Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, dzieje się na świecie. Znowu polecą wulgaryzmy więc jeśli ci to nie pasuje to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Opozycja w Najjaśniejszej już nas przyzwyczaiła do tego, że zachowuje się niczym nimfomanka, i co chwila daje dupy. Nie inaczej było na wtorkowym posiedzeniu sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, kiedy to p.osłowie decydowali o tym, czy projekt nowej ustawy ministra edukacji, pana Przemysława Czarnka, skierować do dalszego procedowania, czy też ujebać w przedbiegach. Projekt ten przewiduje, między innymi, obowiązkową naukę religii w klasach czwartych szkół podstawowych oraz pierwszych licealnych, z ewentualną opcją zamiany na etykę - przy czym praktyka pokazuje, że etyka najczęściej jest nauczana przez te same osoby, które prowadzą katechezy. Na głosowanie komisji nie przyszli sobie państwo p.osłowie Bogusław Wontor i Marcin Kulasek, obaj z Lewizny (przepraszam: Lewicy), oraz Joanna Fabisiak i Maciej Lasek z Milicji (przepraszam: Koalicji) Obywatelskiej - a biorąc pod uwagę, że projekt przeszedł dosłownie jednym głosem, to opozycja spokojnie mogła go udupić. Osobistycznie uważam, że nauczanie religii nie powinno odbywać się w szkołach i nie powinno być finansowane z budżetu państwa gdyż jest to naruszeniem artykułu 25 punkt 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, mówiącego o równouprawnieniu związków wyznaniowych.
Ale zostawmy już Najjaśniejszą i jej niedorobioną scenę politykierską, zerknijmy sobie na świat szeroki - bo tam też jest ciekawie. Moje stacjonujące w Bundesrepublice wiewióry donoszą, że robi się tamże coraz większy pierdolnik. Ja wiem, że to brzmi jak chujowy dowcip, ale w niektórych sklepach zaczyna brakować produktów. Rosnące ceny energii spowodowały wzrost kosztów wytworzenia towarów, co z kolei zmusiło producentów do podniesienia cen - a niektóre sieci handlowe nie chcą płacić więcej gdyż odbija się to negatywnie na ich marży i zysku. Inna sprawa, że producenci momentami walą w chuja i sztucznie zawyżają ceny pewnych produktów żeby więcej zarobić Po dupie, jak zwykle, dostają konsumenci - bo w sklepach zaczyna brakować niektórych rodzajów napojów, batonów, ryżu, jogurtów, karmy dla kotów, płatków śniadaniowych i artykułów higienicznych.
Niemiecki rząd pod światłym przewodnictwem Führera, towarzysza Olafa Scholza, zauważył, że sytuacja w kraju robi się chujowa i postanowił jakoś poprawić obywatelom humor. A że nie bardzo ma wpływ na inflację, kryzys energetyczny, tudzież wydarzenia na arenie międzynarodowej - to podjął na wczorajszym posiedzeniu wstępną decyzję o zaakceptowaniu pomysłu resortu zdrowia o legalizacji marihuany. Jeśli ta koncepcja się utrzyma to już całkiem niedługo obywatele Bundesrepubliki będą mogli sobie całkiem legalnie zapalić spliffa* - niestety bez coli, bo akurat tejże, ze względu na wyższą cenę, sklepy nie chcą od producenta kupować. Problemem może też być brak batonów - konsumenci marihuany wiedzą, że przy uderzeniu gastrofazy** batonik potrafi chwilowo uratować sytuację.
Ale problemy z cenami oraz legalizacja marychy to nie jedyne tematy, które zajmują Niemców. Otóż pokazało się, że Bundesamt für Verfassungsschutz, czyli niemiecka służba kontrwywiadu, notuje wzrost przypadków antysemityzmu - przy czym w Bundesrepublice za antysemityzm uchodzi nawet namazanie swastyki na murze. Od początku roku policja odnotowała 1555 aktów antysemickich, z czego 55 z użyciem przemocy. Żeby było ciekawiej: zidentyfikowano 936 sprawców, ale żadnego nie aresztowano. Osobistycznie uważam, że zakrawa to na kpinę i ociera się o patologię.
