14.07.2024B rozmaite przemyślenia na temat...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym ciekawym dniu. Ta notka będzie w zasadzie kontynuacją poprzedniej bo, aj waj, dzieją się czary w temacie zamachu na pana Donalda Trumpa. Plugawe słownictwo będzie, rzecz jasna, obecne więc jeśli masz do niego awersję to skończ lekturę >>>tutaj<<<. Aha, za onkologa nie zwracam, a niewykluczone, że wizyta u niego będzie potrzebna bo od wypowiedzi niektórych internetowych znawców komentujących zdarzenie, których treść wykorzystam w tej notce, można dostać raka. I również z góry uprzedzam, że pod koniec notki będzie trochę uproszczonej balistyki i mały eksperyment, który każdy chętny będzie mógł sobie w domu wykonać. Aha, i jeszcze małe podziękowanie dla Honorowego Wiewióra Mariusza Pawluka, którego znowu nie mogę oznaczyć, a który poniekąd zachęcił mnie do napisania tej notki.
O pierwszej teorii spiskowej, jakoby zamachu na pana Donalda Trumpa wcale nie było bo cała akcja została sfingowana, pisałem już w pierwszej notce. Ale to absolutnie nie jest jedyna koncepcja zrodzona w międzyuszach rozmaitych fanów teorii spiskowych. Druga teoria, równie piękna, jest taka, że zamach był, a jego inicjatorami były żydowskie elity rządzące amerykańskim biznesem, którym były i prawdopodobnie przyszły prezydent Stanów coraz mniej Zjednoczonych fatalnie czymś podpadł - ta teoria jednakowoż nie jest jakoś specjalnie innowacyjna ani oryginalna, bo już od setek lat część ludzi jest święcie przekonana, że za każdym niepokojącym wydarzeniem na świecie stoją starozakonni. Trzecia teoria, w mojej opinii jeszcze ciekawsza, twierdzi, że inicjatorem zamachu był prezydent Ukrainy, pan Wołodymyr Zełenski, któremu na tyle nie spodobały wypowiedzi pana Donalda Trumpa o zakończeniu rosyjskiej agresji na Ukrainę, że rozkazał go utrupić aby dalej czerpać korzyści z wojny. Zwolennicy tej teorii co prawda nie potrafili wyjaśnić jakie to korzyści pan Wołodymr Zełeński odnosi z napaści kacapów na swój kraj, ale wskazywali na zyski Ukrainy, która niemal za bezdurno wymienia sobie cały wojskowy park maszynowy ze starego sowieckiego złomu na nowoczesne zachodnie konstrukcje. Jakimś jednakowoż cudem nie wspomnieli o kosztach: o gigantycznych zniszczeniach infrastruktury, które trzeba będzie naprawić; o kosztach opieki zdrowotnej dla poszkodowanych fizycznie i straumatyzowanych psychicznie; o odszkodowaniach i zasiłkach dla tych, którzy w wyniku działań wojennych zostali kalekami - osobistycznie mam wrażenie, że to wszystko będzie kosztować więcej niż wymiana uzbrojenia. O śmierci tysięcy ludzi już nawet nie wspominam.
Ale zostawmy już teorie spiskowe, bo ochujeć od nich można - opierając się na informacjach przekazanych mi przez moje wiewióry nakreślimy sobie teraz portret zamachowca, pana Thomasa Matthew Crooksa. Rzekłbym: ciekawa persona. Wspierający finansowo Demokratów, zagorzały wyznawca multikulti i członek skrajnie lewomyślnej terrorystycznej organizacji antifa, do tego posiadacz legitymacji Republikanów. Co wam w tym obrazku nie pasuje? Typ duszą, sercem i sakiewką popierający jedną partię stara się o legitkę drugiej - i otrzymuje ją. Od razu rodzi się pytanie: po jaką cholerę mu kwit potwierdzający przynależność do wrażego obozu? Odpowiedź jest prosta: zazwyczaj o taki dokument starają się ludzie bardzo pragnący wyrządzić jakieś grubsze świństwo swoim wrogom, tacy "los tajnos agentos" - i najprawdopodobniej tak też było w tym konkretnym przypadku. Kierując się logiką, doprawioną szczyptą zdrowej paranoi, możemy przypuszczać, że pan Thomas Matthew Crooks chciał przy pomocy legitymacji Republikanów dostać się na jakichś ich spęd, bynajmniej nie po to, aby pokojowo dyskutować z nimi o przewagach poglądów Demokratów, a raczej po to, żeby sobie do zwolenników pana Donalda Trumpa postrzelać. Prawdopodobnie nie zdawał sobie jednak sprawy, że istnieją, zwłaszcza na wiecach z kandydatami na prezydenta, procedury bezpieczeństwa bardzo utrudniające wejście na takie wydarzenie i wywołanie w jego czasie strzelaniny lub innego zamachu - i dlatego wybrał wyjście improwizowane, strzał z najbliższego możliwego dachu. Dlaczego sądzę, że ten zamach był improwizowany, że pierwotnie pan Thomas Matthew Crooks planował strzelać z bliższej odległości? Moim zdaniem świadczy o tym brak jakichkolwiek akcesoriów na karabinie. Gdyby zamachowiec planował strzelać z dystansu to wyposażyłby swoją broń w kolimator czy celownik optyczny - on jednak korzystał wyłącznie ze standardowych przyrządów mechanicznych, zapewniających zdecydowanie mniejszą precyzję niż optyka czy optoelektronika. Albo więc pierwotny plan zakładał strzał z mniejszego dystansu, albo niedoszły zabójca był przekonany o swoich bardzo wysokich umiejętnościach strzeleckich. Praktyka jednakowoż pokazała, że fachowość pana Thomasa Matthew Crooksa była mocno dyskusyjna gdyż najprawdopodobniej nie wziął on poprawki na lekki boczny wiatr, wiejący tego dnia w Butler, co bezwzględnie powinien był zrobić strzelając na taki dystans lekkim pociskiem .223 Remington - i najpewniej to uratowało życie pana Donalda Trumpa. Mogę domniemywać, że jeśli pan Thomas Matthew Crooks strzelał wcześniej na strzelnicy to albo na o wiele mniejszym dystansie niż ten, z którego pierdolnął na wiecu, albo przy bezwietrznej pogodzie - bo w takich warunkach znos boczny pocisku jest w zasadzie pomijalny. A wiatr boczny może znieść pocisk .223 Remington z kursu nawet o 4 cm. na odległości 100 metrów*; na odległości 120 m., z której to (mniej więcej) strzelał pan Thomas Matthew Crooks, jest to już z grubsza 6 cm.
Chętnym proponuję zrobienie małego, zapowiadanego już we wstępniaku, eksperymentu, do którego potrzebne będą lustro, patyczek do szaszłyków (lub kredka, czy inny prosty i lekki przedmiot) oraz linijka. Stajemy sobie prosto przed lustrem, do górnej części prawego ucha przykładamy sobie patyczek do szaszłyków, mający wskazywać tor lotu pocisku. Teraz poziomo opieramy linijkę na patyczku pod kątem prostym i przesuwamy ją przed oczami tak, żeby kreska oznaczająca 6 cm. zrównała się z przytkniętym do naszego ucha patyczkiem. W tej pozycji kreska oznaczająca 0 wyznacza nam punkt, w który trafiła by kula pana Thomasa Matthew Crooksa przy bezwietrznej pogodzie lub prawidłowym uwzględnieniu znosu bocznego. Ja dostałbym prościutko w oko, tuż obok źrenicy.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* chociaż tutaj dużo zależy od siły wiatru i masy pocisku