Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym spokojnym dniu. Aj waj, znowuż się narobiło w Najjaśniejszej. W tej notce będzie pełna kultura i całkowity brak wyrazów nieparlamentarnych - jeśli więc, drogi czytelniku, liczyłeś na inną poetykę to uprzejmie zapraszam cię do zakończenia lektury dokładnie >>>tutaj<<<.
Castrum quod Budegosta vulgariter nuncupatur* przeżywa teraz niejakie kłopoty. Temat podsunęła mi Honorowa Wiewióra Kinga Klunder. Otóż kierowcy Miejskich Zakładów Komunikacyjnych dawno temu wywalczyli sobie podwyżki. I wszystko byłoby miło, ładnie i sympatycznie, gdyby nie jeden drobny szczególik: podwyżki te miały ograniczony, 24-miesięczny termin przydatności. Tak więc teraz straciły one ważność - kierowcy dostali mniej pieniędzy, co w połączeniu z wynoszącą 15,6% inflacją sprawiło, że poczuli się mocno niekomfortowo. A ponieważ rozmowy dotyczące podwyżek najpierw z naczalstwem MZK, a potem z wyższymi szczeblami, czyli Zarządem Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy, a wreszcie z prezydentem miasta, panem Rafałem Bruskim, nie przyniosły efektów - pracownicy zaczęli strajk. Nie przygotowali się jednak do niego za mocno i nie dopełnili kilku formalności więc formalnie strajk jest nielegalny, co prawdopodobnie wpłynęło na stwierdzenie pana prezydenta Rafała Bruskiego, że z terrorystami nie będzie negocjacji. Efekt jest taki, że 155 autobusów oraz oraz 135 tramwajów** Miejskich Zakładów Komunikacyjnych zostało w zajezdniach, ich kierowcy protestują, wypożyczenia rowerów miejskich skoczyły w górę o 300%, transport masowy jest realizowany siłami prywatnej firmy Irex-Trans, która nie ma sił i środków na zabezpieczenie całości rozkładu więc autobusy jeżdżą rzadko i są koszmarnie wręcz przepełnione co z kolei sprawia, że zarówno mieszkańcy Bydgoszczy, jak i turyści są, delikatnie mówiąc, bardzo zdenerwowani i niezadowoleni.
W zasadzie każda ze stron swoje racje ma. Kierowcom autobusów i motorniczym tramwajów trudno się dziwić, że za ciężką i odpowiedzialną pracę chcą otrzymywać odpowiednią płacę. Problemem jest tutaj fakt, że w zasadzie w każdym większym mieście wpływy z biletów absolutnie nie wystarczają do utrzymania płynności finansowej firmy transportowej i miasto musi albo transport dotować, albo z niego zrezygnować - tyle tylko, że rezygnacja z transportu oznaczałaby praktycznie śmierć dla miasta. Miejskie Zakłady Komunikacyjne może by i chciały dać kierowcom więcej pieniędzy, ale muszą trzymać się budżetu, i tak łatanego wynajmem powierzchni reklamowej. Zdanie prezydenta miasta, pana Rafała Bruskiego przedstawiłem już wcześniej. Sytuacji nie poprawia fakt, że rząd partii Piętnaście i Sześć (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość) dodatkowo ogranicza samorządom budżety - zwłaszcza tym, gdzie szefuje Milicja (przepraszam: Platforma) Obywatelska, której członkiem jest także prezydent Bydgoszczy, pan Rafał Bruski. Dodatkowym problemem jest brak wystarczającej liczby pracowników*** i wyrabianie chorych ilości nadgodzin przez kierowców - co jest po prostu niebezpieczne, gdyż zmęczony kierowca to kierowca mniej uważny, mogący popełnić za kierownicą błąd. A prowadząc takiego, na ten przykład, Solarisa Urbino 18, ważącego na pusto 28 ton, mierzącego 18 metrów długości i mogącego pomieścić na pokładzie do 176 ludzi, lepiej jest jednakowoż błędów nie popełniać bo mogą się one skończyć bardzo smutno.