Ale zostawmy już Bundesrepublikę i w ogóle Europę - zerknijmy sobie, co też ciekawego dzieje się w Iranie. Otóż pierdolnik, który zrobił się tamże po śmierci 22-letniej pani Mahsy Amini, którą zajebała lokalna policja moralności za nieodpowiednie nakrycie głowy (wspominałem o sprawie w notce z 20 października), nie zmniejsza się - a nawet jakby wręcz odwrotnie. Wczoraj na grób zabitej udała się całkiem spora procesja głosząca antyrządowe hasła - co, rzecz jasna, nie spodobało się stróżom porządku. Część protestujących starła się z policją, która użyła gazu i broni palnej. Różne źródła różnie twierdzą, ale najprawdopodobniej od początku trwania antyajatollahowskich wystąpień irańskie służby zabiły już ponad 200 osób - i osobistycznie uważam, że spokojnie można w to wierzyć, bo tamtejsi mundurowi się nie opierdalają i jeśli nie dają sobie rady gazem i pałami to bez wahania sięgają po broń palną.
A na koniec notki, tak dla odmiany, wiadomość dość pozytywna - ale po nią będziemy musieli skoczyć sobie na Czarny Ląd, a konkretnie to do leżącej we wschodniej Afryce Ugandy. Tamże bowiem żyje sobie pan Pascal Achiba, który kilka dni temu usłyszał wyrok więzienia. A za cóż? Otóż pan Pascal Achiba jest, a raczej był, kłusownikiem - zajmował się nielegalnym polowaniem na zwierzęta objęte ochroną i sprzedażą trofeów pozyskanych tym niecnym procederem. W 2017 roku dostał półtora roku odsiadki za posiadanie skóry okapi i czterech kawałków kości słoniowej, tym razem został złapany z niemal dziesięcioma kilogramami słoniowych ciosów. Ugandyjski sąd się nie pierdolił, uznał pana Pascala Achibę za seryjnego kłusownika nie rokującego nadziei na reedukację, i z grubej rury przyjebał mu wyrok dożywotniego pierdla. Lokalni obrońcy zwierząt się cieszą, gdyż jest to bezprecedensowy wyrok w kraju, gdzie do niedawna kłusownictwo i nielegalny handel zwierzętami były traktowane przez wymiar sprawiedliwości dość łagodnie. Osobistycznie sądzę, że bezproblemowo dałoby się wydać werdykt bardziej sprawiedliwy, bardziej medialny i, przy okazji, bardziej odstraszający potencjalnych następców - chociaż najprawdopodobniej wszelakie lewomyślne organizacje broniące praw ludzi, takie jak, na ten przykład, Amnesty International czy Human Rights Watch, natychmiast by zaczęły żądać głowy pomysłodawcy (i sędziego) podanej na srebrnej tacy, z jarmużem i sojowym latte. Otóż, jak już niejednokrotnie wspominałem, jestem wielkim fanem kary śmierci - i taki też wyrok powinni usłyszeć ludzie, którym udowodniono zabijanie zagrożonych gatunków zwierząt lub handel ich częściami. Jednakowoż na takiego sukinsyna szkoda kuli czy trucizny, szkoda nawet dobrego sznura - zdecydowanie ciekawiej było rzucić takiego osobnika krokodylom, hipopotamom***, ewentualnie wpuścić do zagrody z samcem słonia w okresie mustu****. I, rzecz jasna, całą sprawę odpowiednio upublicznić - żeby potencjalni naśladowcy mogli się naprawdę dobrze zastanowić, czy aby na pewno warto ryzykować życie dla kilku dolarów. Podane przeze mnie przykłady są dla kontynentu afrykańskiego - w innych częściach świata należałoby je, co oczywiste, odpowiednio dostosować do lokalnej fauny.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* czyli skręta, dżojnta, gibona, blanta
** nagłe uczucie bardzo silnego głodu pojawiające się niekiedy u osób będących pod wpływem tetrahydrokannabinolu
*** hipopotamy, chociaż są roślinożerne, to zabijają w Afryce najwięcej ludzi - są zwierzętami bardzo terytorialnymi i wcale często zdarza im się reagować bardzo agresywnie na intruzów, co przy masie dochodzącej do ponad trzech ton, 30-centymetrowych zębach i zadziwiającej szybkości daje im palmę pierwszeństwa w kategorii ludobójstwa
**** samcom słoni w okresie reprodukcyjnym poziom testosteronu wzrasta nawet ponad 60 razy, przez co dostają testosteronowego pierdolca i stają się kurewsko agresywne. Zjawisko to nazywa się właśnie must.