1.01.2025B dzisiaj w Berlinie, dzisiaj w...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym spokojnym dniu. Aj waj, zadziało się znowuż w sylwestra u naszych zachodnich sąsiadów z Bundesrepubliki. Notka ta nie będzie przesadnie długa i przesadnie kulturalna więc jeśli plugawe słownictwo budzi twą odrazę to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Przybyli do Europy migranci z Ludu Pustyni i Puszczy przynieśli ze sobą nową, świecką tradycję sylwestrową: wywoływanie pożarów, atakowanie próbujących je gasić strażaków i napierdalanie się z wezwanymi przez strażaków policjantami. Zwykle świetnie to widać na przykładzie Francji, gdzie rok w rok płoną samochody a stróże prawa do spółki ze strażakami starają się przywrócić jaki taki porządek i połapać co bardziej wyrywnych świętujących - w tym roku jednakowoż moje nadsekwańskie wiewióry tęgo musiały pochlać i raportów mi na czas nie złożyły więc, chcący-niechcący, zerkniemy sobie Berlina, bo tam też było ciekawie. Świętowanie odchodzącego starego roku odbywa się w stolicy Bundesrepubliki nieco inaczej niż w sąsiedniej Francji, albowiem tamtejszy Lud Pustyni i Puszczy raczej wywołuje pożary ogólne, bez szczególnego ukierunkowania, a ten znad Sekwany najczęściej podpala samochody - zapewne to są te drobne różnice kulturowe, o których kultywowanie tak bardzo dbają wyznawcy multikulti. W Berlinie natomiast częściej dochodzi do napierdzielania fajerwerkami zarówno w przypadkowe osoby, jak i w architekturę oraz, rzecz jasna, w interweniujących policjantów. W tym roku ostrzał rakietowy tłumów spowodował rany zaledwie u ośmiu osób, przy czym u dwójki (w tym małego dziecka) są to obrażenia poważne, zagrażające życiu. Interweniujących policjantów wylądowało w szpitalach aż 30, w tym jeden w stanie ciężkim. Nie była to jednakowoż bitwa jednostronna, albo też jakaś rzeź niewiniątek, bo mundurowi odłowili i pozamykali w zakratowanych hotelach ponad cztery setki co bardziej agresywnych osobników. Osobistycznie uważam, że teraz przez cały dzień osobnicy ci nie powinni dostać nawet grama chleba, ale za to co godzinę obrywać solidny wpierdol - tak, żeby do końca swoich zasranych żywotów zapamiętali, że bawić się, i owszem, można, ale tak, żeby osób postronnych, tudzież mundurowych, na straty i kontuzje nie narażać.
Żeby było śmieszniej: pod ulicą Seestrasse, której nazwę można przetłumaczyć na Jeziorna, jebnęła rura z wodą - i ulica nagle przyjęła wygląd całkowicie odpowiadający nazwie, a kilka dzielnic Berlina zostało bez wody. Służby zaczęły działać niemal od razu, ale nie na tyle szybko, aby wkurwieni obywatele nie zaczęli dzwonić na numer alarmowy żeby zgłosić awarię - i przez półtorej godziny numer alarmowy był w zasadzie nieczynny z powodu natłoku zgłaszających. W sumie nie ma się co dziwić starej rurze, że pierdzielnęła, po stu latach miała prawo - została bowiem położona jeszcze przed dojściem do władzy w Bundesrepublice pewnego dość znanego w późniejszym czasie malarza, towarzysza Adolfa H., którego nazwiska wymieniać na Facebooku nie wypada, bo można za to wyhaczyć darmową wycieczkę na banowe pola* w prezencie od cenzorów.
Na tym tle niemal niezauważona została nieco wcześniejsza wiadomość, że jakiś pierdolnięty w mózg Syryjczyk, zamieszkujący na stałe w Szwecji, zajebał ze sklepu w dzielnicy Charlottenburg dwa noże i starał się przy ich pomocy ubogacić kulturowo jak najwięcej tych nieukulturalnionych Niemiaszków, ale nie ze szczętem mu wyszło bo się Niemiaszki ubogacić nie dały, a pan nożownik finalnie wylądował w areszcie. Zdążył jednakowoż pochlastać kilka osób, z czego dwie nieco poważniej, ale tylko jedna z nich wymaga dłuższego leczenia szpitalnego. Tak czy inaczej: matołka pewnie albo wypuszczą ze względu na niepoczytalność w chwili dokonywania czynu, albo ewentualnie wlepią jakąś symboliczną karę. Osobistycznie uważam, że jest to błąd fatalny, bo skoro typ stanowi realne zagrożenie dla otoczenia to należy go od tegoż otoczenia realnie odseparować - a skoro był na tyle normalny, żeby podpierdolić ze sklepu dwa noże i ciachać nimi ludzi na ulicy, to jest też na tyle poczytalny, żeby za swój czyn odpowiedzieć karnie. Najlepiej, rzecz jasna, publicznie na szafocie, przy língchí** - ale nie łudźmy się, na coś takiego nikt w tym ogłupiałym od lewomyślnej ideologii Związku Socjalistycznych Republik Europejskich nie wyda zgody.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* o publikowaniu jego wizerunku też należy zapomnieć - osobistycznie kilka lat temu wrzuciłem w komentarzu zdjęcie towarzysza Adolfa H. pokazującego "jak wysoko jego piesek skacze", opatrzone podpisem "tyle śniegu najebało" - i wyhaczyłem miesięczny wyjazd na banowe pola za propagowanie nazizmu. Odwołania, rzecz jasna, nic nie dały - administracja uparcie twierdziła, że to nie był żartobliwy obrazek odpowiadający na faktycznie zadane pytanie o ilość śniegu, tylko szczera pochwała nazizmu
** czyli tak zwanej "karze tysiąca cięć", polegającej na powolnym i publicznym odcinaniu przywiązanemu do pala skazańcowi kawałków ciała. Wyjątkowo niemiluteczkowy sposób zejścia z tego świata, podobno mogący się ciągnąć nawet do tygodnia - w zależności od wytrzymałości ofiary, umiejętności kata oraz jego chęci do utrzymania skazanego przy życiu