Sytuacja nie wygląda dobrze ani dla kierowców autobusów, ani dla motorniczych tramwajów, ani dla mieszkańców Bydgoszczy, ani dla turystów - chociaż ci ostatni mają stosunkowo najlepiej, bo się kilka dni jakoś przemęczą, a później tylko będą bluźnić na samo wspomnienie tego uroczego skądinąd miasta. Problem jest w tym, że strony nie bardzo potrafią się dogadać: pracownicy stawiają trudne do spełnienia żądania a prezydent miasta ma je głęboko w poważaniu i niespecjalnie nawet szuka drogi rozwiązania konfliktu - no, może poza całkowicie niemożliwymi do spełnienia ze społecznego punktu widzenia propozycjami. Bo owszem, w celu poprawy sytuacji finansowej pan Rafał Bruski teoretycznie mógłby podwyższyć ceny biletów, zlikwidować ulgi dla młodzieży i seniorów oraz zmniejszyć liczbę kursów - ale wtedy Bydgoszcz byłaby zarówno dla niego samego, jak i prawdopodobnie dla Milicji (przepraszam: Platformy) Obywtelskiej, stracona.
Prezydent miasta wybrał więc inne rozwiązanie, moim zdaniem jeszcze gorsze: złożył na strajkujących zawiadomienie do prokuratury, oskarżając ich o powodowanie strat na szkodę Miejskich Zakładów Komunikacyjnych w wysokości 400 tysięcy złotych dziennie. Jest to ewidentna próba zastraszenia niepokornych kierowców - moim zdaniem idiotyczna i mogąca spowodować tylko problemy. Pół biedy, jeśli sąd pozew oddali jako bezpodstawny: pan Rafał Bruski nic nie zyskuje, kierowcy stwierdzają, że nie chcą mieć takiego kmiota za szefa i masowo odchodzą do zakładów komunikacyjnych w innych miastach, komunikacja musi zostać jeszcze bardzie okrojona w stosunku do teraźniejszości z powodu braku personelu. A co się stanie, jeśli Wolny Sąd przychyli się do wniosku prezydenta Bydgoszczy? Zapadną wyroki skazujące dla członków strajku, część z nich być może dla świętego spokoju zapłaci kary, ale wtedy na pewno zmieni miejsce pracy; część nie zapłaci i wyląduje w więzieniu - a to będzie oznaczać definitywny koniec komunikacji miejskiej w Bydgoszczy, bo nikt o zdrowych zmysłach nie będzie chciał pracować za nędzne**** pieniądze z perspektywą odsiadki w przypadku słowa skargi.
Osobistycznie uważam, że najlepiej by było, gdyby strajkujący autobusiarze i tramwajarze uzupełnili luki formalne żeby ich strajk był legalny, a do tego ciut odpuścili z wymagań - zwłaszcza, że jeden postulat, czyli odejście z pracy prezesa Miejskich Zakładów Komunikacyjnych w Bydgoszczy, pana Adama Wadyńskiego, już jest zrealizowany. Ze strony włodarza miasta dobrze by było usiąść z kierowcami do stołu i zacząć ich traktować jak pracowników i partnerów w dyskusji, a nie jak zbuntowanych niewolników, których groźbą i batem trzeba znów zapędzić do roboty. Oraz, rzecz jasna i najważniejsza, choćby z piekła wyrwać pieniądze na podwyżki. Traktowanie ludzi jak niewolników sprawdzało się w starożytności i w komunizmie, ale w społeczeństwie mniej więcej wolnych i mniej więcej świadomych ludzi już się nie sprawdza - i na dłuższą metę przynosi więcej szkody niż pożytku. Mam szczerą nadzieję, że dojdzie do porozumienia - i że gdy wreszcie do Bydgoszczy trafię to będę mógł przejechać się pojazdami Miejskich Zakładów Komunikacyjnych.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* „gród, który potocznie nazywa się Bydgoszcza” to jedna ze starszych wzmianek pisanych o tym mieście, z Roku Pańskiego 1242 pochodzi.
** plus cztery zabytkowe na chodzie i jeden czekający na remont
*** na ten moment brakuje ich ok. 50
**** w stosunku do wymagań, warunków i odpowiedzialności