25.03.2024 rosyjska droga do prawdy...
Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, zadziało się znowuż w Rosji. A skoro tematem dzisiejszej krótkiej notki jest Rosja to będą wulgaryzmy - jeśli więc twój anioł stróż dostaje na ich widok spazmów to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Za słusznie minionego systemu powstał taki dowcip:
W Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich generałowie wojska, milicji i KGB umówili się na polowanie. Dodatkową premią dla zwycięzcy miała być skrzynka wódki za ustrzelenie największego zwierza. Generałowie wybrali więc najlepszych strzelców z podległych im jednostek, dali im najlepszą broń - i następnego ranka pognali w las. Po godzinie wracają milicjanci, uginając się pod ciężarem wielkiego dzika. Niewiele później wracają żołnierze, niosąc ustrzelonego olbrzymiego jelenia. Rozpalili wspólnie ognisko i czekają na swoich kolegów z KGB - a tu kolegów nie ma. Południe minęło więc zaczęli się niecierpliwić - i ruszyli na poszukiwania. Szukają, szukają - aż tu nagle zaczynają słyszeć przeraźliwe wrzaski. Dobiegają do polany i ich oczom ukazuje się następujący obrazek: na polanie dwóch kagiebistów trzyma zająca za wszystkie łapy, a dwóch innych napierdala go pałami. Zając wygląda jak sto nieszczęść: ucho naderwane, zęby wybite, wielkie lima pod oczami - widać, że został solidnie skatowany. Żołnierze i milicjanci podchodzą do podchodzą bliżej i grzecznie pytają:
-Towarzysze, co robicie?
Na to jeden z agentów KGB odwraca się, wypluwa resztkę peta i syczy przez zęby:
-Już od godziny skurwysyn nie chce się przyznać, że jest niedźwiedziem.
Czemu przypomniałem ten stary dowcip? A bo moje wiewióry doniosły, że wczoraj zaczął się proces czterech zatrzymanych pod zarzutem ataku terrorystycznego na Crocus City Hall w Krasnogorsku. Trzech już się zdążyło przyznać - co nie budzi zdziwienia biorąc pod uwagę stan, w jakim dotarli z przesłuchania na salę sądową. Ci weszli o własnych siłach, świecąc podpiżdżonymi oczami, z lekka kulejąc, jeden kryjąc pod prowizorycznym opatrunkiem ewidentnie naderwane ucho. Czwarty przyznać się nie chciał - i na salę wwieziono go na wózku inwalidzkim, bo nie był w stanie chodzić. Stare metody KGB, jak widać na załączonym obrazku, nie odeszły do lamusa, nie uległy nawet jakimś specjalnym modyfikacjom. Szefostwo mówi "nie meldować o trudnościach, meldować o wykonaniu" - a podwładni wykonują, dopasowując uzyskane zeznania do z góry założonej tezy. A jeśli zeznania nie wypływają z ust przesłuchiwanego lub różnią się od przyjętych założeń - przesłuchiwany jest napierdalany do momentu, aż zacznie gadać z sensem, przynajmniej według śledczych. A że zanim odgadnie ich intencje, zacznie być rozmowny i powie to, co chcą usłyszeć, dostanie ostry wpierdol, straci zęby, paznokcie, a zyska odbite nerki, kupę siniaków i pizdy pod oczami? No, sam na to zasłużył, mógł od razu po dobroci gadać. A że nie znał zarzutów i nie wiedział co ma mówić? No chuj, miał pecha, mógł się od razu przyznać do wszystkiego - wpierdol by dostał i tak, ale przynajmniej lekki. Osobistycznie uważam, że zeznania wymuszone w taki sposób mają małą wartość lub nie mają jej wcale - człowiek z bólu, lub ze strachu przed nim, powie wszystko by zadowolić przesłuchujących, by ci go nie katowali. A podsumowaniem notki niech będą słowa słowa starosty Hectora Laabsa z doskonałej książki "Chrzest ognia" Andrzeja Sapkowskiego: "gdyby tak wam, świątobliwy, te podkowy rozpalone do pięt przystawić, to wierę, przyznalibyście się nawet i do występnego z kobyłą obcowania."
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego