30.11.2024B doktorki HC i śledztwo ONZ-u......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym sennym dniu. Aj waj, znowuż się w tym naszym nieszczęsnym eurokołchozie nawywijało. Osobom którym wstrętne są słowa niecenzuralne już podziękuję i poproszę o zakończenie lektury >>>tutaj<<<.
Moje lubelskie wiewióry doniosły, że na tamtejszym Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej doktorami honoris causa zostały trzy panie. To się czasami zdarza, żyjemy w kraju, w którym kobiety jak najbardziej mogą takie dostać. Zdumienie moich wiewiór, a także moje, wzbudziły jednakowoż nazwiska świeżo upieczonych doktorek. Są to bowiem pani Anne Applebaum, chamka Agnieszka Russland (przepraszam: Holland) i towarzyszka Olga Tokarczuk - a uzasadnienia przyznania tychże tytułów rozprostowały mi pejsy i rozjebały tatuaże. Pierwsza dostała "za wybitne osiągnięcia naukowe i publicystyczne, mistrzowską naukę rozumienia historii – szczególnie Europy Wschodniej i Polski, a także za wrażliwość badawczą na problemy wartości demokracji i jakości mediów"; druga "za poszukiwanie prawdy i stawianie niewygodnych pytań, pokazywanie w filmach wieloznaczności świata, za odsłanianie skomplikowanych ludzkich relacji i emocji, łączenie poetyki i sztuki filmowej z bezkompromisową postawą obywatelską, za odwagę mówienia pełnym głosem o sprawach trudnych, za wrażliwość na drugiego człowieka i przywracanie mu godności oraz za mądrość i pozostawanie w nieustannym twórczym ruchu"; trzecia za "za moc kreowania słowem światów, gdzie przeszłość spotyka się z teraźniejszością, by sprostać wyzwaniom przyszłości; za nieustanne poszerzanie granic naszej wrażliwości, wyobraźni i umysłu oraz za konsekwentne promowanie postawy czułości wobec Ziemi i wszystkich istot ją zamieszkujących, szczególnie wobec pokrzywdzonych i podporządkowanych, którym głosu, praw i miłości dotąd odmawiano". O kurwa, nie wiem co na tym Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej ćpają, ale ewidentnie biorą tego zdecydowanie za dużo i o wiele za często. O jakichś specjalnych osiągnięciach naukowych pani Anne Applebaum dziwnym trafem nie słyszałem, jako publicystki nie cenię jej zupełnie, o ile się orientuję to rozumienie historii przez tą panią jest mocno ograniczone, a wrażliwość u naukowca jest raczej wadą niż zaletą. "Poszukiwanie prawdy" przez chamkę Agnieszkę Russland (przepraszam: Holland) ogranicza się do podłych łgarstw na temat służb mundurowych Najjaśniejszej, broniących kraju przed nasyłanymi przez samodzierżcę Białorusi, pana Alaksandra Łukaszenkę, hordami nielegalnych migrantów z Ludu Pustyni i Puszczy; na temat mądrości tejże pani się nie wypowiem bo doprawdy nie ma o czym, a jeśli chodzi o jej postawę obywatelską to identyczną reprezentują rozmaici ojkofobiczni lewomyślni. Co do towarzyszki Olgi Tokarczuk i jej "mocy kreowania słowem światów" to osobistycznie sądzę, że w Najjaśniejszej żyje o wiele więcej ludzi, którzy nie piszą kiepsko wierszowanych ramot, tylko swoimi słowami faktycznie kreują światy, na ten przykład pan Andrzej Sapkowski czy pan Andrzej Pilipiuk (że wymienię tylko tych najchętniej przeze mnie czytanych) - a doktorami honoris causa jakoś, o ile się orientuję, nie zostali. No cóż, świat schodzi na psy, nagrody Nobla już zeszły - wychodzi na to, że i doktorem honoris causa zostaje teraz byle kto za byle co.
Z Najjaśniejszej wyjechał właśnie towarzysz Graeme Reid, pochodzący z Republiki Południowej Afryki ekspert Organizacji Narodów Zagubionych (przepraszam: Zjednoczonych) do spraw przemocy i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową. Po trwającym dziesięć dni "śledztwie" uznał on, że Lud Alfabetu w Najjaśniejszej ma przejebane jak w ruskim czołgu - i wezwał (nie)rząd pana Donalda Tuska żeby naten-kurwa-tychmiast zmienił ten stan rzeczy. Osobistycznie zaproponowałbym aby towarzysz Graeme Reid pierdolnął się, na ten przykład, do Afganistanu, Iranu, czy innych krajów z przewagą wyznawców "religii pokoju" żeby tam analogiczne śledztwo uczynić. Mam dziwne wrażenie, że dochodzenie to byłoby krótkie i zakończone jakimś spektakularnym samobójstwem w stylu samoukamieniowania albo przyjęcia ze trzech magazynków z kałacha na korpus. Jednakowoż towarzysz Graeme Reid jakimś dziwnym trafem do takich państw w celach służbowych nie jeździ - w Najjaśniejszej widocznie bezpieczniej, a i naszczekać można bez ryzyka, że się kamieniem, nożem albo i serią z AK oberwie od wkurwionych tubylców. Tak w sumie to towarzysz Graeme Reid mógłby się nawet wybrać do Bundesrepubliki i stamtąd jakiś raporcik wysmażyć, bo tamże szefowa berlińskiej Bundespolizei, pani Barbara Słowik Meisel, doradziła Ludowi Alfabetu (oraz starozakonnym) żeby raczej się w dzielnicach zamieszkałych przez wyznający "religię pokoju" Lud Pustyni i Puszczy nie pojawiali.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego