5.10.2024 przyszłość eurokołchozu i gała......
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu - po raz drugi w tym męczącym dniu. O jawnogrzesznica, ależ się w tym naszym ojrokołchozie odstawiło. A skoro notka będzie o Związku Socjalistycznych Republik Europejskich to nikogo nie powinno specjalnie dziwić niecenzuralne słownictwo w tejże - jeśli jednakowoż wadzi ci ono niepomiernie to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Moje dyslokowane w Brukseli wiewióry donoszą, że naczelna szyszkownica Komisji Europejskiej, towarzyszka Ursula von der Leyen, przestała już nawet udawać, że eurokołchoz ma być "Europą małych ojczyzn". Związek Socjalistycznych Republik Europejskich ma stać się centralnie zarządzanym molochem, sterowanym, rzecz jasna, z Brukseli. Towarzyszka Ursula von der Leyen ma już nawet jasny plan, jak ten zamysł wprowadzić w życie - otóż od 2028 roku zamierza zmienić zasady finansowania przez organy unijne. Do tej pory unijna kasa trafiała do samorządów, które musiały się o nią w Brukseli pokłonić; teraz ma to ulec zmianie: pieniądze mają iść do budżetu państwa, a dopiero z niego mają być rozdysponowywane do samorządów. Dodatkowo kasa miałaby się państwom członkowskim należeć nie za zmiany lokalne, jak to było dotąd, tylko za reformy ogólnokrajowe. Nietrudno się domyślić, że taki sposób finansowania ma na celu wsparcie krajowych partii popierających idee zwiększania wpływu eurokratów na losy poszczególnych krajów - bo państwom, w których obywatele zagłosują nie po myśli brukselskich szyszkowników, łatwiej będzie odciąć ojrokołchozowe dofinansowania i wszystko zwalić na lokalny, wybrany przez eurosceptyków, rząd. Osobistycznie uważam, że jest to całkowicie niedemokratyczne wywieranie presji na obywateli: albo zagłosujecie tak jak chcemy, albo chuj wam w dupę i na imię bo upierdolimy wam fundusze. Jeśli tak ma już niebawem wyglądać rzeczywistość w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich to po raz kolejny wielkim głosem wołam: WYPIERDALAJMY Z TEGO BURDELU PÓKI CZAS!
Ale zostawmy już Brukselę, bo w Najjaśniejszej też jest ciekawie. Otóż moje szpiegujące Lewiznę (przepraszam: Lewicę) wiewióry szepczą, że ta banda rozmyśla nad wystawieniem towarzyszki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk jako kandydatki w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Nie jest ona może tak rozpoznawalna, charakterystyczna i pyskata jak towarzyszka Anna Maria Żukowska, ale miewa też swoje momenty. Zdecydowanie najlepszym z nich, przynajmniej w mojej ocenie, było hasełko mające promować rozgrywany przez polityków charytatywny mecz piłkarski: "kobiety do gały". Nie wiem, jak w innych okolicach, ale we Wspanialewie Górnym taki slogan kojarzy się nie tylko z harataniem w gałę, czyli graniem w piłkę nożną, ale także (a może nawet bardziej) z opierdalaniem gały, czyli seksem oralnym. Poza tym towarzyszka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk poziomem intelektualnym nie odstaje od lewomyślnej normy, czyli zachwycać się absolutnie nie ma czym. Osobistycznie mam tylko nadzieję, że obywateli Najjaśniejszej nie popierdoliło jeszcze do tego stopnia, żeby wybrali ją na prezydenta.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego