29.03.2025 tym razem o Bundesrepublice...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało się znowuż w Bundesrepublice. A skoro o naszych zachodnich sąsiadach będzie w tej notce mowa to zgrzeszyłbym ciężko, gdybym kilku dosadniejszych słów nie użył - a ja wolę grzeszyć w inny sposób więc jeśli wyrazy nieparlamentarne obrażają twoje uczucia to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje stacjonujące w Niemczech wiewióry mają pełne łapki roboty i znoszą mi stamtąd całą masę wieści. Tym razem jednakowoż nie będę zajmował się opisywaniem tego, że po raz kolejny migranci z Ludu Pustyni i Puszczy gromadnie "ubogacili" kolejną nastolatkę - bo takich przypadków jest tyle, że w zasadzie śmiało mógłbym co tydzień pisać kolejną notkę od szablonu, zmieniając tylko dane sprawców, ofiar, miejsce popełnienia przestępstwa, tudzież kolejne śmiesznie niskie wyroki - a sami przyznacie, że szybko zrobiłoby się to kurewsko nudne. Zajmiemy się więc innymi sprawami, na ten przykład dbałością o ekologię. Otóż w Badenii-Wirtembergii lokalna policja dostała jakiś czas temu nowe, elektryczne radiowozy - bo według lewomyślnych te stare, spalinowe, podobno zanieczyszczały atmosferę, truły środowisko, ogólnie robiły większe spustoszenie niż co bardziej radykalni wyznawcy "religii pokoju" po dorwaniu się do materiałów wybuchowych. Niemieccy mundurowi byli na początku nawet zadowoleni, bo te woltem i amperem pędzone "radiole" są cichutkie i mają całkiem dobre przyspieszenie - aczkolwiek zadowolenie to minęło jak sen złoty popierwszym dłuższym pościgu, kiedy to pokazało się, że auta faktycznie "kopa" mają niezłego, tylko zasięg chujowaty. Pokazało się, że nowe radiowozy zdecydowanie za dużo czasu spędzają podłączone do ładowarek, przez co mundurowi na akcje wyjechać nie mogą bo nie mają czym. Powstaje dość logiczne pytanie: co dla władz Badenii-Wirtembergii jest ważniejsze, czy troska o środowisko, czy możliwość wypełniania przez policję jej obowiązków? Osobistycznie uważam, że to drugie - dbać o naturę jak najbardziej należy, ale z głową, bez pogarszania bezpieczeństwa obywateli i rozpierdalania gospodarki.
Moje berlińskie wiewióry donoszą, że mający spore szanse na zostanie następnym Führerem pan Friedrich Merz z Christlich Demokratische Union Deutschlands wpadł na chytry, w swoim mniemaniu, pomysł ostatecznego rozwiązania kwestii migracyjnej. Otóż ma on zamiar dogadać się z rządami Najjaśniejszej, Czech, Austrii, Szwajcarii i Francji, aby do tychże państw odsyłać tych wszystkich przybyszów, których Niemiaszki nie zechcą u siebie. Osobistycznie mam dziwne wrażenie, że pan Friedrich Merz chce bez mydła i wazeliny wyruchać sąsiadów, podrzucając im kukułcze jajo w postaci tych co mniej spokojnych i asymilujących się migrantów z Ludu Pustyni i Puszczy. Jakoś mi się nie wydaje, żeby wyeksportował do Polski pana Mustafę, który robi dobre kebaby na Unter den Linden, płaci podatki, i w dość dobrym stopniu opanował Deutsche Sprache - prędzej wyjebie za granicę pana Abubakara, który żyje z zasiłków, kradzieży i handlu narkotykami, podatków co prawda nie płaci ale za to co jakiś czas napastuje seksualnie lokalne kobiety i dziewczynki, a z miejscowego odpowiednika mowy opanował kilka podstawowych zwrotów i zdecydowanie więcej przekleństw. Czyli spokojnie można domniemywać, że przyszły Führer, pan Friedrich Merz, chce zatrzymać migrantów co bardziej przydatnych, z których jego kraj ma jakiś tam pożytek, a wypierdolić za granicę tych, którzy stanowią obciążenie dla budżetu i sprawiają kłopoty. Osobistycznie mam pytanko: co na tak hojną ofertę odpowie szef polskiego (nie)rządu, pan Donald Tusk? Ja wiem, co powinien odpowiedzieć*, ale mam takie dziwne i niepokojące wrażenie, że jednak powie coś zupełnie innego, przez co Niemiaszki przyślą do Polski całą kupę niechcącego się integrować Ludu Pustyni i Puszczy. A ja jestem święcie przekonany, że wystarczająco wielu mamy własnych przestępców, żeby jeszcze importować tych z Bundesrepubliki - zwłaszcza, że coraz częściej w Najjaśniejszej policjanci zatrzymują za rozmaite przekroczenia prawa Ukraińców i Gruzinów. Migrantów chcących uczciwie zarabiać na życie Polska może przyjąć, ale bandytów z Ludu Pustyni i Puszczy, tudzież dowolnej innej nacji, nam tu nie potrzeba.
Do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie trafiła skarga inicjatywy obywatelskiej Lebensraum Vorpommern odnośnie planowanej przez Zarząd Morskiego Portu Szczecin - Świnoujście budowy głębokowodnego terminala kontenerowego w Świnoujściu. Niemiaszki oficjalnie obawiają się negatywnego wpływu inwestycji na środowisko naturalne, ale moje wiewióry wyniuchały, że co najmniej równie ważny jest powód nieoficjalny: obawa przed spadkiem ruchu w niemieckich portach, a więc także przed zmniejszeniem ich dochodów. Nie jest to pierwsza taka skarga, już wcześniej Niemiaszki bruździły przy budowie terminala kontenerowego, jednakowoż wtedy ich jęczenie nie przyniosło jakichś większych efektów. Osobistycznie uważam, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie powinien skargę ujebać w przedbiegach i inicjatywie obywatelskiej Lebensraum Vorpommern odpowiedzieć dokładnie tak samo, jak szef obecnego (nie)rządu, pan Donald Tusk, powinien w sprawie relokowania migrantów odpowiedzieć przyszłemu Führerowi, panu Friedrichowi Merzowi* - chociażby za samą nazwę, która akurat Polakom może się nieszczególnie kojarzyć, i nie mam tu na myśli słowa "Vorpommern". Bo nie może, cholera, być tak, żeby rozwój gospodarczy Najjaśniejszej blokowali potomkowie tych, którzy pod hasłem "Lebensraumu" napadli w 1939 na Najjaśniejszą mordując jej obywateli lub zmieniając ich w niewolników, grabiąc wszystko co się zagrabić dało, i niszcząc to, czego zapierdolić nie zdołali. Nie ma, kurwa, takiej opcji - a przynajmniej być nie powinno.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* "verpiss dich", co można przetłumaczyć jako "odpieprz się"