16.08.2024B o igrzyskach...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym ciekawym dniu. Aj waj, ależ numer wywinął nam szef obecnego (nie)rządu, pan Donald Tusk. A skoro o tym panu będzie ta notka to zgrzeszyłbym ciężko gdybym napisał ją kulturalnie, a że wolę grzeszyć na inne sposoby to osoby wrażliwe na przekleństwa, tudzież niepełnoletnie, powinny skończyć lekturę >>>tutaj<<<.
Mój stosunek do głównego szyszkownika obecnego (nie)rządu, tudzież większości jego pomysłów, nie jest żadną tajemnicą - jest zdecydowanie negatywny. Większość koncepcji pana Donalda Tuska osobistycznie uważam za szkodliwą dla Najjaśniejszej i jej mieszkańców - przy czym stopień tejże szkodliwości jest zróżnicowany, od lekko irytującego do wkurwiającego na maxa. Może nie na samym szczycie, ale zdecydowanie powyżej średniej, uplasował się projekt zorganizowania w Polsce igrzysk olimpijskich w 2040 lub 2044 roku. Pomysł ten uważam za fatalny głównie ze względów ekonomicznych - jest to cholernie droga impreza, rzadko mieszcząca się w zakładanym budżecie, często zaś przynosząca organizującemu ją krajowi wymierne straty. Francja, na ten przykład, planowała wydać na organizację tegorocznych igrzysk olimpijskich 3,6 miliarda euro, a wyjebała 8,8 miliarda - i chuj wielki zarobiła, bo liczba odwiedzających Paryż spadła o 15%, a hotele, przygotowane na nawał klientów, notowały rekordowo niskie obłożenie, na poziomie 60%. Przed imprezą specjaliści szacowali, że stolicę Piątej Republiki odwiedzi, poza normalnymi turystami, z grubsza 3 miliony zagranicznych kibiców - rzeczywistość jednakowoż szybko zweryfikowała te wyliczenia bo pokazało się, że nad Sekwanę zjechała mniej więcej połowa prognozowanej liczby fanów. Po dupach dostały, rzecz jasna, rozmaite restauracje, kawiarnie i sklepy, które nakupowały spożywki licząc na to, że wszystko opierdolą na pniu - a tu chuj wielki i bąbelki bo ruch był o wiele mniejszy od zakładanego i część produktów po prostu się przeterminowała, a właściciele biznesów zamiast liczyć zyski to łykają łzy i liczą straty.
Francja postanowiła zrobić igrzyska po taniości i w zasadzie nie budowała nowych obiektów tylko modernizowała już istniejące - a i tak przekroczyła budżet o 115%, co i tak jest zajebistym wynikiem, bo średnio organizatorzy takich imprez przekraczają budżet o 156%, a rekordziści dochodzą niemal do 200%. W Najjaśniejszej, gdzie dużą część infrastruktury olimpijskiej należałoby dopiero wybudować, przekroczenie budżetu byłoby niewątpliwie sporo większe - zwłaszcza, że trzeba by jeszcze od skurwysyna kasy wpompować w infrastrukturę transportową, tudzież w rozszerzenie bazy noclegowej, żeby kibice nie kimali na dworcach i pod mostami. Osobistycznie uważam, że Polska ma zdecydowanie pilniejsze wydatki niż wyjebanie co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu, miliardów euro na igrzyska. Sporo kasy wymaga obronność, niemało też modernizacja energetyki, a i na służbę zdrowia oraz szkolnictwo przydałoby się coś tam z budżetu rzucić. Wydatków, jako się rzekło, nie brakuje - i dokładanie sobie do nich jeszcze organizacji igrzysk olimpijskich, jak to zaplanował szef obecnego (nie)rządu, pan Donald Tusk, jest Najjaśniejszej potrzebne jak świniakowi siodło, albo jak druga dziura w dupie.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego