4.02.2025 nihil novi sub sole czyli chujnia...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, znowuż nam się nawywijało w Najjaśniejszej. Plugawe słownictwo w tej notce będzie, rzecz jasna, obecne więc jeśli stanowi ono dla ciebie poważny problem to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
O tym, że w polskim wymiarze sprawiedliwości chujowo się dzieje, pisałem już nieraz. Moje wiewióry donoszą, że (nie)rząd pana Donalda Tuska doszedł do podobnych wniosków i postanowił sądy ponaprawiać. Cieszyć się więc i radować powinniśmy, a uśmiech nam z ust schodzić nie powinien - bo w końcu w Najjaśniejszej będą rządziły pospołu prawo i sprawiedliwość, prawda? Otóż no właśnie tak jakby nie do końca, bo chociaż (nie)rząd pana Donalda Tuska ma aż dwie koncepcje na naprawę wymiaru sprawiedliwości w Najjaśniejszej, to jedna jest chujowsza niż popijanie ogórków kiszonych zsiadłym mlekiem i zażycie tabaki, a druga fatalniejsza niż słodzenie piwa laxigenem. Pierwszy pomysł bandy pana Adama Bodnara to po prostu nieuznanie decyzji o powołaniach sędziów wydanych od 2018 roku, drugi to weryfikacja sędziów przez nowo powołaną, niezależną Krajową Radę Sądownictwa. Gdyby zrealizowana została pierwsza koncepcja to oznaczałoby totalne rozpierdolenie wymiaru sprawiedliwości: automatyczne anulowanie wszystkich wyroków wydanych przez "neosędziów"* i konieczność ponownego rozpatrzenia tych spraw przez "paleosędziów", co dokumentnie by zapchało i tak mało wydolne sądy poprzez drastyczną redukcję liczby osób uprawnionych do wydawania wyroków. Druga koncepcja jest tylko z pozoru lepsza, bo osobistycznie mam graniczące z pewnością wrażenie, że stołki ocalili by tylko ci "neosędziowie", którzy by podpisali lojalkę wobec nowo powołanej przez obecny (nie)rząd, "niezależnej" Krajowej Rady Sądownictwa. Obie te koncepcje mają jeszcze jedną, kurewsko wielką, wadę: otóż nie można tak po prostu nieuznać za sędziego kogoś, kto został w zgodzie z procedurami sędzią mianowany - czyli oba pomysły na naprawę sądów w Najjaśniejszej są o kant chuja potłuc bo nie da się ich zgodnie z obowiązującym prawem zrealizować w praktyce.
Szef obecnego (nie)rządu, pan Donald Tusk, potwierdził informacje, o których kilka dni temu doniosły mi moje wiewióry: otóż po wyborach prezydenckich odbędzie się wielka rekonstrukcja rządu, połączona z reformą polegającą na zmniejszeniu liczby ministerstw, a co za tym idzie, także ministrów. W zasadzie to teoretycznie powinniśmy się, jako obywatele Najjaśniejszej, cieszyć, bo teoretycznie zmniejszenie liczby resortów oznacza zmniejszenie wypierdalania pieniędzy zajebanych nam w formie podatków, co teoretycznie oznaczałoby, że będzie więcej kasy na rzeczy naprawdę krajowi potrzebne - ale kolejne (nie)rządy pana Donalda Tuska zdążyły już przyzwyczaić tych co logiczniej myślących, że tak pięknie to ni chuja nie będzie. Osobistycznie odnoszę silne i cholernie nieprzyjemne wrażenie, że za tą reformą z rekonstrukcją kryje się jakiś kurewski wał, i to taki z tych grubszych. A takim najbardziej oczywistym byłoby przekazanie kompetencji likwidowanych ministerstw komuś innemu, jakiejś, na ten przykład, międzynarodowej organizacji zrzeszającej państwa europejskie. Bo po co Najjaśniejszej takie Ministerstwo Finansów, skoro decyzje odnośnie rozdziału kasy mogą zapadać, dajmy na to, w Brukseli? Po co Ministerstwo Edukacji Narodowej, skoro program nauczania i podręczniki napiszą polskim uczniom Niemiaszki w Berlinie? Po co Ministerstwo Obrony Narodowej, skoro po zamrożeniu wojny na Ukrainie Rosjanie, czyli dotychczasowy wróg Polski, znów zaczną robić interesy z naszymi niemieckimi zwierzchnikami i staną się ich sojusznikami, więc wrogami Najjaśniejszej być automatycznie przestaną? Osobistycznie za cholerę mi się to nie podoba.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* a w tym momencie wszyscy przestępcy skazani przez nich mają prościuteńką drogę do uzyskania gigantycznych odszkodowań za bezprawne przetrzymywanie