Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się znowu w eurokołchozie zadziało. Z góry uprzedzam, że w notce wystąpią wyrazy plugawe więc jeśli obawiasz się skalania swej nieśmiertelnej duszy to skończ lekturę >>>tutaj<<<. Aha, długo będzie bo spraw się od cholery i jeszcze trochę nazbierało.
Ledwo sobie zrobiłem chwilę przerwy od pisania a już świat stwierdził, że trzeba zapierdalać jak królik po koksie. Szefostwo Związku Socjalistycznych Republik Europejskich uznało, że jeszcze jest zbyt normalnie, że jeszcze za mało wydano durnych ukazów, że jeszcze europejska gospodarka się trzyma, że jeszcze ludziom jest za dobrze - i postanowiło to zmienić. Szyszkownicy eurokołchozu doszli do zaskakująco poprawnych wniosków, że przez wszystkie opłaty "ekologiczne" towary i usługi są w eurosojuzie drogie - a skoro problem zidentyfikowali to postanowili go rozwiązać. Zrobili to jednak w stylu tak bardzo lewomyślnym, że mogącym stanowić kwintesencję lewomyślności: zamiast obniżyć opłaty w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich to wprowadzili "podatek graniczny" na dobra pochodzące spoza eurosojuzu. W efekcie importerzy tychże będą musieli zapłacić "ekologiczne" myto za możliwość dystrybucji na terenie eurokołchozu. Naczalstwo europierdolnika najwidoczniej nie widzi jednej, niespecjalnie trudnej do zauważenia, rzeczy: zarżnięcie własnego przemysłu i spowodowanie nieopłacalności importu sprokuruje zapaść technologiczno-ekonomiczną. Już za kilka lat chuja sobie mieszkańcy Europy pojeżdżą samochodami prądem pędzonymi, bo ich produkcja na miejscu będzie nieopłacalna (metale ziem rzadkich, konieczne do wyrobu akumulatorów, są importowane i będą podlegać opłacie), a za auta sprowadzone spoza eurokołchozu "ekologicznie" opodatkowani importerzy będą żądać takich pieniędzy, że głowa mała. A nawet jak już sobie Europejczyk takie auto kupi to chuja je naładuje, bo eurokołchoz będzie produkował za mało energii elektrycznej i będzie musiał ją importować - a importowany prąd będzie drogi gdyż będzie podlegał "podatkowi granicznemu". Osobistycznie uważam, że należy pogonić od władzy wszystkich lewomyślnych, a zwłaszcza Arbuzów, i to jak najszybciej, zanim totalnie rozpierdolą gospodarkę - bo alternatywą jest powrót dla większości obywateli do epoki przedindustrialnej.
Zostawmy teraz sprawy ogólne Związku Socjalistycznych Republik Europejskich i przejdźmy sobie do szczegółów. Wygląda na to, że do niektórych obywateli Bundesrepubliki powoli zaczęła docierać rzeczywistość. Były szef policji w Essen, pan Frank Richter, stwierdził, że albo Niemcy ograniczą migrację, albo w perspektywie kilku lat będzie identyczny pierdolnik jak w Szwecji, gdzie gangi migrantów napierdalają do siebie z broni palnej lub wysadzają się domowej roboty bombami - przy czym nieodmiennie giną przypadkowi cywile, którzy akurat znaleźli się w złym miejscu w złym czasie. Również minister finansów Bundesrepublik, pan Christian Lindner, stwierdził ostatnio, że za dużo się Ludu Pustyni i Puszczy nałazi, i że za dużo pieniędzy z socjalu wychodzi za granicę, do krajów pochodzenia migrantów. Przy czym powiedział, że dla powstrzymania nielegalnej migracji najważniejsze jest wpierdolenie grubej kasy w rozbujanie gospodarek państw macierzystych przybyszów, a nie uszczelnienie granic Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Osobistycznie uważam, że jest dokładnie odwrotnie: najpierw Europa musi zamknąć granice żeby chronić swoich obywateli i swoją gospodarkę, a później ewentualnie próbować pomóc krajom Bliskiego Wschodu czy Afryki. Europa powinna być jak jeden z bohaterów cyklu wiedźmińskiego pana Andrzeja Sapkowskiego, krasnolud Zoltan Chivay, który był uprzejmy powiedzieć "Moją ogromną przywarą jest niepohamowana dobroć. Ja po prostu muszę czynić dobro. Jestem jednak rozsądnym krasnoludem i wiem, że wszystkim wyświadczyć dobra nie zdołam. Gdybym próbował być dobry dla całego świata i wszystkich zamieszkujących do istot, byłby to kropelka pitnej wody w słonym morzu, innymi słowy: stracony wysiłek. Postanowiłem zatem czynić dobro konkretne, takie, które nie idzie na marne. Jestem dobry dla siebie i dla mego bezpośredniego otoczenia.". Obecnie niestety Związek Socjalistycznych Republik Europejskich tejże postaci z żadnej strony nie przypomina - przypomina raczej beznadziejną mieszankę najgorszych cech romantycznego herosa i pozytywisty - bez pomyślunku, sensu i celu, niepotrzebnie przy tym narażając się na niebezpieczeństwo, stara się pomagać wszystkim maluczkim, głównie tym pomocy wcale nie potrzebującym.
Wrócimy sobie teraz do Najjaśniejszej, bo tu też nam się ciekawie dzieje - ale tu już sobie zrobimy króciuteńki i całkowicie subiektywny przegląd najciekawszych wieści. Otóż kampanię wyborczą polskiej Lewizny (przepraszam: Lewicy) postanowił wesprzeć towarzysz Pedro Sánchez Pérez-Castejón, premier Hiszpanii z Partido Socialista Obrero Español. Osobistycznie miałbym do niego, podobnie jak do każdego innego europejskiego towarzysza starającego się wpłynąć na wyniki wyborów, maleńką prośbeńkę: wsadź swój zasmarkany czerwony nos w swoją zasraną czerwoną dupę i przestań się wpierdalać w wewnętrzne sprawy Najjaśniejszej.
Lewomyślni towarzysze z organizacji Amnesty International nawołują Polaków do olania referendum organizowanego przy okazji wyborów parlamentarnych. Jako typowi lewomyślni nie są w stanie znieść samej myśli, że ludzie mogą wyrazić swoje zdanie zamiast popierdalać jedynie słuszną, wyznaczoną przez lewomyślnych towarzyszy, drogą. No bo kto to, kurwa, słyszał: jakieś referenda, wybory - barany i owce (przepraszam: obywatele) mają iść tam, gdzie każe władza, ewentualnie beczeć na komendę, a nie sobie samodzielnie myśleć i wybierać. Od myślenia to są towarzysze, a nie bydło.
Były prezydent Polski, towarzysz Aleksander "Horyłka" Kwaśniewski, uskarża się ostatnimi czasy na kolano. Oj, bidnyś ty, chudzinko, jak cię nie jebie "choroba filipińska", to kolanko napierdala. Może jakiegoś dobrego lekarstwa ci trzeba, tak ze 40% mocy? Łokowitki* się, panocku, napijecie - i syćkie choróbska prec sobie łod was pójdom**.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* to po góralsku, od łacińskiego "aqua vitae" - woda życia
** to też po góralsku: wódki się pan napije i wszystkie choroby pana opuszczą