21.11.2025 wojskowe pojęcie horyzontu...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, i znowuż się w Polsce porobiło. Tradycyjnie będzie o polityce więc równie tradycyjnie poleci kilka plugawych słów - jeśli boli cię od nich serce, albo inna część ciała, to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Z wielkim pierdem i przytupem zaczęła nam się w Najjaśniejszej operacja "Horyzont". Cóż to jest? Otóż pan Władysław Kosiniak-Kamysz, minister obrony narodowej, i niejaki Kierwa*, zajmujący stanowisko ministra spraw wewnętrznych i administracji, ogłosili, że w efekcie dokonanego przez kacapskie służby rękami dwóch Ukraińców zamachu na tory kolejowe do akcji wkroczy nie tylko prokuratura, policja, wywiad i kontrwywiad, ale także do 10 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Pokazało się, że Wojska Obrony Terytorialnej to nie "weekendowi komandosi" i "bojówki Macierewicza", jak jeszcze kilka lat temu głosili obecnie rządzący, tylko pełnowartościowe wsparcie dla reszty służb Najjaśniejszej, wykorzystywane zwłaszcza wtedy, kiedy rzeczone służby z takich czy innych względów nie wyrabiają się z robotą. Tyle tylko, że cała operacja "Horyzont" wymyślona jest przez tępe dzidy z obecnego (nie)rządu, a więc jej głównym hasłem, podobnie jak i całego tego nieszczęsnego (nie)rządu, powinno być "na przypale albo wcale". Otóż moje wiewióry donoszą, że nasi szyszkownicy podjęli decyzję, że w celu zabezpieczenia infrastruktury krytycznej wypuści się patrole wyposażone w pojazdy terenowe, drony, szmery bajery, oraz, rzecz jasna, broń długą - tyle tylko, że do tej broni żołnierzom nie będzie wydawana amunicja. Innymi słowy mundurowi będą sobie popierdalać z dodatkowym czterokilogramowym obciążnikiem, który w razie konieczności odparcia zagrożenia będzie tylko nieco mniej funkcjonalny od kija baseballowego, solidnej dębowej lagi albo sztachety wydartej z płotu. Brawo, kurwa, zajebisty pomysł.
Amunicja zresztą nie będzie potrzebna, bo naczalstwo stwierdziło, że patrole się nie odbywają, a chłopcy i dziewczyny z WOT-u będą szybko i elastycznie reagować w razie wykrycia zagrożenia. Co prawda moje wiewióry twierdzą, że żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej już popierdalają sobie wzdłuż torów, zarówno pieszo, jak i przy użyciu sprzętu, a podobno nawet w telewizjach takie patrole były pokazywane - ale skoro szyszkownicy twierdzą, że patroli nie ma, to znaczy że nie ma. Widocznie moje wiewióry bredziły pod wpływem piwska, gorzały, albo sfermentowanych orzeszków, a kamery stacji telewizyjnych przypadkowo złapały jakichś innych żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej łażących przypadkowo przy jakichś innych torach. Innymi słowy: ktoś tu wali w chuja, i mam graniczące z pewnością wrażenie, że to nie są ani moje wiewióry, ani, wyjątkowo, telewizja. A jeśli wykluczymy dwie z trzech dostępnych opcji to, logicznie rzecz ujmując, zostaje ta ostatnia, czyli wchujograjcami okazują się, nie pierwszy raz zresztą i zapewne nie ostatni, szyszkownicy.
A sama nazwa operacji zapewne jest twórczym nawiązaniem do starego wojskowego kawału o czasoprzestrzeni**, tyle że w tym przypadku kapral mówi: "Żołnierze! Patrolujecie teren od rana po horyzont".
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* uważni czytelnicy zapewne się w tym momencie zastanawiają, czemu w zasadzie wszystkich tytułuję per "pan" albo "towarzysz", a Kierwę nie. Otóż wyjaśnienie jest proste: towarzyszem nie jest z racji poglądów, a na pana to trzeba mieć wygląd i pieniądze - i o ile pieniądze jakieś Kierwa może i ma, to wygląda jak żul odziany w gajer
** dla nieznających:
Czasoprzestrzeń w wojsku jest wtedy, gdy kapral powie:
-Żołnierze! Sprzątacie korytarz od tego miejsca, aż do obiadu!