syta kartaczy i pierekaczewnika, tudzież zapić sławetnym Duchem Puszczy. Albo na Mazury, wpieprzyć sobie karmuszkę lub dzyndzałki ze skrzeczkami pod Dwójniak Grunwaldzki. Albo na Pomorze, wtroić fląderkę smażoną, zapijając ją Heweliuszem albo którymś piwem z browaru Amber. Albo gdziekolwiek indziej, byle dalej od Francji.
A na koniec notki założymy sobie szczelny ubiór, płetwonurka, maseczkę na twarz, weźmiemy w butle zapas powietrza - i wejdziemy sobie na stronę gazeta pe el, celem zerknięcia na zamieszczoną tamże ankietę dotyczącą tej nieszczęsnej parodii "Ostatniej wieczerzy". Otóż 56% głosujących czuje się oburzona tym performensem. Ponad połowa czytelników, nie słynących wszak z jakiejś przesadnej miłości do tradycji i religii chrześcijańskiej, poczuła niesmak na widok serwowanego przez organizatorów lewomyślnego gówna. I to jest chyba najlepszy komentarz do całej tej sytuacji.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* nienawidzę tego słowa. Jeśli słyszę o jakimś performensie to jestem w zasadzie pewny, że będzie to jakieś fatalne gówno, z zerową lub wręcz ujemną wartością artystyczną
** osobistycznie zresztą twierdzę, że kurewsko przereklamowanej: wińsko mają podłe, ślimaki i żaby może są dobre dla bocianów, ale ja bym ich jednakowoż raczej nie chciał spożywać, sery śmierdzą gorzej niż przepocone skarpety, jedynie bagietki z masłem czosnkowym są całkiem smakowite